Najbardziej szalone rodzinki z seriali komediowych
Redakcja
24 lipca 2017, 19:02
"Rick i Morty" (Fot. Adult Swim)
W piątek 28 lipca o godz. 22:00 debiutuje w Comedy Central serial "Rick i Morty", w którym rodzina Smithów przeżywa pokręcone przygody za sprawą dziadka, Ricka. Z tej okazji zrobiliśmy przegląd najbardziej szalonych komediowych rodzin.
W piątek 28 lipca o godz. 22:00 debiutuje w Comedy Central serial "Rick i Morty", w którym rodzina Smithów przeżywa pokręcone przygody za sprawą dziadka, Ricka. Z tej okazji zrobiliśmy przegląd najbardziej szalonych komediowych rodzin.
"Rick i Morty" – rodzina Smithów i szalony dziadek Rick Sanchez
Animowana rodzina Smithów na pierwszy rzut oka wygląda na zupełnie zwyczajną. Ojciec, Jerry, to nieudacznik, oportunista i typowy pan nikt, który już dawno wyzbył się marzeń o sukcesie. Matka, Beth, pracuje jako koński chirurg i topi frustracje w winie, co jakiś czas odkrywając tę samą smutną prawdę: że jej życie byłoby lepsze, gdyby jako nastolatka nie zaszła w ciążę i nie wyszła za mąż za swojego ówczesnego chłopaka, czyli właśnie Jerry'ego. Nastoletnie dzieciaki, Summer i Morty, przeżywają typowe dla swojego wieku dramaty, związane a to ze statusem w szkole, a to z pierwszymi miłościami, a to z tym, że któraś z kosmicznych podróży z dziadkiem potoczyła się zupełnie nie po ich myśli.
Bo "Rick i Morty" nie jest kolejną animowaną komedią rodzinną. To komedia, w której zwykłe życie rodzinne urozmaica wszystkim dziadek, Rick, ekscentryczny staruszek, genialny naukowiec i zaprzysięgły alkoholik w jednym. Postać, która zapewne skojarzy Wam się z bohaterem filmowej serii "Powrót do przyszłości". Na początku Rick odbywa podróże po wszechświecie wyłącznie ze swoim rozchwianym emocjonalnie wnukiem, 14-letnim Mortym, w dalszych odcinkach jednak bywa już różnie. Kosmicznych przygód mają okazję zakosztować wszyscy, włącznie z Jerrym, którego nie bez powodu spotyka sporo nieszczęśliwych przypadków. Rick szczerze zięcia nienawidzi i nie kryje się z tym, że uważa go za pasożyta, nudziarza i człowieka, który zmarnował życie jego ukochanej córce.
To właśnie dzięki nieokrzesanemu, ale za to szczeremu do bólu dziadkowi widać jak na dłoni, że kolejna "szczęśliwa amerykańska rodzina", na jaką wyglądają Smithowie, to w rzeczywistości siedlisko wszelkiego rodzaju frustracji i dysfunkcji. Pomiędzy szalonymi przygodami, o których będziemy jeszcze pisać na Serialowej, "Rick i Morty" znajdują czas na rozprawianie się z mitem jedynie słusznej rodziny, w której jest mama, tata, dwoje ładnych dzieci obojga płci i wszyscy żyją długo, wystarczająco szczęśliwie i tak jak żyć wypada w domu na typowym przedmieściu.
Serial, który stworzył duet Justin Roiland i Dan Harmon, zadebiutuje w tym tygodniu na antenie polskiej telewizji. Start w Comedy Central zaplanowany jest na 28 lipca o godz. 22:00, na dzień dobry pokazane zostaną dwa pierwsze odcinki. Kolejne odcinki będziecie mogli oglądać w kolejne piątki o godz. 23:30. [Marta Wawrzyn]
"Shameless" – Gallagherowie
Nie może w tym zestawieniu zabraknąć Gallagherów, którzy mogliby tkwić w słowniku pod hasłem "dysfunkcyjna rodzina". Właściwie wystarczy powiedzieć, że jej głową jest najstarsza z szóstki rodzeństwa Fiona (Emmy Rossum), ale nie dlatego, że rodziców brakuje. Skądże znowu, przynajmniej jeden z nich zawsze jest pod ręką. Problem polega na tym, że Frank (William H. Macy) to zapijaczony typ, który dni spędza na kombinowaniu, skąd by tu zdobyć trochę pieniędzy na wiadomy cel. Oczywiście tylko wtedy, gdy akurat nie leży pijany na podłodze.
