Wszystko, czego dusza zapragnie i jeszcze więcej. "Pokój 104" – recenzja nowego serialu HBO
Mateusz Piesowicz
28 lipca 2017, 20:02
"Pokój 104" (Fot. HBO)
Nudzi Was telewizyjna monotonia i z nadzieją wypatrujecie serialu, który zdoła ją wreszcie przerwać? "Pokój 104", nowa produkcja braci Duplass, może zatem być właśnie dla Was.
Nudzi Was telewizyjna monotonia i z nadzieją wypatrujecie serialu, który zdoła ją wreszcie przerwać? "Pokój 104", nowa produkcja braci Duplass, może zatem być właśnie dla Was.
Serialowe antologie (takie jak "Black Mirror", w których każdy odcinek jest nową historią, a nie takie jak "American Horror Story") to specyficzne produkcje. Można bowiem powiedzieć, że ich największa zaleta jest jednocześnie największym przekleństwem. Z jednej strony niewiedza na temat tego, co przyniesie kolejny odcinek, może być błogosławieństwem, potęgującym napięcie i sprawiającym, że czeka się na niego jak na otwarcie tajemniczego prezentu spod choinki. Z drugiej, wad takiego rozwiązania jest całe mnóstwo, począwszy od konieczności "wgryzania" się co tydzień w inną opowieść, a skończywszy na ekspresowym budowaniu emocjonalnej więzi z ciągle nowymi bohaterami.
Bracia Mark i Jay Duplass, twórcy "Togetherness", doskonale zdają sobie sprawę z mocnych i słabych stron formatu, ale absolutnie nic sobie z tego nie robią. Wręcz przeciwnie, "Pokój 104" (dostępny w HBO GO od 29 lipca, premiera telewizyjna w HBO3 18 sierpnia), czyli antologia ich produkcji, jest wręcz modelowym przykładem, jak powinny takie rzeczy wyglądać. 12 odcinków, 12 historii. Premiery kolejnych co tydzień, ale kolejność oglądania jest dowolna. Dość powiedzieć, że przedpremierowo dostaliśmy od HBO połowę sezonu, a konkretnie odcinki o numerkach 1, 3, 5, 6, 11 i 12. Powiem Wam, że to bardzo niecodzienne uczucie, zgubić gdzieś po drodze sześć odcinków i nawet tego nie zauważyć.
Dostrzec tego jednak nie sposób, bo jedynym wspólnym mianownikiem poszczególnych odsłon serialu jest tytułowy pokój. Ot, zwykłe cztery ściany, aneks kuchenny i łazienka, w jakimś bliżej niezidentyfikowanym motelu gdzieś w Ameryce. Dla dociekliwych mogę jeszcze dodać, że na wyposażeniu są dwa łóżka, stolik i telewizor. Na życzenie można też podpiąć odtwarzacz DVD. Reszta wygląda natomiast na zadanie praktyczne dla studentów filmówki: "Opowiedz zamkniętą historię rozgrywającą się w czterech ścianach w czasie poniżej 30 minut. Gatunek, tematyka i styl dowolne".
Brzmi to raczej wyświechtanie i pewnie w innych rękach mogłoby się rzeczywiście skończyć zbiorem filmowych etiud autorstwa tych mniej zdolnych studentów, ale pod nadzorem braci Duplass (żaden nie reżyserował, Mark napisał scenariusze do kilku odcinków) otrzymaliśmy serial świeży i oryginalny, choć z pewnością niedoskonały. Bo jak to w antologiach bywa, poziom odcinków jest równie zróżnicowany, co ich tematyka.
Żadnemu (z tych, które widziałem rzecz jasna) nie mogę jednak zarzucić wtórności albo braku choćby próby wyjścia poza schemat. To nie przypadek netfliksowego "Easy", które taplało się w różnego rodzaju banałach. "Pokój 104" w każdej swojej odsłonie próbuje czegoś nowego, chwilami wspinając się na wyżyny kreatywności w wykorzystaniu zaledwie jednego pomieszczenia. Czasem można wręcz zapomnieć, że twórców w ogóle krępują jakiekolwiek ograniczenia. Cztery ściany mogą tu sprawiać wrażenie ogromnej przestrzeni albo klitki jeszcze ciaśniejszej niż w rzeczywistości. Możemy też podróżować w czasie, nie ruszając się z miejsca albo twardą rzeczywistość zamieniać momentalnie na świat rodem ze snu (niekoniecznie dobrego).
