Mafijna wojna, jakiej jeszcze nie było. "Peaky Blinders" – recenzja premiery 4. sezonu
Marta Wawrzyn
19 listopada 2017, 13:03
"Peaky Blinders" (Fot. BBC)
4. sezon "Peaky Blinders" rozpoczyna się od mocnego uderzenia: rodzina Shelbych nie chciała wojny, ale wojna i tak do nich przyszła. Razem z mnóstwem innych atrakcji, jak Adrien Brody w obsadzie. Spoilery!
4. sezon "Peaky Blinders" rozpoczyna się od mocnego uderzenia: rodzina Shelbych nie chciała wojny, ale wojna i tak do nich przyszła. Razem z mnóstwem innych atrakcji, jak Adrien Brody w obsadzie. Spoilery!
Po wydarzeniach z końcówki 3. sezonu "Peaky Blinders" klan Shelbych rozpadł się i rozpierzchł po świecie, a Tommy'ego (Cillian Murphy) ze zrozumiałych powodów nie chce oglądać nikt. Owe "zrozumiałe powody" zostają przedstawione więcej niż dosadnie w swego rodzaju prologu, którym raczy nas na dzień dobry 4. sezon. Widzimy, jak pętla zaciska się już na szyi Johna, Michaela, Arthura i ciotki Polly, a potem przychodzi ratunek w ostatniej chwili. Dosłownie. Sposób, w jaki ta czwórka została uratowana praktycznie w momencie egzekucji, nie był może najsubtelniejszym scenariuszowym posunięciem w historii świata, ale było to posunięcie szybkie, zdecydowane i potrzebne, żeby akcja mogła ruszyć z kopyta.
Uniknięcie egzekucji odcisnęło widoczne piętno na wszystkich bohaterach, a to, że uratował ich Tommy – który wcześniej ich wsypał – nie mogło mu pomóc w odbudowaniu związków z rodziną. Na to było za późno, nieważne, czy mówimy o roku 1924, czy 1925. Widzimy więc, jak Tommy po przeskoku czasowym prowadzi z jednej strony życie samotnika w pałacu na wsi, z synem wyglądającym jak mały książę i służbą rodem z "Downton Abbey", a z drugiej strony zabija nudę w mieście przy pomocy seksu i whisky. To już nie jest ten rozgniewany chłopak z pierwszych sezonów, to elegancki biznesmen, który chce angażować się w legalne interesy. Po jego stronie wciąż są Michael i Ada, reszta rodziny nie chce go widzieć. Do czasu.
Bo choć "Peaky Blinders" jest serialem o jednej z najbardziej niezwykłych rodzin gangsterskich, jakie zasiedlały mały ekran, przede wszystkim to krwawa opowieść o wojnie, także rozumianej jako walka o przetrwanie. W każdym sezonie chłopaki mają powód, by sięgnąć po broń, i nawet teraz, kiedy jedni poszli w legalne biznesy, inni zajęli się hodowaniem kurczaków i plewieniem ogródka, a jeszcze inni popadli w kokainowe szaleństwo, koniec końców będziemy musieli ich zobaczyć razem, idących w slow motion z bronią na ramieniu. Taki jest ich świat, a oni zaszli za daleko, żeby cokolwiek odkręcić. Wybrali swoją drogę lata temu.
Zanim jednak serial nam wytłumaczy, czemu czasem lepiej nie dostać kartki świątecznej i kim jest człowiek, który rzuci za chwilę Shelbym wyzwanie, poznajemy dokładnie stan rozpadu tej rodziny. Zarówno John jak i Arthur mieszkają na wsi z żonami i nie chcą mieć z Tommym do czynienia (Arthur nie miał też od dawna do czynienia z fryzjerem). Cioteczka Polly przesadza z kokainą, whisky i gadaniem z duchami – i jest to widok, który łamie serce, nieważne, jak okrutną ona potrafiła być osobą. Na kokainie jedzie także Michael, który nie dosypia jako pomagier Tommy'ego. Ada została elegancką panią z Bostonu, która do Birmingham przybywa, by wcielić się w św. Mikołaja i pomóc połączyć tych, którzy inaczej prędzej by zginęli niż zaczęli ze sobą rozmawiać.
Ale wiadomo, że koniec końców wszystko będzie sprowadzało się do Tommy'ego. Cillian Murphy pokazuje w 4. sezonie nową twarz swojego gangstera, twarz samotnego światowca, skrytą za eleganckimi okularami. Faceta, który na święta zamawia "kogoś nowego" w domu uciech, by chwilę potem grać rolę najlepszego taty na świecie. Poza wierną Lizzie nie ma u boku żadnej pani, ale to może się zmienić wkrótce, bo oto na horyzoncie pojawiła się świetna kandydatka na nową Grace – pełna ognia rewolucjonistka Jessie Eden (Charlie Murphy z "Happy Valley"). Gorąca kłótnia o pryncypia, jaką zaliczył na dzień dobry ten duet, sugeruje, że prędzej czy później dojdzie między nimi do czegoś więcej niż tylko próby sił.
