Jestem sceptykiem, ale wierzę w intuicję. Rozmawiamy z François Arnaudem z serialu "Midnight, Texas"
Mateusz Piesowicz
25 sierpnia 2017, 20:28
"Midnight, Texas" (Fot. NBC)
W związku z premierą serialu "Midnight, Texas" w AXN Black przepytaliśmy grającego tam główną rolę François Arnauda. Jesteście ciekawi, co serialowy Manfred myśli o zjawiskach nadprzyrodzonych?
W związku z premierą serialu "Midnight, Texas" w AXN Black przepytaliśmy grającego tam główną rolę François Arnauda. Jesteście ciekawi, co serialowy Manfred myśli o zjawiskach nadprzyrodzonych?
"Midnight, Texas", które zadebiutuje w AXN Black już w piątek 1 września o godzinie 22:05, to ekranizacja książkowej trylogii Charlaine Harris (autorka powieści, na bazie których powstała "Czysta krew"), zabierająca nas do tytułowego miasteczka pełnego duchów, wampirów i wszelkiego rodzaju niezwykłych stworzeń. Trafiamy tam w towarzystwie Manfreda, człowieka, który potrafi porozumiewać się ze zmarłymi, co okaże się bardzo przydatne w nowym miejscu zamieszkania. W bohatera wciela się François Arnaud ("Rodzina Borgiów", "Blindspot"), z którym porozmawialiśmy o Manfredzie, jego zdolnościach i tym, co wyróżnia "Midnight, Texas" wśród konkurencji z gatunku fantasy.
"Midnight, Texas" znacznie różni się od rzeczy, jakie robiłeś do tej pory. Szukałeś właśnie takiego serialu?
Zgadza się, zawsze staram się wybierać takie projekty, które będą dla mnie nowe i ekscytujące. Praca nad serialem fantasy była właśnie takim wyzwaniem, a bohater jakiego miałem zagrać – obdarzony nadprzyrodzonymi mocami i z tajemniczą przeszłością – wyglądał bardzo intrygująco. Do tego jeszcze historia autorki "Czystej krwi". Pomyślałem, że szkoda byłoby przepuścić taką okazję.
No właśnie, czytałeś książki Charlaine Harris? Lubisz w ogóle ten gatunek?
I tak, i nie. Raczej nie czytam książek fantasy, za to oglądam mnóstwo horrorów, także starych z lat 70. i 80. Pierwszy tom trylogii Charlaine Harris przeczytałem, zanim zaczęliśmy kręcić pilota, ale po rozmowie z Monicą [Owusu-Breen – M.P.], twórczynią serialu, która powiedziała, że jego fabuła znacznie odejdzie od książek, kolejne już odpuściłem. Myślę, że największą siłą powieści Charlaine jest to, że potrafiła stworzyć grupę niesamowitych postaci, przed którymi rozpościera się mnóstwo możliwości. Dzięki temu serial może zachować ducha oryginału, nawet nie trzymając się ściśle jego fabuły. Z tego co wiem, nawet w 1. odcinku "Midnight, Texas" są elementy z 3. tomu powieści.
Pomówmy o Manfredzie, bo to intrygujący facet. Niewątpliwie skrywa jakąś mroczną tajemnicę, ale czuć też od niego sporo dystansu, a nawet kpiny, nie uważasz?
Tak, dokładnie. Uważam, że to jego sposób radzenia sobie z horrorami, jakie na co dzień ogląda. Lekceważące poczucie humoru to mechanizm obronny. Bo Manfred to w gruncie rzeczy bardzo samotny facet, którego najlepszą przyjaciółką jest martwa babcia. Żyje na walizkach, nigdzie nie potrafił się ustatkować, trzyma wszystkie swoje sekrety jako pewnego rodzaju tarczę, za którą się chowa, ale myślę, że w gruncie rzeczy bardzo brakuje mu drugiego człowieka. Dlatego tak łatwo nawiązuje kontakt z Creek [Sarah Ramos – M.P.] i szybko zaczyna traktować problemy mieszkańców Midnight jak swoje. To dla niego miła odmiana, martwić się o kogoś innego, niż samego siebie.
Skoro wspomniałeś Creek, to zostańmy przy niej. Jej relacja z Manfredem rozwinęła się tak szybko, że nie wiem, co o tym myśleć.
Właściwie ten wątek to najlepsza ilustracja sposobu, w jaki działa serialowy pilot. Gdy go kręciliśmy, stacja chciała zobaczyć wszystkie kluczowe wątki i możliwe kierunki, w jakich się potoczą. Romans był właśnie jedną z tych możliwości. Zobaczyłem scenariusz i pomyślałem: "O rany, zakochują się w sobie tak szybko?", łatwo było to uczucie zakwestionować. Myślę jednak, że można na to popatrzeć jako swego rodzaju "syndrom letniego obozu" – on jest nowy w miasteczku, ona zna wszystkich oprócz niego i od razu zaczyna ją fascynować. Z czasem jednak, gdy zaczną się o sobie więcej dowiadywać, rozwinie się między nimi prawdziwa więź.