Przede wszystkim jednak możemy zapomnieć o jakichkolwiek regułach. W "Pokoju 104" one nie obowiązują i lepiej od razu sobie to uświadomić. To serial, który bywa horrorem, komedią, brutalną bijatyką albo poruszającym dramatem obyczajowym, a skórę potrafi zmieniać nawet w obrębie jednego odcinka. Nie lubicie opowieści z dreszczykiem? Spokojnie, zaraz będzie coś lżejszego. Wolicie życiowe historie od metaforycznych eksperymentów? W porządku, ale pamiętajcie, że miłośnicy tych drugi też nie będą poszkodowani. Serial HBO jest swego rodzaju gatunkową składanką, w której każdy znajdzie coś dla siebie – jedyny problem polega na tym, że akurat w tym konkretnym przypadku netfliksowy model dystrybucji, czyli cały sezon naraz, sprawdziłby się znacznie lepiej, niż premiery co tydzień.
Łatwo mi sobie bowiem wyobrazić, że część widzów zrezygnuje z serialu już po premierze, zobaczywszy niepokojącą, horrorową drobnostkę zatytułowaną "Ralphie". Prosta historia opiekunki do dzieci i jej podopiecznego nijak jednak nie odzwierciedla kolejnych odcinków. Tam nadal bywa strasznie (choćby w "The Knockadoo"), ale jest też zabawnie czy wręcz magicznie. Są historie oparte praktycznie tylko na dialogach, ale i takie, gdzie nie ma ich prawie wcale. Są odcinki statyczne i kipiące dynamiczną energią. Kuszące fantazją wykonania i urzekające prostotą. "Pokój 104" oferuje całą paletę wrażeń i szkoda, że nie możemy od razu wybierać najsmakowitszych kęsków z całości.
Trzeba jednak podkreślić, że serial to taki, w którym indywidualne gusta widzów odgrywają kluczową rolę. Owszem, da się wybrać jego obiektywnie najmocniejsze punkty (1 września, czyli datę premiery odcinka "Voyeurs", proszę sobie zaznaczyć w kalendarzu markerem i dodać kilka wykrzykników), ale w gruncie rzeczy odbiór poszczególnych historii zależy tylko od Waszych upodobań. Od siebie mogę dodać tylko, że wszystkie stoją na co najmniej solidnym poziomie, jeśli chodzi o pomysłowość i wykonanie, nie brakuje też świetnych kreacji aktorskich (zwróćcie uwagę na duet Sameerah Luqmaan-Harris i Orlando Jonesa).
Twórcy obiecywali przed premierą szaloną podróż przez gatunki, ale także proste emocje zwykłych ludzi i trzeba przyznać, że nie były to puste hasła. "Pokój 104" potrafi być czystą, gatunkową rozrywką, ale również szukający tu wrażeń bardziej zbliżonych do poprzednich dokonań braci Duplass nie odejdą z pustymi rękoma. Ograniczona przestrzeń sprzyja budowaniu przekonujących relacji międzyludzkich i to tutaj bez wątpienia widać (nawet jeśli drugiej osoby wcale nie ma w pokoju!). Natomiast fakt, że bijatyka rodem z MMA może tu funkcjonować zaraz obok opowieści o parze staruszków wspominających noc poślubną sprzed ponad pół wieku i żadna z tych historii nie wydaje się nie na miejscu, sprawia, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym.
"Pokój 104" niewątpliwie czymś takim jest. Być może stwierdzicie tak po premierze, może po 6. odcinku, a może dopiero po finale, nie mam pojęcia. Jestem jednak przekonany, że któryś fragment tej antologii trafi w Waszym indywidualnym przypadku w samo sedno. A co z resztą? Na reszcie będziecie się po prostu dobrze bawić.