Silna kobieta w sieci tajemniczych zdarzeń — Aleksandra Popławska opowiada o 2. sezonie "Watahy"
Marta Wawrzyn
15 października 2017, 22:02
"Wataha" (Fot. HBO/Krzysztof Wiktor)
O "Opowieści podręcznej" i "Wielkich kłamstewkach", modzie na kobiety w telewizji, kręceniu serialu w 20-stopniowym mrozie i nie tylko rozmawiamy z Aleksandrą Popławską, chłodną prokurator z "Watahy".
O "Opowieści podręcznej" i "Wielkich kłamstewkach", modzie na kobiety w telewizji, kręceniu serialu w 20-stopniowym mrozie i nie tylko rozmawiamy z Aleksandrą Popławską, chłodną prokurator z "Watahy".
Z Aleksandrą Popławską, której rola w "Watasze" w tym sezonie zrobiła się jeszcze ciekawsza niż do tej pory, rozmawiałam we wrześniu, po pokazie dwóch nowych odcinków. Oba możecie już obejrzeć na HBO GO, także nie obawiajcie się spoilerów.
Aktorka opowiadała o tym, jak skomplikowana właśnie stała się Iga Dobosz, zapewniała, że niezmiernie ją cieszy rewolucja w serialach, także polskich, i dzieliła się anegdotami z mroźnego planu w Bieszczadach. Jak sami mieliśmy okazję zobaczyć, 2. sezon "Watahy" powstawał w środku zimy, w iście spartańskich warunkach, a aktorzy z wielu wygód musieli zrezygnować. Ale nie brak toalet był największym problemem, tylko… o tym już Wam opowie Aleksandra Popławska.
Postać prokurator Dobosz bardzo mnie zaskoczyła w tym sezonie. Wciąż pozostaje silna i surowa, ale też mamy więcej powodów, by widzieć w niej człowieka i poczuć do niej odrobinę sympatii. Co się zmieniło z Twojej perspektywy?
W pierwszym sezonie Iga Dobosz była bardzo formalna i w dodatku widzieliśmy ją tylko w pracy. Teraz zmiana zaszła już na poziomie scenariusza. Kiedy go dostałam, zorientowałam się, że to daje mi szansę poszerzyć tę postać, pokazać jej różne słabości, wątpliwości, to, że już nie jest taka pewna swego. Ona wciąż potrafi pokazać, że jest silna, ale zaraz potem widzimy, jak wychodzi z pokoju przesłuchań i nie wie, co zrobić ze śledztwem. Do tego dochodzi wątek prywatny, z chorą matką, a także romans, który pojawia się w nie najszczęśliwszym momencie. To wszystko dało mi szansę na rozwinięcie bohaterki. Jestem bardzo zadowolona ze scenariusza, a także z tego, jak to wszystko zostało zrealizowane. Myślę, że druga seria stoi na jeszcze wyższym poziomie niż poprzednia. Cieszę się, że serial się rozwija, mimo tego czasu, który upłynął pomiędzy sezonami.
Lubiłaś swoją bohaterkę od początku czy może jednak teraz zaczęłaś ją bardziej lubić?
(śmiech) No cóż, przyznam, że faktycznie teraz zaczęłam ją bardziej lubić!
Uważasz, że powinniśmy ją postrzegać jako feministkę? Czy raczej robiła co trzeba, żeby przetrwać w męskim środowisku?
Wydaje mi się, że ona nie miała wyjścia w tych warunkach. Musi być facetem w spódnicy, bo inaczej nie dałaby rady. Te postacie, które moi koledzy tak fantastycznie kreują, to ludzie, z którymi nie ma żartów. To ludzie żyjący na granicy. Kiedy ona rozmawia z takim Wiśniakiem, który jest naprawdę złym człowiekiem, czy z Cinkiem, który handluje nie tylko narkotykami, ale też ludźmi, to nie może pokazać słabości. Ale zaraz potem widzimy ją właśnie w chwili słabości, bo musi zadzwonić do chorej matki.
Poza tym ona jest otoczona wielką niewiadomą, bo tym ciągle steruje ktoś z góry. Ktoś jest umoczony i być może ona go zna, ma z nim do czynienia. Iga jest kobietą operującą w sieci różnych zdarzeń, a na dodatek otaczają ją silni mężczyźni. Siłą rzeczy musi być twarda, niezależna i skupiona na swojej pracy.
I jest w stanie tego wszystkiego dokonać, biegając ciągle w szpilkach… Czy teraz to się zmieni, skoro akcja drugiego sezonu dzieje się w środku zimy?
