Krok do przodu i dwa w tył. "Niepewne" – recenzja finału 2. sezonu
Mateusz Piesowicz
12 września 2017, 22:02
"Niepewne" (Fot. HBO)
Pełen planów, nadziei, perspektyw i kroków w dobrą stronę – taki był finał 2. sezonu "Niepewnych". Dopóki ktoś się nie zorientował, że łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Spoilery.
Pełen planów, nadziei, perspektyw i kroków w dobrą stronę – taki był finał 2. sezonu "Niepewnych". Dopóki ktoś się nie zorientował, że łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Spoilery.
Serial Issy Rae nabrał w 2. sezonie nawet większego tempa niż poprzednio, pędząc przez życia Issy, Molly i Lawrence'a z niesamowitą prędkością. Oczywiście zaliczając po drodze całe mnóstwo potknięć polegających głównie na spotykaniu się z niewłaściwymi ludźmi i sypianiu z jeszcze gorszymi, ale mniejsza z nimi, w końcu żadna z tych sytuacji nie trwała długo, prawda? Błędy są po to, by je popełniać, więc cała trójka bohaterów uzbierała sobie ich na przestrzeni ostatnich odcinków pokaźną stertę. Sęk w tym, by w końcu wyciągnąć z nich właściwe wnioski – i dopiero tu pojawia się prawdziwy problem.
Problem, który w "Hella Perspective" wybrzmiał z pełną mocą dopiero na zakończenie, bo wcześniej nie było czasu, by się na nim skupić. Właściwie to trudno było zatrzymać uwagę na czymkolwiek, bo podzielony na 3 części odcinek przyjął ambitne założenie zmieszczenia w niespełna 40 minutach miesiąca z życia swoich bohaterów. Dodajmy, że miesiąc to miał być przełomowy, bo Issa postanowiła się wynieść z mieszkania, Molly wreszcie ostro zawalczyła o właściwe traktowanie w pracy, a Lawrence miał całkiem sensowne widoki na poukładanie sobie życia. Perspektyw rzeczywiście od groma. I wygląda na to, że to właśnie one wszystkich tu przytłoczyły.
Wszystkich, poza twórcami na czele z Issą Rae, bo ci zdołali zapanować nad dynamiczną i wielowątkową historią niemal perfekcyjnie. A nie była to wcale prosta sprawa, w końcu działo się bardzo dużo, począwszy od maratonu (który jedni ukończyli, a inni już niekoniecznie), a skończywszy na dwóch rozmowach – tej całkiem szczerej i tej znacznie mniej. Ale po kolei.
Zacznijmy od faktu, że postawione przed bohaterami perspektywy zaczęły się w błyskawicznym tempie sypać. Lawrence i Aparna (Jasmine Kaur)? Coś fajnego zostało zniszczone przez jego zazdrość. Plan Molly, by dostać podwyżkę? Skończyło się na dyplomie i zdjęciu na stronie internetowej. Issa? Od czego zacząć? Wyprowadzki, która okazała się bardziej wymuszona, niż pożądana, czy może raczej od tego, że za chwilę może stracić pracę? A nie, najlepiej będzie zacząć od końca i chyba ostatniej twarzy, jaką spodziewaliśmy się ujrzeć.
Bo przeprowadzka do Daniela (Y'lan Noel) to przecież nic innego, jak przyznanie się do porażki. Issa była gotowa na zmianę, czuła w sobie siłę, wydawała się pełna wiary, że zrobi jeden krok w tył, by zaraz potem wybić się do przodu. Zamiast tego zrobiła odwrotnie, korzystając z pierwszej okazji, by wycofać się na bezpieczne terytorium. A przecież jeszcze przed momentem zdawała się wreszcie rozumieć, czego chce – nie wiecznych rozrywek, czy skupienia na karierze, ale tego, czego nie udało się osiągnąć z Lawrencem. Jednak zamiast przełknąć gorzką pigułkę raz i zapomnieć, bohaterka postanowiła zanurzyć się po szyję w swojej stabilnej beznadziei. Łatwiej jest pogrążyć się w starych nawykach, niż dorosnąć.