Ale zarówno romanse, jak i legalne interesy będą musiały poczekać, bo na razie w "Peaky Blinders" zaczyna się krwawa łaźnia. A funduje ją naszym chłopakom nie kto inny jak Adrien Brody, bo niby czemu w serialach BBC mieliby nie grać laureaci Oscara? Jego postać przybywa do Birmingham "dla przyjemności" ze Stanów Zjednoczonych, kraju, który ma wszystko, także prawdziwą włoską mafię. Taką, przy której panowie z Peaky Blinders to leszcze z tępymi żyletkami.
Ledwie Brody zdążył się z nami przywitać i spojrzeć złowrogo spod kapelusza, a już mamy kolejną atrakcję: oto po krwawej jatce w kuchni Tommy'ego, wyraźnie sugerującej, że będzie problem z kolacją wigilijną, pojawił się jego cygański kumpel. Ten wątek będzie miał kontynuację, bo za chwilę ma do nas wpaść jeszcze Aiden Gillen – Littlefinger we własnej osobie, w przebraniu cygańskiego króla i bezlitosnego płatnego zabójcy w jednym. "Peaky Blinders" w tym roku naprawdę zadbało o to, żebyśmy mieli na kogo popatrzeć.
Tommy słusznie wykombinował, że jedynym sposobem, żeby przetrwać rozgrywkę z sycylijską mafią, jest zebranie starej drużyny i wyciągnięcie zakurzonego arsenału z szafy, ale póki co jest daleki od wygrania czegokolwiek. Pierwsza ofiara po stronie Shelbych już padła. Tempo zostało podkręcone. Chłopaki z Birmingham wyglądają na lekko pogubionych, ale wiadomo, że taki stan długo nie potrwa.
Opowieść o podzielonej rodzinie za chwilę gładko przejdzie w mocną historię mafijnej wojny, bo tak działa "Peaky Blinders". Serial, który zaczyna już 4. sezon, a jednak wydaje się równie niezwykły co na początku. Stylowe kostiumy, fantastyczne zdjęcia, rockowa muzyka (w tym tygodniu przerabialiśmy m.in. kolejne covery "Red Right Hand", a także "Adore" Savages i "Alas Salvation" zespołu Yak), charakterystyczne sceny w slow motion i coraz bardziej zmęczone oczy Tommy'ego, w których właśnie pojawił się dawny błysk – to wszystko nie są rzeczy, które mogą się znudzić. Brytyjczycy dawkują swoje seriale bardzo rozsądnie, więc każdy odcinek jest jak święta w listopadzie.
Tym razem jednak twórcy zapowiadają coś wyjątkowego. Steven Knight mówił w wywiadach przed tym sezonem, że "Peaky Blinders" będzie mroczniejsze i mocniejsze niż wcześniej. 4. sezon ma zawierać najlepsze sceny, jakie kiedykolwiek pojawiły się w serialu. I po tym, co właśnie zobaczyliśmy, chyba możemy mu śmiało wierzyć. Zatrudnienie Adriena Brody'ego i wprowadzenie do intrygi włoskiej mafii, której bossa kiedyś zabili chłopcy Shelby, oznacza, że stawki rosną – zarówno dla serialowych bohaterów, jak i dla samego serialu.
Niszowy tytuł, który był emitowany na początku w BBC Three – stacji, gdzie nikt nie liczy na sensowną oglądalność – w ciągu czterech lat stał się prawdziwym światowym fenomenem. Oczekiwania są bardzo wysokie, a Steven Knight, Cillian Murphy i spółka wydają się je spełniać bez problemu. Stawiając na środki wyrazu, po jakie seriale gangsterskie jeszcze nie sięgały, "Peaky Blinders" zamieniło przemoc w prawdziwą poezję, a przy tym pozostało historią, która sama w sobie jest oryginalna i niezwykła. Dzięki osadzeniu w rzeczywistości, którą pamięta ojciec twórcy serialu, udało się stworzyć coś wyjątkowego, opowiedzieć historię, jakiej nie byłby w stanie opowiedzieć nikt inny.
Niewielka liczba odcinków na sezon sprawia, że serial nie traci i nigdy nie straci nic ze swojej świeżości i oryginalności. Cieszmy się "Peaky Blinders", póki możemy, bo przed nami jeszcze tylko ten sezon i sezon finałowy.
4. sezon "Peaky Blinders" startuje w środę, 22 listopada, o godz. 21:00 w Ale kino+. Od razu zostanie pokazany także drugi odcinek – równo z brytyjską premierą.