W drugim sezonie nie ma już szpilek, są ocieplane botki, też na obcasie. Pojawią się jeszcze ocieplane kalosze i kurtka puchowa (śmiech).
Jak Twoim zdaniem Iga Dobosz wpisuje się w modę na silne kobiety w telewizji?
Rzeczywiście kiedy patrzę na zachodnie seriale, widzę, że jest więcej głównych bohaterek, i to coraz częściej w sile wieku. Świetny serial "Wielkie kłamstewka", który można zobaczyć na HBO GO, czy "Opowieść podręcznej", którą w Polsce pokazuje ShowMax i która otrzymała aż osiem nagród Emmy, to znakomite przykłady.
To niesamowite, że u nas też zaczyna to być widoczne. Podoba mi się ten trend, i to bardzo. Mimo że "Wataha" jest bardzo męskim serialem, moja postać znajduje się teraz na pierwszym planie. Nawet dni zdjęciowych miałam więcej niż Leszek [Lichota – red.], który jako Rebrow ciągle ukrywa się w lesie (śmiech).
Gram również w serialu "Miasto skarbów" z Magdą Różdżką, gdzie nasze bohaterki to dwie dojrzałe, niezależne, pewne siebie kobiety, chodzące własnymi ścieżkami. Pasjonatki sztuki, z których jedna jest złodziejką, a druga jako znawca sztuki współpracuje z policją. Powstały też seriale "Diagnoza" czy "Druga szansa". Podoba mi się ten trend, oby pojawiało się więcej takich produkcji. Mam wrażenie, że kino silnych mężczyzn zaczyna nam ustępować miejsca, i oby tak dalej.
'A propos wspaniałych kobiet, matkę Igi gra Helena Norowicz. Słyszałam, że miałaś coś wspólnego z jej zatrudnieniem w serialu.
To długa historia, ponieważ poznałam Helenę przy filmie "Ederly" Piotra Dumały, który długo nie mógł wejść na ekrany. Przy okazji zapoznałam się z historią Heleny, która była świetną aktorką Teatru Studio, a potem bardzo długo była na emeryturze. Ponieważ byłam zafascynowana jej kondycją psychiczną i fizyczną, a także jej urodą, zaprosiłam ją do Teatru IMKA, zrobiłam jej kilka zdjęć i zamieściłam post na Facebooku. Napisałam wtedy, że jest fantastyczna osoba do wzięcia i warto zrobić użytek z jej talentu i urody. Taka osoba nie powinna marnować się w domu. Ten post miał duży odzew, rok później Helena stała się ikoną stylu miesięcznika "Elle", zagrała w kilku filmach i serialach, zaczęła znów dużo pracować.
Kiedy dowiedziałam się, że w "Watasze" będzie postać matki Igi, zasugerowałam, żeby zagrała ją właśnie Helena Norowicz, z którą teraz się przyjaźnię. Nie wiem, w jakim stopniu moja sugestia miała wpływ na jej zatrudnienie, bo jednak mówimy o dużej produkcji europejskiej. Aktorzy nie mają wpływu na obsadę, więc prawdopodobnie producenci sami wcześniej na to wpadli. Ale dobrze się złożyło, że tak się stało i że tę tragiczną postać chorej matki zagrała Helena. Stworzyła bardzo przejmującą postać.
Nowa "Wataha" to zarazem powrót ekipy w Bieszczady po kilku latach. Zastanawiam się, jak odczuliście ten powrót, w końcu upłynęło naprawdę dużo czasu.
Tyle w międzyczasie przeszliśmy różnych rzeczy, także prywatnie, że powrót do tych postaci wydawał mi się wręcz niemożliwy. Ale już po kilku dniach wszelkie blokady ustąpiły i okazało się, że te postacie nie tylko bardzo głęboko w nas utkwiły, ale wręcz mogły pojawić się w jeszcze bardziej intensywny sposób, obciążone tym naszym czteroletnim bagażem. Dlatego wydaje mi się, że ten drugi sezon będzie naprawdę mocny.
Ekipa "Watahy" chyba już wrosła w bieszczadzki krajobraz?
