Jaki plan ma kapitan Lorca? Ta teoria ze "Star Trek: Discovery" może być prawdziwa
Mateusz Piesowicz
17 listopada 2017, 22:02
"Star Trek: Discovery" (Fot. CBS)
Gabriel Lorca od początku wyglądał na niejednoznaczną postać, a jesienny finał 1. sezonu tylko to potwierdził. Czy przy okazji dał wskazówkę co do prawdziwych intencji kapitana USS Discovery?
Gabriel Lorca od początku wyglądał na niejednoznaczną postać, a jesienny finał 1. sezonu tylko to potwierdził. Czy przy okazji dał wskazówkę co do prawdziwych intencji kapitana USS Discovery?
Ręka w górę, komu grany przez Jasona Isaacsa kapitan Lorca nie wydawał się podejrzany. My również od początku dostrzegaliśmy w tym bohaterze coś zagadkowego, a jego kolejne posunięcia tylko utwierdzały nas w przekonaniu, że daleko mu do poprzednich, znanych nam kapitanów okrętów Gwiezdnej Floty. Zawsze jednak dało się to wytłumaczyć charakterem postaci. Lorca często stawiał wszystko na krawędzi noża, podążał własnymi ścieżkami i nie słuchał przełożonych, ale że ostatecznie wychodziło na jego, to trudno było się przyczepić.
W ostatnim jesiennym odcinku "Discovery", czyli "Into the Forest I Go", posunął się jednak jeszcze dalej. Tak sprytnie pociągnął za odpowiednie sznurki w rozmowie ze Stametsem, że nakłonił go, by ten zaryzykował życie dla powodzenia misji. Mało kapitańskie zachowanie, czyż nie? Ale bez wątpienia się opłaciło, bo grany przez Anthony'ego Rappa bohater na tyle porozumiał się z Lorcą, że był gotów na jeszcze jeden, ostatni skok przy użyciu napędu sporowego. I tu robi się naprawdę ciekawie.
Wszyscy przyjęliśmy bowiem, że gdy Discovery wylądowało pośrodku czegoś, co wygląda na cmentarzysko klingońskich okrętów, bohaterowie byli tym zaskoczeni tak samo jak my. Większość zapewne tak, ale niektórzy widzowie są przekonani, że akurat Lorca doskonale wiedział, co robi. Ma na to wskazywać scena, gdy załoga na mostku szykuje się do skoku, a kapitan sięga do panelu nawigacyjnego przy swoim fotelu. Na ekranie widać linijkę: "Nadpisanie – Lorca G.", a pod nią kolejną, stwierdzającą nieznaną lokalizację po kolejnym skoku. Zaraz po tym kapitan z nieprzeniknionym wyrazem twarzy oznajmia: "Wracajmy do domu".
Co z tego wynika? Być może nic, ale jeśli znacie teorię fanowską mówiącą, że nasz Gabriel Lorca to tak naprawdę złe wcielenie tego bohatera pochodzące z Mirror Universe, to przy tej scenie mogliście podskoczyć w fotelach. Gwoli wyjaśnienia – Mirror Universe to funkcjonująca w świecie "Star Treka" od lat alternatywna rzeczywistość, w której żyją złowrogie kopie znanych postaci. Chociażby Spock z bródką. O tym, że motyw pojawi się w "Discovery", mówili sami twórcy, więc mogliśmy się go spodziewać. Do tej pory jednak nie powiązano go z Lorcą.
"Into the Forest I Go" dało jednak ku takiemu rozwiązaniu szereg wskazówek, bo poza wspomnianą sceną była też rozmowa kapitana ze Stametsem o możliwości podróży w inne wymiary, a nawet informacja, że Lorca samodzielnie zbierał ku temu dane przy każdym skoku. Czyżby zatem niejednoznaczny charakter bohatera wynikał z faktu, że tak naprawdę cały czas oglądamy jego złe alter ego?
Wiele rzeczy tu do siebie pasuje, ale nie wyjaśniają one jednego: jak "zły Lorca" miał się dostać do tej rzeczywistości? Może jest to w jakiś sposób związane z jego przeszłością, w której stracił swój poprzedni okręt, USS Buran, i całą załogę? Ale co w takim razie stało się z "dobrym Lorcą"? Niejasności tu znacznie więcej niż pewników, więc na odpowiedzi przyjdzie nam jeszcze poczekać – może nawet dłużej, niż do 8 stycznia, gdy "Discovery" wróci na Netfliksa z nowymi odcinkami. Dobrze że mamy o czym myśleć do tego czasu.