Irytujący, męczący, a przede wszystkim archaiczny. Taki jest nowy "Will & Grace"
Marta Rosenblatt
1 października 2017, 13:02
"Will & Grace" (Fot. NBC)
Debra Messing, Eric McCormack, Megan Mullally i Sean Hayes wrócili po ponad dekadzie przerwy, by przez dwadzieścia minut zajmować się Donaldem Trumpem. To nie jest udany początek.
Debra Messing, Eric McCormack, Megan Mullally i Sean Hayes wrócili po ponad dekadzie przerwy, by przez dwadzieścia minut zajmować się Donaldem Trumpem. To nie jest udany początek.
Wskrzeszenie sitcomu z lat 90. może zakończyć się albo sukcesem, albo katastrofą. Bo przecież nie wystarczy zebrać aktorów, wsadzić ich w znane wnętrza i kazać im klepać ograne formułki. To co bawiło nas kiedyś, niekoniecznie musi bawić nas dzisiaj. Zwłaszcza że mało który sitcom śmieszy nas po latach. Zazwyczaj przychodzi zażenowanie i zdziwienie pt. "Jakim cudem to mogło nas kiedyś bawić?".
Przy starych odcinkach "Will & Grace", które powtarzał niedawno polski FOX Comedy, może i nie miałam poczucia zażenowania, ale nie powiem też, żebym była jakoś specjalnie ubawiona.Zadziałała raczej siła nostalgii. Dlatego z umiarkowanym entuzjazmem podchodziłam do informacji o nowym sezonie. Szczególnie że mieliśmy przedsmak powrotu w postaci 10-minutowego odcinka specjalnego, w którym bohaterowie namawiali do niegłosowania na Trumpa.
Amerykanie nie dali się przekonać, więc cały pierwszy odcinek 9. sezonu znowu poświęcony jest Trumpowi. Niestety, daleko mu do wyrafinowanej satyry politycznej. Zamiast tego mamy toporne walenie widza w łeb i wbijanie mu do głowy jak bardzo złym prezydentem jest Donald Trump. Szkoda, bo można by pokazać to samo w bardziej nieoczywisty sposób, a przede wszystkim bardziej zabawny. Nie wystarczy rzucić sucharem i puścić śmiech z puszki. To nie rok 1998! Patrzenie na to wszystko męczyło i irytowało.
Plusem jest jedynie to, że scenarzyści postanowili zapomnieć o fatalnym zakończeniu 8. sezonu, które było jednym z większych rozczarować w historii zakończeń seriali. Will i Grace pozostali więc bezdzietnymi singlami. Niestety, ten kij ma dwa końce i bohaterowie ani trochę nie zmienili się przez te 10 lat. Uważam to za wadę, bo niemożliwe jest, aby człowiek po dekadzie był dokładnie taki sam. Twórcy po prostu poszli na łatwiznę.
Przykro mi to pisać, ale stary Jack, będący dalej tym samym Jackiem, wygląda dziwacznie. Gdyby nie to, że bohaterowie mają w ręku smartfony, można pomyśleć, że to jakiś zaginiony odcinek 8. sezonu.
Jeśli miałabym szukać pozytywów, niewątpliwie byłaby to obsada. Fajnie, że stacji NBC udało się ponownie zebrać tę zwariowaną czwórkę. Aktorzy wciąż mają świetną chemię. Może kiedy będą mieli do zagrania więcej niż wykrzykiwanie politycznych manifestów, to wszystko będzie wyglądać lepiej?
"Will & Grace" to serial przełomowy, zwłaszcza dla społeczności LGBT. Jednak przez te 10 lat naprawdę dużo się zmieniło, także w kwestii pokazywania osób nieheteroseksualnych na ekranie. "Modern Family" czy chociażby takie "Glee" zmieniło podejście do masy spraw. Szkoda, że twórcy serialu nie zauważyli upływającego czasu. Może wtedy dostrzegliby, że zmieniło się także podejście do tego, jak robić fajną komedię.