Fiona ma więc na głowie młodsze rodzeństwo, pracę, dom i tysiąc innych problemów wyskakujących dosłownie zewsząd. Trudne to warunki do zapewnienia środowiska sprzyjającego zdrowemu rozwojowi, więc młodsi Gallagherowie to istna parada barwnych charakterów. Inteligentny, ale autodestrukcyjny Lip (Jeremy Allen White), dziedziczący problemy psychiczne po matce Ian (Cameron Monaghan), pogubiona Debbie (Emma Kenney), czy szalony Carl (Ethan Cutkosky) to postaci niezwykle wyraziste i o ogromnym potencjale komediowym, ale samo "Shameless" humorem operuje często bardzo gorzkim.
A zdarza się, że staje się niczym innym niż całkiem poważnym dramatem, gdy do szalonej codzienności Gallagherów zagląda brutalna rzeczywistość. Do tej pory jednak jakoś sobie z nią radzili, w końcu kto, jeśli nie oni? [Mateusz Piesowicz]
"Świat wg Bundych" – rodzina Bundych
W latach 90. Bundy praktycznie byli definicją "zwyczajnej" amerykańskiej rodziny – takiej, w której ojciec ma kiepską pracę, matka całe dnie spędza przed telewizorem (bo może!), a dzieci, choć niekoniecznie grzeszą inteligencją, codziennie wpadają na szalone pomysły, mogące nieodwracalnie zrujnować ich przyszłość (nie żeby jakąś miały). To była najbardziej dysfunkcyjna rodzina na świecie, w której wielu widzów mogło zobaczyć siebie, choć oczywiście nikt nigdy by się do tego nie przyznał.
Głowa rodziny, Al Bundy, to człowiek, od którego cała "klątwa Bundych" się zaczyna. Facet ma w życiu pecha jak mało kto – został sprzedawcą butów, czyli nikim, bo z jakiegoś powodu nie zrobił kariery w futbolu, choć w szkole średniej zdobył raz cztery przyłożenia w jednym meczu. Jego małżonka, ruda piękność o imieniu Peggy, jest cudownie leniwa, samolubna i właściwa trudno powiedzieć, jakim cudem chciało jej się założyć rodzinę. Córa, Kelly, to tandetna szkolna piękność, która ciągle sypia z innym chłopakiem i każdy z nich traktuje ją tak jak gwiazdy rocka swoje groupies. Syn, Bud, dumnie noszący imię po marce piwa, ma wielkie szanse iść w ślady taty, jeśli tylko kiedyś odważy się podejść do jakiejś dziewczyny.
Dzięki Bundym pojęcie "dysfunkcyjnej rodziny" weszło w amerykańskiej telewizji na nowy poziom. Serial przetrwał 11 sezonów. Nie zaszkodziły mu nawet protesty Telewizyjnej Rady Rodziców, bo co tu dużo mówić, liczne szaleństwa Bundych, ich kontrowersyjne pomysły i rozrywki Ala w stylu "Taty psychopaty" trafiały do milionów Amerykanów stłamszonych w życiu rodzinnym. A poza tym kiedy zachodziła taka potrzeba, Bundy potrafili pokazać, że w jedności siła, i wspólnie działać przeciwko całemu światu, któremu nie podobało się ich sąsiedztwo. Co dla wielu widzów musiało być satysfakcjonujące. [Marta Wawrzyn]
Simpsonowie
Żadna serialowa rodzina, komediowa i nie tylko, nie może się pochwalić dłuższym stażem niż Simpsonowie. Homer, Marge, Bart, Lisa i Maggie goszczą na ekranach nieprzerwanie od 28 lat (i będą jeszcze co najmniej przez dwa kolejne), co samo w sobie o czymś świadczy. W końcu byle rodzina nie miałaby szans utrzymać się w ramówce tak długo. Simsponowie od lat cieszą się natomiast ogromną popularnością, choć patrząc na nich na pierwszy rzut oka, ciśnie się na usta pytanie: niby dlaczego?
