Uratować Amerykę i trochę postrzelać. "The Brave" – recenzja 1. odcinka
Piotr Wosik
28 września 2017, 13:02
"The Brave" (Fot. NBC)
Serial militarny z oddziałem specjalnym w roli głównej to rozrywka, którą już widzieliście, nawet jeśli akurat tej premiery nie oglądaliście. Akcja gna naprzód, są wybuchy, ale nie ma za grosz emocji.
Serial militarny z oddziałem specjalnym w roli głównej to rozrywka, którą już widzieliście, nawet jeśli akurat tej premiery nie oglądaliście. Akcja gna naprzód, są wybuchy, ale nie ma za grosz emocji.
Wszystko co musicie wiedzieć o "The Brave", nowym serialu stacji NBC, zawiera się w pierwszych 6-7 minutach pilotowego odcinka. Najpierw absurdalnie uproszczona plansza informuje nas, że bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych bronią głównie dwie grupy: analitycy i oddziały specjalne. Chwilę przed wyruszeniem tych drugich do boju słyszymy zaś poprockową piosenkę "Immortals", a kamera uwiecznia ich na tle zachodzącego słońca. I obowiązkowo z helikopterem w kadrze. Już wiecie, co jest grane, nie?
Tak jak Fallout Boys śpiewają w przywołanym kawałku (skądinąd świetnym i wpadającym w ucho), tak i tutejsi bohaterowie potrafią być czasowo nieśmiertelni. Niestraszne im bowiem żadne zagrożenie, a każda okazja jest dobra, żeby się poprzekomarzać. Mało stereotypowe? To dorzućcie do tego fakt, że na czele oddziału stoi blond przystojniak Adam (Mike Vogel znany choćby z "Pod kopułą"), a na czarnoskórego członka ekipy (Demetrius Grosse) wołają Preach, bo ten na zawołanie sypie filozoficznymi morałami – uprawia "spirytualne jujitsu", jak trafnie podsumowuje go zresztą inny wojak. No przecież!
Kompanami broni są jeszcze Amir , Jaz (ta robi za "silną babkę") i bodaj McG, ale trudno ich zapamiętać albo jakkolwiek się nimi przejąć. Ktoś jest muzułmaninem, ktoś inny kogoś stracił i to tyle z informacji osobistych. Postacie-wydmuszki zaprzężone do napędzania jednowymiarowej akcji. Zanim jednak pif, paf i bum, bum, to jeszcze swoje trzy grosze muszą dołożyć przecież wspomniani na wstępie analitycy.
Przewodzi im harda Patricia (Anne Heche) o minie trochę niepewnej i twarzy przesadnie umalowanej. Wtóruje jej dwoje delikwentów (on bardziej geek, ona wystrzałowa), ale za nic w świecie nie skojarzę ich imion. Cała obsada bardziej lub mniej anonimowa – pozbawiona charyzmy, pazura, jakichś nieoczywistych emocji.
Wybieranie bezpiecznych, sprawdzonych rozwiązań to cecha znamienna serialu. Fabuła zaplanowana jest na ekranowe 40 minut – kogoś trzeba uratować, kogoś zlikwidować – i nie ma w sobie krzty oryginalności ani dramaturgii. Serial z rzemieślniczym zacięciem odhacza więc kolejne sekwencje, całość prowadzi do spodziewanego rozwiązania, a na koniec podrzucony jest jeszcze sztampowy cliffhanger. Ot, żeby zachęcić bezczelnie do powrotu i zasugerować, że może jednak kryje się tutaj grubsza intryga. Nic wcześniej nie wskazuje bowiem, żeby scenarzyści mieli dalekosiężny plan.
Koncept generalnie jest taki – bierzemy z "Homeland" sceny akcji (szczególnie te fantastyczne i pełne napięcia, kiedy jedni sterują dronami i koordynują akcję na komputerach, a drudzy operują na miejscu) i robimy z nich cotygodniowy cel sam w sobie. Historia, psychologia postaci czy relacje między nimi priorytetu nie mają. Może kiedyś taki typowy akcyjniak miałby więcej racji bytu, ale dziś nie wystarczy już sama bezmyślna naparzanka. Telewizja poszła naprzód, widzowie potrzebują przede wszystkim treści i emocji, które spoją ich doświadczenie i przytrzymają dłużej przed ekranem.
"The Brave" jest więc mocno wybrakowane, także jeśli chodzi o ten najprostszy suspens i przejęcie się losami bohaterów. Trzeba jednak oddać serialowi, że przynajmniej wygląda dość realistycznie. No, prawie. Technologia jest tu nieco podkręcona – minikamery w ekwipunku żołnierzy pokazują krystalicznie czysty obraz, a komputerowe interfejsy są graficznie uproszczone na zasadzie kolorystyki: zielone – otwarte, czerwone – zamknięte etc. Reszta fizycznych działań sprawia już jednak wrażenie bardziej wyważonych i precyzyjnych. Jak np. obserwacja i śledzenie celu, kiedy bohaterowie sprawnie przekazują sobie pałeczkę. Albo infiltracja medycznej placówki, której dokonują podstępem, a nie siłą. Broń w końcu idzie w ruch, ale nie ma tu na szczęście bzdurnych momentów ciągłego ostrzeliwania się z odległości pięciu metrów.
Całość jest też oczywiście wyraźnie uproszczona i przewidywalna, ale do poziomu akceptowalnej naiwności. Są też co prawda bardziej naciągane pomysły, jak np. strzelanie z jadącego samochodu, ale działa iluzja wiarygodności i namacalności rozgrywanych wydarzeń. To jednak tyle z pozytywów. Można bezrefleksyjnie połknąć te kilkadziesiąt minut i zębów się nie straci, ale wartości dodanej nijak nie znajdziemy.
Z pełnym przekonaniem mogę więc odradzić zarówno premierę "The Brave", jak i dalsze seanse. Chyba że wyjątkowo zafascynowani jesteście wojskowymi klimatami. W takim wypadku chyba lepiej jednak nadrobić "Generation Kill: Czas wojny". Albo po raz enty powtórzyć sobie "Kompanię braci" i "Pacyfik". Można też poczekać i sprawdzić jak poradzą sobie kolejne nowości, bo na militarnym froncie swoje działa wytoczą za chwilę CBS ("SEAL Team") i The CW ("Valor"). Propozycja NBC to tymczasem niewypał, nie musicie nawet jej oglądać, żeby ją znać. Co by się nie działo, to trochę postrzelają i Amerykę uratują.