10 powodów, aby zobaczyć "San Junipero" – najbardziej niezwykły odcinek "Black Mirror"
Marta Wawrzyn
25 września 2017, 19:03
"Black Mirror: San Junipero" (Fot. Netflix)
"Black Mirror" od lat ma opinię ponurego serialu o ciemnych stronach nowych technologii i ludzkiej psychiki. A jednak największym fenomenem stał się odcinek pozornie niepasujący do reszty. Jak to się stało?
"Black Mirror" od lat ma opinię ponurego serialu o ciemnych stronach nowych technologii i ludzkiej psychiki. A jednak największym fenomenem stał się odcinek pozornie niepasujący do reszty. Jak to się stało?
"San Junipero" tydzień temu dostało dwie nagrody Emmy (za scenariusz i dla najlepszego filmu TV, choć tak naprawdę to nie film, tylko odcinek serialu, będący odrębną historią), a my jeszcze nie zakończyliśmy świętowania. Jeśli tego odcinka nie widzieliście i nie wiecie, na czym polega jego fenomen, podrzucamy 10 powodów, dla których warto się z nim zapoznać, nawet jeśli do tej pory nie widzieliście ani kawałka "Black Mirror". Nie będziecie pierwsi ani ostatni, a szansa, że się zakochacie i nadrobicie także resztę serialu, jest całkiem spora.
W telegraficznym skrócie, "Black Mirror" jest serialową antologią z Wielkiej Brytanii, w każdym odcinku opowiadającą zupełnie inną historię. Wszystkie te historie łączy jedno: w jakiś sposób odnoszą się do tego, że żyjemy w świecie, którym rządzą gadżety, internet, social media itp. Tyle że w "Black Mirror" technologie są lepsze i mądrzejsze, aplikacje jeszcze bardziej pozbawiają ludzi prywatności, a telewizyjne reality shows przypominają ponury koszmar. Jak ma się do tego "San Junipero"?
1. Historia, która na każdym kroku będzie Was zaskakiwać
Kiedy włączycie "San Junipero", prawdopodobnie przez jakiś czas nie będziecie pewni, co oglądacie. Początkowo mamy coś, co wygląda jak wakacyjny romans, rozgrywający się w latach 80. i zawierający jakiś tajemniczy twist. Tylko o co chodzi w tym twiście? Charlie Brooker, twórca serialu i autor tego odcinka, odsłania karty powoli, krok po kroku objaśniając widzowi, co się tutaj dzieje.
Nie zdradzę Wam już wiele więcej z fabuły, powiem tylko, że podczas oglądania warto zwracać uwagę na wszystkie słowa, które padają po drodze, bo tutaj liczy się naprawdę każdy szczegół. Słuchajcie, o czym rozmawiają dziewczyny, patrzcie na zegary, ubrania i dosłownie wszystko. "San Junipero" to misterna układanka, w której nie ma niepotrzebnych elementów. Słowa, gesty, emocjonalne niuanse, nietypowe zachowania ludzkie – wszystko tutaj składa się w spójną całość.
2. Nutka optymizmu w najczarniejszym ze światów
Od prawie roku trwa spór co do tego, czy "San Junipero" jest optymistyczną historią, czy jednak nie. Najbliżej prawdy pewnie będziemy, jeśli powiemy, że jest to historia prawie optymistyczna bądź optymistyczna jak na serial, który dosłownie w każdym innym odcinku przerażał jak diabli i nie pozostawiał złudzeń co do czarnej przyszłości, jaka nas czeka. Tutaj Charlie Brooker pozostawił nam trochę nadziei, choć oczywiście każdy z nas ma prawo interpretować to inaczej.