Dla nas Manfred jest od początku wielką zagadką. Zastanawiam się, ile Ty wiedziałeś o swoim bohaterze przed rozpoczęciem zdjęć?
Wiedziałem całkiem sporo, ale rzeczywiście widzowie będą musieli trochę poczekać, by odkryć jego tajemnice. Mogę zdradzić, że od 5. odcinka sporo zacznie wychodzić na światło dzienne – dowiecie się, co przywiodło go do Midnight i co przydarzyło się jego babci, będą też retrospekcje z dzieciństwa. Miałem w to wszystko wgląd przed startem prac na planie, więc nie trzymano mnie w niepewności.
Myślisz, że Manfred w końcu zadomowi się w Midnight?
On sam ciągle zadaje sobie to pytanie. Każdego dnia zastanawia się, czy przybywając tam, podjął właściwą decyzję. Kilka razy jest już o krok od odejścia, ale ciągle coś go powstrzymuje, więc myślę, że Manfred i Midnight są na siebie w jakiś sposób skazani.
A co sądzisz o jego działalności jako medium? Wierzysz w takie sprawy?
Jestem w tej kwestii raczej sceptyczny, ale miałem okazję spotkać się z kilkoma osobami uważającymi się za medium podczas przygotowań do roli. Nie uczestniczyłem jednak w seansie, bo choć nie bardzo w to wierzę, chyba trochę obawiałem się możliwości, że okaże się to prawdą (śmiech). Pokazali mi więc, jak wygląda cały proces i mogę teraz powiedzieć, że na pewno wierzę w jedno: w ludzką intuicję. Niektórzy potrafią świetnie czytać z innych ludzi i niekoniecznie musi to mieć coś wspólnego ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. Są po prostu znakomici w nawiązywaniu połączeń międzyludzkich i wyczuwaniu słabych punktów w drugim człowieku. Oczywiście duchy, które widzi Manfred, są całkiem realne, ale sądzę, że w znacznej mierze chodzi o to samo, czyli o dostrzeganie rzeczy, które nas gnębią i których chcielibyśmy się pozbyć z naszego życia.
Jeśli jednak chodzi o te rzeczy, które łatwo dostrzec, przynajmniej na ekranie, to powiedz, jakie masz wrażenia po kręceniu scen, w których duchy opętują Manfreda? Bo wygląda to dość specyficznie.
Podczas kręcenia było jeszcze dziwniej, bo brakowało efektów specjalnych, a mnie ze wszystkich stron otaczała ekipa. Ale to też było w tym wszystkim fajne, bo przynosiło dodatkowy dreszczyk emocji. Chciałem, by całość wyglądała na bolesny proces, wydawało mi się, że duchy powinny być agresywne i reżyser się ze mną zgodził. Choć nie zawsze tak będzie, bo w późniejszych odcinkach zobaczycie też… zabawne duchy. Na przykład kobietę z Południa, dla której musiałem zmienić akcent. Wbrew pozorom, te sceny to spore wyzwanie.
"Midnight, Texas" zdecydowanie nie jest serialem, który traktuje siebie w stu procentach poważnie. Co sądzisz o takim podejściu pół żartem, pół serio?
Uwielbiam je, to jedna z tych rzeczy, która przyciągnęła mnie do serialu, a której dziś używa się zbyt rzadko. Brakuje mi takich produkcji jak na przykład "Sok z żuka". Wszystko jest takie poważne i mroczne, że nie ma miejsca na ekscentryczne postaci i ich dziwne problemy. To trochę tak, jak z naszym życiem. Nie chodzi o wiarę w duchy i całą resztę, ale o to, by próbować nawet w najgorszym momencie dostrzec coś pogodnego. Jak wtedy, gdy ptak narobi ci na głowę podczas pogrzebu, a ty masz ochotę się roześmiać, choć przeżywasz właśnie bardzo smutne chwile. Myślę, że w "Midnight, Texas" jest sporo takiego podejścia, choćby w scenach moich z Joanne Camp [gra babcię Manfreda – M.P.].
A co z resztą postaci? Któraś z tych historii szczególnie przypadła Ci do gustu?
Powiem szczerze, że na początku naprawdę nie lubiłem kota, ale zaczynam doceniać jego historię (śmiech). A poważnie, to bardzo lubię Fiji. Parisa Fitz-Henley to fantastyczna aktorka i świetnie uchwyciła wielką moc swojej bohaterki oraz jej trochę dziecinną i niewinną osobowość.
Na koniec powiedz, co myślisz o samym Midnight – rozważyłbyś przeprowadzkę?
Ja? Nie, dziękuję, dobrze mi w Nowym Jorku!