Bo w gruncie rzeczy nie ma w nich nic wyjątkowego. To typowa amerykańska rodzina, pełna wad i z pewnością kwalifikująca się do miana dysfunkcyjnej (przypominam, że duszenie syna przez ojca jest tu codziennością). I właśnie z powodu ich licznych niedoskonałości są tak uwielbiani – przecież gdyby Simpsonowie byli idealni, nikt nawet nie rzuciłby na nich okiem. Do doskonałości im jednak daleko, czego najlepszym przykładem jest głowa rodziny, Homer Simpson. Patentowany leń, alkoholik, tłuścioch i zwykły idiota, a jednocześnie kochający mąż i ojciec, równie często popełniający fatalne błędy, co szczerze ich żałujący i robiący co w jego mocy, by je naprawić.
Dodajmy do niego próbującą zapanować na całym tym chaosem Marge, sprawiającego problemy wychowawcze Barta, przemądrzałą Lisę i wiecznie małą Maggie, a otrzymamy mieszankę wybuchową, która teoretycznie nie powinna ze sobą wytrzymać zbyt długo. Simpsonowie jednak jakoś dają radę, będąc nadal dokładnie tak samo zwariowaną rodzinką jak na początku. Nieważne, co dokładnie ich spotyka, pewnikiem jest, że w następnym odcinku znów zasiądą razem na kanapie przed telewizorem – to się nazywa prawdziwa amerykańska rodzina. [Mateusz Piesowicz]
"Zwariowany świat Malcolma" – Wilkersonowie
Rodzinka, z którą spędzałam dużo czasu kilkanaście lat temu, a teraz, po latach, pamiętam głównie Malcolma (świetna rola Frankiego Muniza), jego przeżywającego liczne załamania tatę (którego grał Bryan Cranston, zanim wkroczył na ścieżkę zła) i mamę golącą jego futro na plecach (Jane Kaczmarek, również doskonała). Byli jeszcze trzej bracia Malcolma, z których najmłodszy wiecznie wpadał w jakieś tarapaty, a najstarszy był takim palantem, że aż wysłali go do szkoły wojskowej.
Życie tej mocno niepoukładanej rodziny, którą starała się trzymać w ryzach jedyna kobieta, wydawało się tym bardziej pokręcone, że oglądaliśmy je oczami błyskotliwego, sarkastycznego, przenikliwego dzieciaka, jakim był Malcolm. Komentarze tego genialnego, a jednocześnie zupełnie normalnego chłopca, który zwracał się do nas wprost, patrząc nam w oczy, sprawiały, że szaleństwa Wilkersonowie potęgowały się. Samo patrzenie na nich potrafiło być wyczerpujące – po 20 minutach z tą rodziną od razu spoglądało się bardziej łaskawym okiem na własną.
A jednocześnie to byli bohaterowie, których dało się polubić od pierwszej chwili i do których perypetii zawsze miło się wracało. Byli żywi, pełni energii i autentyczni, co potwierdzi pewnie każda matka, która wychowywała czwórkę chłopców i jeszcze męża. [Marta Wawrzyn]
Goldbergowie
Jeszcze jedna typowa amerykańska rodzinka, tym razem jednak umieszczona w specyficznym czasie, bo w latach 80. ubiegłego wieku. Na ten właśnie okres przypadło dzieciństwo Adama F. Goldberga, twórcy serialu, który postanowił o sobie i swojej pokręconej familii opowiedzieć na ekranie. Mamy zatem wiecznie trzymającego w ręku kamerę, młodego Adama (Sean Giambrone), jego przygłupiego brata Barry'ego (Troy Gentile), nastoletnią siostrę Erikę (Hayley Orrantia) i rodziców: Beverly (Wendi McLendon-Covey) oraz Murraya (Jeff Garlin). Towarzystwo uzupełnia dziadek, tutaj nazywany "Popsem" (George Segal).
