Jak powstawała niesamowita bitwa z "Gry o tron"? HBO pokazuje wszystkie cuda w 14-minutowym wideo
Marta Wawrzyn
8 sierpnia 2017, 20:02
"Gra o tron" (Fot. HBO)
Atak smokiem to jedna z najdroższych i najbardziej imponujących rzeczy, jakie kiedykolwiek pokazano w telewizji. Zobaczcie kulisy gigantycznej bitwy z najnowszego odcinka "Gry o tron".
Atak smokiem to jedna z najdroższych i najbardziej imponujących rzeczy, jakie kiedykolwiek pokazano w telewizji. Zobaczcie kulisy gigantycznej bitwy z najnowszego odcinka "Gry o tron".
Jeśli uważacie, że bitwa z wczorajszego odcinka (nasza recenzja tutaj) to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek pokazano w "Grze o tron", to prawdopodobnie nie jesteście jedyni. A jeszcze większe wrażenie to robi, kiedy posłucha się ludzi, którym to zawdzięczamy.
W 14-minutowym wideo, wypuszczonym przez HBO, wypowiadają się producenci, aktorzy, kaskaderzy, operatorzy, spece od efektów specjalnych, pirotechnicy – słowem, cała armia osób, które pracowały tygodniami, żebyśmy mogli zobaczyć to cudo. Wideo pokazuje, gdzie użyto efektów specjalnych, a gdzie efektów praktycznych – wyraźnie widać, że to tych drugich było więcej.
Szczegóły, które są pokazywane, to coś niesamowitego. Nawet palenie rekwizytów, a następnie pokrywanie wszystkiego popiołem odbywało się według ściśle określonego planu, z dbałością o to, aby wszystko wyglądało realistycznie.
Większość bitwy kręcono z czterech kamer naraz, część z ośmiu. Możecie zobaczyć, jak filmowano armię Dothraków na koniach, aby wszystko wyglądało dynamicznie. Z kolei widok na pole bitwy z perspektywy smoka i Daenerys umożliwiła kamera jeżdżąca na linie i druga zamocowana na czymś, co nazwano "superdronem" (a wygląda to jak mały helikopter). Spec od efektów specjalnych mówi, że to było duże wyzwanie, bo ta bitwa to "coś jak kowboje, Indianie i ziejące ogniem smoki w jednym".
A dodatkowo wszystko musiało być zsynchronizowane, tak abyśmy mogli np. zobaczyć niszczenie świata z perspektywy smoka i jednocześnie gigantyczne eksplozje na ziemi. Timing musiał się wszędzie zgadzać, a do tego jeszcze doszedł czynnik ludzki. Kaskaderzy grający Dothraków jeździli na stojąco na koniach i jednocześnie strzelali z łuku. Inni z kolei dawali się podpalać – w jednym ujęciu pokazano 20 płonących osób, co jest rekordem nie tylko w telewizji, ale i kinie.
Sceny z Emilią Clarke powstawały w studiu w Belfaście, jej "smok" był metalową konstrukcją, która rzeczywiście się poruszała, a cała reszta to już zasługa speców od efektów. Aktorka mówi, że musiała użyć całej swojej wyobraźni, aby to wyglądało jak lot na wielkim gadzie nad płonącym polem. I to nadal nie wszystko, bo przecież jeszcze były emocje, które musiały się zgadzać. Mieliśmy współczuć zaatakowanemu Jaimemu (bo to Dany jest tutaj agresorem), ale jednocześnie rozumieć też drugą stronę. W praktyce mieliśmy wszyscy być jak Tyrion, który z jednej strony wspierał Dany, a z drugiej oglądał na żywo zagładę własnej rodziny.
Zobaczcie, jak to wszystko powstawało i przy okazji zwróćcie uwagę na to, z jaką pasją oni o tym opowiadają. To się nazywa kochać swoją pracę!