Kobiety rządzą w "Mr. Robot". Rozmawiamy z Carly Chaikin, serialową Darlene
Mateusz Piesowicz
9 listopada 2017, 19:47
"Mr. Robot" (Fot. USA Network)
Czy łatwo zamienić rolę komediową na dramatyczną, dlaczego "Mr. Robot" to kobiecy serial i ile z niego rozumieją grający w nim aktorzy? O to wszystko i jeszcze więcej zapytaliśmy Carly Chaikin.
Czy łatwo zamienić rolę komediową na dramatyczną, dlaczego "Mr. Robot" to kobiecy serial i ile z niego rozumieją grający w nim aktorzy? O to wszystko i jeszcze więcej zapytaliśmy Carly Chaikin.
Premiera 3. sezonu "Mr. Robot" w Canal+ już dzisiaj o godz. 21:00 (wcześniej zdążycie jeszcze zapoznać się z najbardziej odjechanymi momentami w serialu) i właśnie z tej okazji mieliśmy szansę porozmawiać z Carly Chaikin, której bohaterkę czekają w nowych odcinkach bardzo ciężkie chwile i spore zmiany. Czy to nadal ta sama Darlene, którą znaliśmy do tej pory? Aktorka oczywiście nie zdradza szczegółów, za to mówi, jak od środka wyglądała najdziwniejsza sekwencja w historii serialu i kto robi na planie za chodzącą encyklopedię.
Zacznijmy od tego, jak trafiłaś do "Mr. Robot", bo widzowie pamiętający Cię jako Dalię z "Suburgatory" mogli się nieźle zdziwić, widząc Twoje nowe wcielenie. Czy tamta rola nie była w tym przypadku problemem?
Była i to dużym. Sam [Esmail] i producenci najpierw chcieli mnie zobaczyć osobiście, ale zajmująca się castingiem pilotowego odcinka Susie Farris powiedziała, że ubiegam się o rolę Darlene i pokazała im moje zdjęcia z "Suburgatory". Wiesz, blond włosy, różowy strój i tak dalej. Gdy to zobaczyli, stwierdzili, o nie, absolutnie nie, to nie ta dziewczyna. I przez długi czas w ogóle nie mogłam się dostać na przesłuchanie! Na szczęście Susie się za mną wstawiła i tak długo ich przekonywała, że w rzeczywistości tak nie wyglądam i rozumiem, o co chodzi w roli, o jaką się staram, że ostatecznie się udało. Ale nie było łatwo.
Wracając do teraźniejszości, 2. sezon był bardzo mroczny dla Darlene. Jak te wydarzenia się na niej odbiły?
Darlene upadała coraz niżej i niżej, aż w końcu znalazła się na samym dnie, którego głębokości chyba nawet sama się nie spodziewała. Myślę, że śmierć Cisco i odkrycie, że FBI o wszystkim wiedziało to dla niej za dużo. Teraz w pewnym sensie się poddała i próbuje tylko przetrwać. Widać to nawet po jej wyglądzie zewnętrznym, bo prawie nie nosi makijażu ani biżuterii, nie sprawia wrażenia tej samej, pewnej siebie kobiety. Została kompletnie sama, pozbawiona wszystkiego, co dla niej ważne.
Jest w niej jeszcze coś z rewolucjonistki, jaką znaliśmy?
Sądzę, że przede wszystkim zauważyła konsekwencje własnych decyzji i teraz znajduje się trochę pomiędzy młotem a kowadłem. Dostrzegła, że rewolucja kosztuje i teraz spędzi trochę czasu, próbując odwrócić to, co się stało, jednak nie będzie jej łatwo. W końcu cały jej świat i wszystko, w co wierzyła, się zawaliło. Czuje, że nie ma dla niej żadnej nadziei i po prostu boi się tego, co będzie dalej.
Czy jakimś oparciem będzie dla niej agentka DiPierro? Może przesadzam, ale mam wrażenie, że jest pomiędzy nimi jakiś rodzaj porozumienia.
Tak, zdecydowanie. Ich ścieżki przecięły się w poprzednim sezonie, a teraz zobaczycie tego kontynuację. Będzie pomiędzy nimi specyficzna relacja, może nawet coś w stylu niepewnego zaufania. Z pewnością obydwie nabiorą do siebie sporo szacunku.
"Mr. Robot" to serial, który wymaga podwyższonej uwagi, a czasem i ona nie wystarcza, by wszystko z niego zrozumieć. Zdarzało Ci się pytać Sama Esmaila, co się właściwie dzieje?