Tak, a przy tym to już jest bardzo zgrana ekipa. My dobrze znaliśmy swoje postacie, mogliśmy je rozwinąć, a do tego dobrze znaliśmy się nawzajem. Świetnie się współpracowało z reżyserami – z Kasią Adamik, która była w ekipie już wcześniej, i Jankiem [Matuszyńskim – red.], który świetnie w to wszedł. Wydaje mi się, że to już jest produkcja na imponującym światowym poziomie. Uwielbiam pierwszy odcinek, w którym naprawdę dużo się dzieje i widać, że zrobiony jest z rozmachem.Także wydaje mi się, że ta przerwa dobrze nam zrobiła. Wszyscy już myśleli, że więcej "Watahy" nie będzie, a tu nagle… (śmiech)
My na Serialowej wciąż zajmujemy się głównie zagranicznymi serialami, ale ostatnio coraz częściej zerkamy na rodzime produkcje. Zgodzisz się, że w polskich serialach ogólnie ostatnio dużo się dzieje i zmienia się na lepsze?
Tak, absolutnie! Ja zresztą też oglądam dużo zagranicznych seriali. Ostatnio pochłonęłam "Opowieść podręcznej", przeczytałam też książkę. Kolejna seria "Gry o tron" jest świetna. Uwielbiam takie produkcje i bardzo się cieszę, że powoli dobijamy do tego poziomu. Każdy kanał teraz się stara, a HBO, wiadomo, jest najlepsze! Jest teraz czas seriali, ludzie wolą seriale od filmów, bo trzymają w napięciu, emocje rosną, czeka się na kolejny odcinek. To trochę jak z czytaniem dobrej, 700-stronicowej powieści. Przeczytałam niedawno "Ślepnąc od świateł" Żulczyka, które będzie kolejną serialową premierą HBO. Nie mogłam się oderwać, a ponieważ miałam dużo pracy, to czytałam po nocach.
I tak samo jest z serialami, które są jak powieści w odcinkach. A Polska nie ma się czego wstydzić, zwłaszcza jeśli mówimy o realizacji "Watahy".
Ten sezon "Watahy" powstawał w środku zimy w górach, w strasznym mrozie. Powiedz mi, co w tym wszystkim było dla Was najtrudniejsze.
Dla mnie najtrudniejsze okazało się wypowiadanie kwestii przy minus dwudziestu stopniach, kiedy już stoi się trzecią godzinę na mrozie i usta zamarzają. Poza tym ciągle ktoś wpadał do rowu samochodem, naliczyliśmy 26 wypadków. Raz nie dojechało nam WC, bo też wpadło do rowu, i wszyscy musieliśmy w tym śniegu chodzić załatwiać się za drzewka. Także warunki były takie sobie! (śmiech) Zdarzyło się też, że dron wpadł nam na drzewo i został tam na pięć dni, bo nikt nie był w stanie do niego się dostać. Zima zaskoczyła filmowców! Były przerwy w zdjęciach, na przykład dlatego, że zasypało nam lokacje i trzeba było trzy dni odśnieżać, żeby dało się dojechać na miejsce.
Jest taki moment w drugim odcinku, kiedy widać problemy pogodowe, to znaczy oglądamy na ekranie całkiem przyjemną polską jesień, a w następnej scenie Rebrow brodzi po pas w śniegu. Potem znów śniegu nie ma. Na pokazie wszyscy byliśmy przekonani, że tam musi być jakiś przeskok czasowy, a to tylko pogodowe szaleństwa?
Dokładnie tak było, śnieg spadł z dnia na dzień i widać go w drugim odcinku. Potem przerabialiśmy straszny deszcz i deszcz ze śniegiem, a następnie wszystko się stopiło. Ale właśnie tak jest w Bieszczadach: jednego dnia jest śnieg, drugiego już go nie ma, a potem jak nasypie, to trzyma aż do późnej wiosny. Bieszczady pod tym względem są nieobliczalne i to widać na ekranie. Nic z tym nie dało się zrobić, bo musielibyśmy mieć ogromny budżet, żeby móc sobie pozwolić chociażby na dośnieżanie.
Masz czasem ochotę rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?
Może nie zimą, ale wiosną chętnie! Zresztą byłam ostatnio wiosną parę dni w Bieszczadach, w Komańczy, kręciłam dokument fabularyzowany o kardynale Wyszyńskim. Także czekam na kolejną wiosnę i lato, żeby móc pojeździć na bieszczadzkich drezynach rowerowych, bo jeszcze nie miałam okazji, zimą były nieczynne.
2. sezon "Watahy" możecie oglądać w niedziele o godz. 20:10 w HBO. Kolejne odcinki pojawiają się także w serwisie HBO GO, z tygodniowym wyprzedzeniem w stosunku do emisji w telewizji.