Co dokładnie zaszło w Winterfell? Aktor z "Gry o tron" wyjawił znaczącą wyciętą scenę z 7. sezonu
Mateusz Piesowicz
31 sierpnia 2017, 20:02
"Gra o tron" (Fot. HBO)
Mieliście wrażenie, że w wątku sióstr Stark i Littlefingera coś jest nie tak? Okazuje się, że finałowy twist da się łatwo wyjaśnić, znając scenę, która ostatecznie do serialu nie trafiła. Spoilery!
Mieliście wrażenie, że w wątku sióstr Stark i Littlefingera coś jest nie tak? Okazuje się, że finałowy twist da się łatwo wyjaśnić, znając scenę, która ostatecznie do serialu nie trafiła. Spoilery!
Siostrzany konflikt, w którym palce maczał nieustannie knujący Littlefinger był jednym ze słabszych punktów 7. sezonu "Gry o tron" i w dodatku zakończył się w sposób, który mógł pozostawić widzów w konsternacji. Oczywiście my doskonale wiedzieliśmy, że Petyr Baelish w pełni sobie na swój los zasłużył, ale w jaki sposób doszły do identycznych wniosków rządzące w Winterfell Starkówny? Serial nie powiedział tego wprost, stawiając na napięcie w finale (czy zrobił to skutecznie, to kwestia mocno dyskusyjna, ale powiedzmy, że w jakimś stopniu się udało) i do ostatniej chwili nie zdradzając, czy przypadkiem Sansa nie zamierza pozbawić życia Aryi.
Zwrot akcji, który nastąpił potem i raz na zawsze zakończył wątek Littlefingera, choć efektowny, wydawał się jednak kiepsko uzasadniony fabularnie. Wszyscy jednak podejrzewali, że w całej sytuacji mocno namieszał Bran. W wywiadzie dla Variety grający go Isaac Hempstead-Wright rozwiał wątpliwości, mówiąc o pewnej scenie, która została wycięta z ostatecznej wersji serialu.
W rzeczywistości nakręciliśmy krótką scenę, która najwyraźniej została wycięta. Sansa przychodzi w niej do Brana i prosi go pomoc. Z tego co wiem, do Sansy nagle dotarło, iż ma pod ręką swego rodzaju "monitoring" i dobrym pomysłem będzie sprawdzenie go, zanim wypatroszy własną siostrę. Poszła więc do Brana, ten wyjawił jej wszystko, co powinna wiedzieć, a jej reakcją było: "O cholera".
Jeśli zatem wierzyć aktorowi, Bran był jedynym powodem, dla którego Sansa skazała na śmierć właściwą osobę, co raczej nie świadczy o niej zbyt dobrze. Znacznie gorsze świadectwo wystawia to jednak twórcom, którzy nie potrafili uwiarygodnić całego wątku i próbowali się ratować koszmarnie łopatologicznym wyjaśnieniem. Z dwojga złego lepiej już, że z niego zrezygnowali – dzięki temu pozostało przynajmniej jakieś niedopowiedzenie, a my możemy sobie wmawiać, że Arya i Sansa wspólnymi siłami perfekcyjnie rozpracowały podstępnego przeciwnika. No i dostaliśmy efektowny zgon, a chyba o to w głównej mierze chodziło twórcom.