O mój Boże, robię to nieustannie. Sam to chodząca encyklopedia, ciągle tylko za nim biegam i błagam, żeby mi coś wyjaśnił. Podziwiam naszych widzów, którzy potrafią się dopatrzeć prawdy z najdrobniejszych szczegółów. Coś, co ja wiem ze scenariusza, że wydarzy się za kilka odcinków, oni są w stanie odkryć znacznie wcześniej. Ja tylko bez przerwy zadręczam Sama pytaniami. "Co to znaczy? Co się dzieje? Dlaczego to robimy?". Czasem mam wrażenie, że kompletnie się pogubiłam, a dopiero na końcu wszystko składa się w logiczną całość – uwielbiam ten moment olśnienia.
Co sądzisz o roli kobiecych postaci w "Mr. Robot"? Mało który serial może się pochwalić tak wyrazistymi bohaterkami.
Kobiety rządzą w "Mr. Robot" i uważam, że to fantastyczna sprawa. Angela to moja ulubiona postać, a Portia [Doubleday] jest w tej roli fenomenalna. Wyczyniała niesamowite rzeczy w poprzednim sezonie, a teraz będzie jeszcze lepsza. Ja się po prostu cieszę, że jestem częścią serialu, w którym kobiety odgrywają tak istotne role i nie są tylko dodatkiem do męskich bohaterów. Darlene na przykład nie jest tu przecież tylko siostrą Elliota. Ona, Angela i Dom to silne postaci, których niezależne wątki napędzają całą fabułę, choć ta wcale nie wydaje się dla nich stworzona. Dla mnie to zaszczyt, że mogę reprezentować damską stronę technologii i mieć chociaż taki skromny wkład w umacnianie pozycji kobiet na świecie.
W 2. sezonie był taki moment, gdy nie byliśmy pewni, czy Darlene żyje. Miewasz obawy, że Twoja bohaterka nie przetrwa do końca tej historii?
Pewnie, nie tylko ja. Właściwie to wszyscy żyjemy w nieustannym lęku przed śmiercią naszej postaci, a czas przed otrzymaniem scenariuszy do nowego sezonu to ciągłe zadawanie sobie pytania, czy tym razem mnie zabiją? Taka już telewizyjna rzeczywistość, zwłaszcza w naszym przypadku, bo nigdy nie wiadomo, co się zdarzy. No i sporo ludzi już odeszło, a nikt nie chce podzielać ich losu.
Opowiedz o 6. odcinku poprzedniego sezonu, gdy na dłuższą chwilę "Mr. Robot" zamienił się w stary sitcom. Jak to wyglądało na planie?
Byłam bardzo podekscytowana tą sekwencją, podobnie zresztą jak wszyscy, bo to było coś kompletnie innego, z czym nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia. Rzeczywistość okazała się jednak mniej zabawna, niż sądziłam. Kręciliśmy to na scenie, siedząc w ciasnym samochodzie i pod wielkimi, parzącymi jak słońce lampami, świecącymi wprost na nas. Utknięcie w takiej pozycji na dłuższą chwilę było średnio przyjemne, ale efekt wyszedł niezły, a ja mam doświadczenie, którego się zupełnie nie spodziewałam.
No i poznałaś ALF-a!
Właściwie to nie, bo Darlene przez większość czasu była nieprzytomna. Siedziałam więc na tylnym siedzeniu z zamkniętymi oczami i słyszałam, że wszyscy się z czegoś śmieją, a ja musiałam się powstrzymywać, by nie zerknąć i nie zepsuć ujęcia.
Współczuję. Ale na pewno były inne momenty, gdy miałaś dobrą zabawę na planie.
Jasne, świetnie wspominam 1. sezon i tę chwilę, gdy wyszło na jaw, że Darlene to siostra Elliota. Po pierwsze, dla mnie osobiście było to bardzo zabawne odkrycie, a poza tym nie mogłam się doczekać reakcji ludzi i chwili, gdy będę mogła o tym swobodnie mówić. Pamiętam, że na wszystkie pytania o to, kim jest Darlene i o co z nią w ogóle chodzi, musiałam odpowiadać: "Cierpliwości, zobaczycie". Patrząc, jak kompletnie nikt się nie spodziewał takiego obrotu sytuacji i w jakim wszyscy byli potem szoku, miałam niezły ubaw.
Na koniec trochę fantazji. Elliot ma złe alter ego, które gra Christian Slater, a gdyby takie mroczne wcielenie miała Darlene, zagrałaby ją…
Angelina Jolie! Nie ma innej opcji, uwielbiam ją.