Powrót do irackiego piekła. "Długa droga do domu" – recenzja serialu wojennego National Geographic
Michał Kolanko
5 listopada 2017, 13:02
"Długa droga do domu" (Fot. National Geographic)
"Długa droga do domu" to nowa fabuła National Geographic o wojnie w Iraku. Po obejrzeniu pierwszych dwóch odcinków można śmiało powiedzieć, że tak dobrego serialu wojennego nie było od dawna.
"Długa droga do domu" to nowa fabuła National Geographic o wojnie w Iraku. Po obejrzeniu pierwszych dwóch odcinków można śmiało powiedzieć, że tak dobrego serialu wojennego nie było od dawna.
Współczesne seriale wojenne kojarzą się widzom niemal tylko i wyłącznie z "Kompanią braci". Inna produkcja HBO, "Generation Kill: Czas wojny", nie stała się tak znana, chociaż nie zabrakło w niej ani rozmachu, ani świetnej obsady. Podobnie jak "Długa droga do domu" od National Geographic, tamten serial także opowiadał o drugiej wojnie w Zatoce Perskiej. Tym razem podstawą też jest książka. Projekt, który zadebiutuje w Polsce 5 listopada o godz. 21:00, jest oparty na bestellerze autorstwa Marthy Raddatz, jednej z najbardziej uznanych amerykańskich dziennikarek. Tematyka jest zbliżona, ale wojnę w Iraku poznajemy z różnych perspektyw. "Generation Kill" pokazuje samą inwazję, serial na podstawie książki Raddatz zaczyna się w rok po rozpoczęciu okupacji.
To bardzo istotne, bo z perspektywy czasu łatwo zapomnieć, że nie było bardzo szybkiego przejścia od udanej inwazji do ciężkich zmagań amerykańskich wojsk z partyzantami i przedstawicielami religijnych milicji. Przez kilka miesięcy amerykańska opinia publiczna była przekonana, że wojna w Iraku rzeczywiście się skończyła po tym, jak obalono reżim Sadddama Husajna. To widać też po podejściu rodzin żołnierzy i ich samych, którzy są przekonani, że ich misja nie będzie bardzo niebezpieczna. Przynajmniej nie od pierwszego dnia. To przekonanie wzmocnił 1 maja 2003 roku prezydent George W. Bush. On właśnie w słynnym przemówieniu na pokładzie lotniskowca US Navy zadeklarował, że "misja jest wypełniona". Serial National Geographic opisuje rozpoczęcie ciężkich walk w niemal rok po optymistycznej deklaracji. Zasadzka, w którą wpadli żołnierze z 1. Dywizji Kawalerii w kilka dni po przybiciu do Iraku, jest teraz nazywana czarną niedzielą. To był punkt zwrotny w wojnie.
Serial jest klasyczną produkcją wojenną w świetnej obsadzie. Nie ma tu wyrafinowanych zabaw z formą. Poznajemy zarówno rodziny żołnierzy, jak i oczywiście ich samych. Co najważniejsze – to są ludzie, którzy w niemal 100% nigdy wcześniej nie uczestniczyli w żadnej wojnie i nie oddali strzału do człowieka w warunkach bojowych. Nie wiedzą, co ich czeka. My z perspektywy historii wiemy już, jak mordercza stała się w wojna w Iraku. To w serialu i książce widać bardzo wyraźnie. I to też sprawia, że "Długa droga do domu" pokazuje iracką wojnę z nowej perspektywy.
Żołnierze, których poznajemy, są równie nieprzygotowani na piekło irackiej wojny partyzanckiej jak ich rodziny. Konstrukcja wydarzeń budzi skojarzenia z (również opartym na faktach) "Helikopterem w ogniu". Też mamy zasadzkę na nieprzyjaznym terenie, która wymaga misji ratunkowej, do której nie są przygotowani ani żołnierze, ani oficerowie. Kluczowi są trzej z nich – podpułkownik Gary Volesky (znany z "House of Cards" Michael Kelly), kapitan Shane Aguero (E.J. Bonilla), dowódca patrolu uwięzionego w bagdadzkim Sadr City, oraz spieszący mu na ratunek kapitan Troy Denomy. Równolegle poznajemy też rodziny oficerów i żołnierzy, w tym LeAnn Volesky (Sarah Wayne Callies, czyli Katie z "Colony") i Ginę Denomy (Kate Bosworth). Jest typowa dla takich produkcji ckliwość – np. w scenach rozstania przed wyruszenie na misję – ale nie w rażącym stopniu.
Dwa odcinki serialu, które obejrzałem, wprowadzają zarówno w sytuację na froncie w Bagdadzie, jak i w Fort Hood, gdzie mieszkają rodziny żołnierzy z 1. Dywizji Kawalerii. Serial zrobiony jest z rozmachem, ale bez nadmiernego wykorzystywania komputerowych efektów specjalnych. Wszystko wygląda bardzo prawdziwie. I to też atut całej produkcji. Zderzenie żołnierzy z piekłem partyzanckiej wojny, gdzie nie ma linii frontu jasno rozpoznawalnych przeciwników, wydaje się bardzo realne. Całe starcie w Sadr City wygląda realistycznie też w warstwie wizualnej, niczym film dokumentalny. Również w chwilach, gdy do bazy 1. Dywizji wracają ciężarówki pełne rannych, a lekarze na miejscu nie nadążają z niesieniem pomocy. To bardzo mocno przypomina "Helikopter w ogniu".
To, co zaskakuje w tym obrazie irackiej wojny, to stopień nieprzygotowania armii USA do prowadzenia takiej operacji i brak rozpoznania sytuacji. 1. Dywizja Kawalerii przejmowała dowodzenie w sektorze w Sadr City w dniu ataku. Pojazdy, którymi poruszali się żołnierze, nie miały włączonych systemów lokalizacji i nie były wystarczająco opancerzone. A oni sami nie znali ani terenu, ani swojego przeciwnika w chwili, gdy w Bagdadzie napięcie sięgało zenitu. To musiało skończyć się tragicznie.
Oglądając serial, nie sposób nie zauważyć, że to, co stało się koszmarem dla żołnierzy 1. Dywizji, było dopiero początkiem okupacji i strat. Zarówno wśród żołnierzy amerykańskiej armii i jej sojuszników, jak i dla ludności cywilnej. Czarna niedziela w Sadr City to był dopiero początek. W wojnie zginęło blisko 5 tys. żołnierzy koalicji, a dziesiątki tysięcy zostało rannych. Nie tylko fizycznie. O tym w serialu wspomina żona jednego z wysyłanych do Iraku żołnierzy. "Słyszałam, że oni wracają zmienieni" – mówi. Warto o tym pamiętać, oglądając początek najbardziej brutalnej fazy całej wojny. Serial National Geographic nie będzie może przełomem, ale od wielu lat nie było tak solidnej produkcji wojennej.
Recenzja jest przedpremierowa. "Długa droga do domu" startuje w niedzielę, 5 listopada, o godz. 21:00 na kanale National Geographic – dwa dni przed amerykańską premierą.