Niemal dokładnie to samo tyczy się Molly, dla której zmiana skończyła się na ponownej wizycie u psychoterapeutki. Znów powierzchownie, znów z wygodnictwem na pierwszym miejscu, znów bez podjęcia dojrzałej decyzji i trwaniu w momencie. Ale cóż począć, skoro ten oferuje seks z facetem, którego naprawdę się lubi i który wygląda na takiego, z którym powinno się być? No dobra, jest żonaty, a ty jesteś jego przyjaciółką z dzieciństwa i w sumie cała ta sytuacja ci nie pasuje, ale przynajmniej sprawa jest oczywista. Alternatywa w postaci niejakiego Quentina (LilRel Howery) natomiast na taką nie wygląda – to związek, który ma szansę, ale trzeba by nad nim popracować.
A praca nad sobą to ostatnia rzecz, jakiej chcą się chwycić Issa i Molly. Pierwszej udało się zamknąć pewien etap w życiu, druga spróbowała zdrowego związku, ale… to był najłatwiejszy krok. Dalszych z kolei zabrakło i wszystkie przedstawione do tej pory perspektywy nagle stały się okropnie gorzkie. Obie przyjaciółki otrzymały szanse, na które zdecydowanie zasługiwały i obydwie z nich zrezygnowały. W imię wygody? Obaw? Braku wiary?
"Niepewne" nie dają na to jasnej odpowiedzi, a ja myślę, że ta jest mieszanką wszystkich powyższych. W końcu nigdy nie był to serial o perfekcyjnych kobietach, lecz o zwykłych dziewczynach, które nie mają pojęcia, jak powinno wyglądać ich życie, a gdy jakiś pomysł już w nich zakiełkuje, to droga do jego realizacji wydaje się nie do przebycia. W ten właśnie sposób odebrałem absolutnie fantastyczną, najlepszą sekwencję odcinka z montażem wymarzonego życia Issy i Lawrence'a. Oświadczyny, ślub, to same mieszkanie z tą samą sofą, perfekcyjny seks i idealne dziecko – łatwo było się przy tym wzruszyć, a jeszcze łatwiej musiało być Issie, dać się tej wizji porwać. Ale wizje, jak to mają w zwyczaju, szybko i brutalnie się kończą. Fantazja, że miłość pokona wszelkie przeszkody nie mogła się spełnić, zwłaszcza po łamiących serce, ale prawdziwych słowach, jakie padły chwilę wcześniej.
W tamtej chwili można jednak było mieć nadzieję, że coś się w życiu bohaterki zmieni. Owszem, do tej pory rzeczywistość rozczarowywała i do pięt nie dorastała oczekiwaniom, ale bogatsza w doświadczenia i świadomość popełnionych błędów Issa (zauważcie, że to jej pierwsza tak spokojna wizja – wcześniej były agresywne scenki lub raperskie wstawki) wydawała się nareszcie coś z tego wszystkiego rozumieć. Spotkanie z Molly i "marokański" wieczór w jej mieszkaniu miał być tego potwierdzeniem, ale wszystko tam było nie tak.
Pamiętacie Malibu z zeszłego sezonu, które teraz stało się synonimem całkowitej szczerości? No więc tutaj mamy Maroko, które zostało jego zaprzeczeniem. Sztuczne tam było wszystko, począwszy od dekoracji, strojów i jedzenia udających egzotykę, a skończywszy na śmiechu i emocjach. Tych prawdziwych nie pojawiła się tu nawet odrobina. Uśmiech i uścisk nie zakryją prostego faktu: żadna z przyjaciółek nie wiedziała, co zamierzała zrobić druga. W porównaniu z finałem zeszłego sezonu to ogromny krok wstecz dla Issy i Molly.
Dla serialu już absolutnie nie, bo choć "Hella Perspective" nie było odcinkiem doskonałym, a pośpiech nie zawsze był w nim dobrym doradcą (zwłaszcza w perspektywie Lawrence'a, którą mocno spłycono), udowodnił ten finał, że Issa Rae ma głowę pełną znakomitych pomysłów. Można jak zwykle chwalić świetne dialogi, błyskotliwy humor i kapitalnie przemycane do fabuły poważniejsze kwestie (wady pracy z białymi i czarnymi albo tegoroczna perełka – fikcyjna opera mydlana "Due North"), wręcz trzeba zachwycić się znakomitą realizacją i soundtrackiem, ale to nie one są najważniejsze. "Niepewne" przede wszystkim potrafią znakomicie uchwycić stan zawieszenia pomiędzy dojrzałością a zabawą bez konsekwencji. Stan, z którego nie jest łatwo wyjść, ale świetnie ogląda się go na ekranie. I szkoda tylko, że na więcej trzeba poczekać do przyszłego roku.