Reszta jest natomiast sitcomem, który rzeczywistość lat 80. ukazuje z perspektywy kilkuletniego chłopca. Historia to zatem prosta, nieco przerysowana i wyraźnie nostalgiczna. Bo Goldbergowie to modelowy przykład rodziny, którą po latach wspomina się z sentymentem, ale życie z nią wcale nie musiało być łatwe.
Oznaczało bowiem zmaganie się z nadopiekuńczą Beverly i gburowatym Murrayem, który nigdy głośno nie wyraża swoich uczuć (przynajmniej nie w takiej oczywistej formie). Oczywiście dzieciaki wcale nie są lepsze, ale łatwiej wybaczyć im irytującą postawę, widząc w jakim chaosie muszą żyć. Nic dziwnego, że wszyscy tu na siebie krzyczą. Dużo i głośno, żeby przebić się przez ogólny rozgardiasz.
Na pierwszy rzut oka widać jednak, że pod tymi wszystkimi wrzaskami jest sporo zwykłego ciepła typowego dla familijnych komedii. Goldbergowie może nie są wzorem do naśladowania, ale nie można im zarzucić braku autentyzmu w rodzinnym chaosie. Po dwa odcinki serialu można oglądać w każdy czwartek o godz. 22:00 w Comedy Central. [Mateusz Piesowicz]
"Arrested Development" – Bluthowie
Jedna z najciekawszych i najbardziej pokręconych serialowych rodzin w historii telewizji. Powiedzieć o Bluthach, że byli rodziną dysfunkcyjną, to nie powiedzieć nic. Mitchell Hurwitz wymyślił "Arrested Development", oglądając w telewizji skandale finansowe, których sprawcy lądowali na długie lata za kratkami, a ich rodziny praktycznie na bruku. Tak właśnie było ze stworzoną przez niego gromadką ekscentryków, materialistów i samolubów, która w jednej chwili straciła wszystko i tylko jeden człowiek, Michael (Jason Bateman), był w stanie sprawić, że dalej trzymali się razem.
Największą kreaturą był prawdopodobnie ojciec rodziny, George Bluth Sr. (Jeffrey Tambor), człowiek, który robił przekręty na nieruchomościach. Jego małżonka okazała się największą alkoholiczką i hipokrytką pod słońcem. Ich dorosłe dzieci to ludzie, od których najlepiej trzymać się z daleka, choć z różnych powodów. Buster (Tony Hale) jest dużym dzieckiem, przyczepionym do sukienki mamusi. GOB (Will Arnett) to palant, który chce być magikiem. Lindsay (Portia de Rossi) to próżna i rozpuszczona duża dziewczynka. Jej mąż Tobias Fünke (David Cross) ma różne dziwne fobie i niekoniecznie lubi kobiety. Itd., itp. W miarę normalny jest tylko Michael, na którego głowę spadają wszystkie problemy tych ludzi.
A Bluthowie problemów mieli tysiące, w większości takich, które tworzyli sobie sami. Ich szaleństwa były przekomiczne, a to, że trudno było ich polubić oraz przewidzieć, co takiego wymyślą, napędzało serialowe gagi. "Arrested Development" zdecydowanie nie jest kolejnym sitcomem o wesołej rodzince, to dojrzała, często mroczna komedia, która wyprzedziła swoją epokę. [Marta Wawrzyn]
"Transparent" – Pfeffermanowie
Nie najśmieszniejsza, ale bez dwóch zdań najbardziej skomplikowana rodzina w tym zestawieniu, przy której problemach kłopoty innych wydają się dziecinnie proste. Dość powiedzieć, że tutejszy punkt wyjścia to odkrycie prawdziwej natury Morta Pfeffermana (Jeffrey Tambor), ojca rodziny, który po latach milczenia decyduje się wreszcie otwarcie przyznać do faktu, że czuje się kobietą, ale to wcale nie czyni z niego (czy raczej z niej, bo teraz mówimy o Maurze) najbardziej złożonej postaci w serialu.
