Całkiem nowa normalność. "Casual" – recenzja finału 3. sezonu
Mateusz Piesowicz
9 sierpnia 2017, 21:02
"Casual" (Fot. Hulu)
Tradycyjnie już sezon "Casual" minął niepostrzeżenie wśród szeregu seriali głośniejszych i efektowniejszych. I jak co roku był od wielu lepszy, nie robiąc przy tym niczego specjalnego. Spoilery.
Tradycyjnie już sezon "Casual" minął niepostrzeżenie wśród szeregu seriali głośniejszych i efektowniejszych. I jak co roku był od wielu lepszy, nie robiąc przy tym niczego specjalnego. Spoilery.
Dziwny to był sezon dla bohaterów serialu Hulu. Tym do tej pory twardo stąpającym po ziemi zachciało się odskoczni, z kolei ci beztroscy zaczęli szukać stabilizacji i odpowiedzialności. Na koniec natomiast wszystko pozornie wróciło do punktu wyjścia, by w praktyce stanąć na głowie. Z pewnością nie zmieniło się tylko to, że Alex, Valerie i Laura stali się mądrzejsi o nowe doświadczenia. Choć w ich przypadku z tą mądrością trzeba uważać. Ostrożniej będzie napisać, że dostali całe mnóstwo materiału, by w przyszłości popełniać już zupełnie inne błędy.
Bo tych z ostatnich odcinków powtarzać już zdecydowanie nie powinni, gdyż żadnemu z trójki bohaterów próby poprawy czegokolwiek w swoim życiu nie wyszły na dobre. Do tego zdążyliśmy się już jednak przyzwyczaić i ktoś mógłby pomyśleć, że "Casual" zaczyna się kręcić w kółko. Nic z tych rzeczy. W 3. sezonie to ciągle była skromna historia specyficznej rodzinki, której członkowie nadal byli sobą, ale zaszło też kilka istotnych zmian. Owszem, Val znów fatalnie dobierała partnerów, Alex bez powodzenia szukał celu w życiu, a Laura zbyt łatwo dawała się oczarować, jednak twórcy nie pozwolili osiąść swojemu serialowi na fabularnej mieliźnie przez mielenie identycznych motywów.
Zamiast tego postanowili nieco wstrząsnąć poszczególnymi elementami, na czele rzecz jasna z przewodnią relacją między rodzeństwem. Dotąd nierozłączni i uzależnieni od siebie na dobre i na złe przez większość sezonu pozostawali fizycznie rozdzieleni, w dodatku w pewnym momencie pojawił się pomiędzy nimi sporych rozmiarów konflikt, gdy dobre intencje Alexa w sprawie przyrodniego brata przyniosły efekt odwrotny od zamierzonego.
Na rozłące się jednak nie skończyło, bo twórcy poszli o krok dalej i pozwolili bohaterom w pewnym sensie zamienić się rolami. Val postawiła na przygodny seks, a Alex został odpowiedzialnym, pracującym facetem szukającym trwałego związku. To nie mogło się dobrze skończyć, także dlatego, że bliski związek rodzeństwa był w ich życiu najmniejszym problemem. My wiedzieliśmy o tym od początku sezonu, oni potrzebowali nieco więcej czasu do namysłu, ale ostatecznie doszli do podobnych wniosków.
No dobrze, właściwie to Val zrozumiała, że zaprzeczanie, iż Alex jest jej najlepszym przyjacielem, nie ma wielkiego sensu. Co do niego nie mam już takiej pewności, bo ma inne sprawy na głowie, najwyraźniej dostrzegając w przypadkowej ciąży Rae (Maya Erskine) szansę na zbudowanie jakiejś namiastki dorosłego życia, za którym gonił od dłuższego czasu. Pięknie wpisało się w to ostatnie ujęcie, w którym Val została wyraźnie odseparowana od szczęśliwego brata – dokładna odwrotność sytuacji z poprzedniego odcinka, gdy w retrospekcji z 1999 roku ujrzeliśmy Alexa rozczarowanego widokiem siostry w szpitalu z Drew u boku.