3. Lata 80. takie, że ach!
Najbardziej utytułowany odcinek "Black Mirror" jest też zapewne odcinkiem najdroższym. Netflix nie zdradził budżetu, ale kalifornijskie miasteczko surferów z lat 80. wygląda na ekranie znakomicie. Są przebieranki, tapirowane fryzury, mocne makijaże, jaskrawe neony, stare auta. A ponieważ akcja częściowo rozgrywa się w klubach, to jest też…
4. Ścieżka dźwiękowa nie z tej ziemi
Duża część budżetu, który nie mógł być niski, zapewne poszła na muzykę. Soundtrack "San Junipero" zawiera ponad 40 hitów, w większości z lat 80., które najczęściej pojawiają się w odcinku gdzieś w tle, w króciutkich fragmentach. Jest tutaj Belinda Carlisle, Simple Minds, Madonna, Salt-N-Pepa, Kim Wilde, INXS, Beastie Boys – słowem, cała masa utworów znanych artystów, służących tutaj do tego, by zbudować klimat, jakiego nie ma żaden inny serial. Playlista od Charliego Brookera jest tutaj, ale lepiej najpierw obejrzeć, a dopiero potem słuchać.
5. Mackenzie Davis skryta za wielkimi okularami
Nieśmiała, cichutka Mackenzie Davis w niemodnych ciuchach i wielkich okularach? Tak, tak i jeszcze raz tak! Jeśli kojarzycie ją chociażby z "Halt and Catch Fire", raczej Was nie zdziwi to, jak świetną jest tutaj aktorką i jak wiele jest wrażliwości w jej kreacji. Jeśli nie kojarzycie jej w ogóle, uważajcie, bo za chwilę się zakochacie.
6. Energetyczna Gugu Mbatha-Raw
Gugu Mbatha-Raw jest w "San Junipero" dowodem na to, że przeciwieństwa się przyciągają. Jej postać jest odważna, przebojowa, ma mnóstwo energii i wygląda na imprezową dziewczynę, która ma w sobie jednak coś więcej. Na czym polega jej tajemnica? Sami zobaczcie.
7. I jeden z najpiękniejszych telewizyjnych romansów
Te dwie dziewczyny razem są tak niesamowite, że można obejrzeć "San Junipero" przede wszystkim dla tego, co się między nimi dzieje. Co wiele osób zresztą robi – raz, a potem drugi, trzeci, dziesiąty. Charlie Brooker napisał jedną z najpiękniejszych, najlepiej poprowadzonych i najbardziej romantycznych historii miłosnych, jakie kiedykolwiek widzieliśmy w telewizji.
8. Skomplikowana układanka i bomba emocjonalna w jednym
Gdybyśmy chcieli przeanalizować "San Junipero" na chłodno, musiałoby nam wyjść, że jest to szalenie wyrachowana rzecz. Układanka, w której wszystko zostało umieszczone dokładnie na swoim miejscu przez jakiegoś precyzyjnego sztukmistrza, po to aby wywoływać takie, a nie inne reakcje. A jednak z jakiegoś powodu łzy lecą, kiedy docieramy do końca. Emocje są tutaj prawdziwe, a ich nagromadzenie tak silne, że są momenty, kiedy najwięksi twardziele pękają. Słowo daję, nie znam nikogo, kto by bez szwanku przetrwał finałowe sceny. I znów – nieważne, ile razy to oglądamy, to działa po prostu zawsze.
9. Jeśli bardzo chcecie, możecie obejrzeć tylko ten odcinek…
…choć nie ma powodu, żeby nie zapoznać się od razu z całym "Black Mirror". To bardzo dobry serial, który nie traci na aktualności. Jeśli jednak planujecie zacząć "od środka", nie ma żadnego powodu, abyście tego nie uczynili. Akademia Telewizyjna nagrodziła "San Junipero" w kategorii "film telewizyjny" i mianem filmów określają też swoje odcinki twórcy serialu. Można zacząć od którego się chce, obejrzeć tylko te uważane za najlepsze albo wybierać je według jakiegokolwiek innego klucza. Pamiętajcie tylko jedno: jeśli zaczniecie od "San Junipero", prawdopodobnie potem się zdziwicie, jak różne od niego są wszystkie inne odcinki "Black Mirror".
10. "Heaven Is a Place on Earth" zostanie z Wami na długo
I tak, to dobra wiadomość. W ciągu ostatniego roku obejrzałam "San Junipero" siedem albo osiem razy, a dawny hit Belindy Carlisle, który dzięki serialowi nabrał nowego znaczenia, przesłuchałam pewnie kilkaset razy. "Heaven Is a Place on Earth" to najbardziej uzależniająca rzecz na świecie, zwłaszcza jeśli słuchając go, w głowie widzi się finałowe sceny "San Junipero".