Cały sezon został oparty na takich sytuacjach, nie pozwalając bohaterom spotkać się pośrodku, lecz ciągle rozmijając ich oczekiwania. Najlepiej widać to po ostatnich partnerach rodzeństwa, czyli Judy (Judy Greer) i Jacku (Kyle Bornheimer). W obydwu przypadkach mieliśmy do czynienia z samotną kobietą szukającą przygodnego seksu i facetem, który dość niespodziewanie dojrzał do stałego związku. Efekt musiał być ten sam. Paradoksalnie zatem, choć Alex i Val trzymali się od siebie z dala i mieli kompletnie inne oczekiwania, władowali się w identyczne związki, odgrywając w nich tylko różne role. Świetnie pomyślane i wręcz błyskotliwe w swojej prostocie rozwiązanie, udowadniające, że tych dwoje jest jak dwie strony tej samej monety. Tak daleko od siebie i tak blisko.
W porównaniu do ich ciągle zmieniającej się sytuacji, znacznie mniej dynamiczny wydawał się w tym sezonie wątek Laury. Jeśli gdzieś w "Casual" można mówić o jakiejś powtarzalności, to właśnie w jej przypadku, ale i tutaj nie byłoby to do końca uczciwe. Bo nie da się przecież zarzucić dziewczynie, że stoi w miejscu. Wręcz przeciwnie, jako jedyna z tutejszego towarzystwa stara się wykonać prawdziwy krok naprzód, mając dość przelotnych romansów i nie szukając bezpiecznej przystani. Dla czegoś, co uważa za prawdziwe, jest w stanie zrobić wiele (sprzedaż stołu na złość i pod nosem matki to raczej bezczelny ruch) i choć chyba nikt poza nią nie wierzył, że związek z Casey (Nadine Nicole) może się udać, wypada pochwalić próbę stanowczego wzięcia sprawy we własne ręce.
Tym ciekawszą, że Laura w przeciwieństwie do pozostałej dwójki naprawdę dorasta i widać to w jej postępowaniu. Tak, popełnia masę błędów, ale kształtują ją one jako osobę, w konsekwencji coraz bardziej oddalając od matki i wujka. Wyjazd do Sacramento mógł wyglądać na typowy wyraz nastoletniego buntu, ale wcale nim nie był. Prędzej można tu mówić o poczuciu żalu do Val, która tak zapatrzyła się w siebie, że nie dostrzegła problemów własnej córki. Zakotwiczenie u babci (Frances Conroy) jest oczywiście bardzo wymowne – Valerie popełnia w końcu identyczne błędy, jak Dawn przed laty. Myślę jednak, że w jej przypadku jest szansa na szybszą poprawę. Wszak zrozumienie problemu przyszło znacznie wcześniej.
Nie oznacza to rzecz jasna, że kolejny sezon (nie ma jeszcze zamówienia, ale mam nadzieję, że Hulu nie spłata nam niemiłego figla) będzie usłany różami. Potencjalne katastrofy czają się praktycznie wszędzie, na czele z sytuacją Alexa i Rae, którzy, jak sami zauważyli, zdecydowanie się nie kochają. Co nie oznacza, że nie ma między nimi chemii (ach te żarciki o ciężarnych w jacuzzi) i nie może wyjść z tego coś sympatycznego. Pytanie tylko, czy Alex rzeczywiście dojrzał do bycia odpowiedzialnym na pełen etat? Może to tylko chwilowa reakcja na rozstanie z Judy? A czy Laura jest gotowa na dorosłość? A Valerie na cokolwiek?
Pytania można jak zwykle mnożyć, bo choć niby dostaliśmy na koniec pewnego rodzaju normalność, tutaj jest to sytuacja niezwykła. Dobrych chęci nikomu nie odmawiam, ale zakładanie jakichkolwiek pewników w przypadku bohaterów "Casual" jest co najmniej ryzykowne. Może za wyjątkiem Lei i Leona, bo ten związek jest po prostu w stu procentach idealny i mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł, by go psuć. Poza tym jednak posypać się może wszystko, ale jestem przekonany, że nie zmieni się styl, w jakim serial dociera do sedna całkiem poważnych spraw za pomocą zwykłych błahostek.
Bo to twórcy "Casual" opanowali do perfekcji, częstując nas albo pojedynczymi motywami (gofrownica!), albo dłuższymi wątkami (podróże do Burbank i Fresno), albo całymi odcinkami (świetny, najlepszy w sezonie "The Rat King"), które należy nazwać magicznymi. Bez nich byłby serial Hulu tylko jedną z wielu słodko-gorzkich telewizyjnych historyjek. Z nimi staje się czymś wyjątkowym w swojej prostocie, sprawiając, że nadal chce się tych życiowych wykolejeńców oglądać i kibicować im przy kolejnych fatalnych wyborach i potykaniu się o rzucane sobie pod nogi kłody. Nowe okoliczności są tylko jeszcze jednym powodem, by do nich wrócić.