Wybrać taką niezmiernie trudno, więc napiszmy po prostu, że każdy członek rodziny Pfeffermanów to jednostka absolutnie wyjątkowa. Począwszy od Maury, poprzez jej byłą żonę Shelly (Judith Light), a skończywszy na trójce dorosłych dzieci, wszyscy tutaj są jedyni w swoim rodzaju. Bywają koszmarnie egoistyczni, ale nie da się ukryć, że darzą się szczerymi uczuciami. Potrafią ułożyć sobie życie, by zaraz potem wszystko spektakularnie rozwalić i rzucić się w emocjonalną przepaść. Niby są dorośli, a często zachowują się jak dzieci. Potrafią irytować jak mało kto, a jednocześnie trudno oderwać od nich wzrok, bo są w tym szaleństwie autentyczni.
Drugiej takiej rodziny jak Pfeffermanowie ze świecą szukać, a zanurzenie się w ich problemach to prawdziwy skok na głęboką wodę. Polecamy go jednak każdemu, bo takiej parady oryginałów i emocjonalnej karuzeli, jaką fundują nam już od kliku lat nie znajdziecie nigdzie indziej. [Mateusz Piesowicz]
"Catastrophe" – Sharon, Rob i ich dzieciaki
Jedna z najświeższych komedii ostatnich lat, w której rodzina powstała w bardzo nietypowy sposób. Amerykanin, Rob Norris (Rob Delaney), spędza podczas podróży służbowej pijacki weekend z mieszkającą w Londynie Irlandką Sharon Morris (Sharon Horgan). Seks jest świetny, ale para bynajmniej nie planuje więcej się spotykać, w końcu dzieli ich ocean. Problem w tym, że ona zachodzi w ciążę i postanawia zatrzymać dziecko. Informuje go o tym telefonicznie, a potem…
A potem możemy już oglądać, jak w bólach tworzy się amerykańsko-irlandzka rodzina, najpierw z jednym dzieckiem, potem z dwojgiem. "Catastrophe" to odwrócona komedia romantyczna – Rob i Sharon zaczynają od seksu i wpadki, a następnie stopniowo zakochują się i postanawiają spędzić ze sobą resztę życia. Nie zawsze jest łatwo, miło i przyjemnie, bo mówimy o dwójce osób około czterdziestki, które niekoniecznie są kompatybilne.
To nie jest rodzina "normalna" czy też "typowa", a prezentowane w serialu problemy daleko wychodzą poza sitcomowy zestaw (ot, choćby potraktowany bardzo poważnie alkoholizm czy kłopoty Roba w pracy). "Catastrophe" jest odbiciem prawdziwego życia i współczesnych związków damsko-męskich, które często przypominają jeden wielki bałagan. [Marta Wawrzyn]
"Przepis na amerykański sen" – Huangowie
Znów przenosimy się w przeszłość, tym razem do lat 90., kiedy to Huangowie, amerykańska rodzina tajwańskiego pochodzenia, wyprowadzili się z Chinatown w Waszyngtonie, by zamieszkać na przedmieściach Orlando. Przeprowadzka dla nikogo nie jest łatwa, zwłaszcza że okolicę zaludniają biali przedstawiciele klasy średniej, a jakakolwiek mniejszość automatycznie się na tym tle wyróżnia. "Fresh Off the Boat" (polski tytuł to "Przepis na amerykański sen") problemy społeczne traktuje jednak z przymrużeniem oka, skupiając się na swoich bohaterach, którzy tworzą całkiem sympatyczne grono.
Louis (Randall Park) i Jessica (Constance Wu) oraz trójka ich synów: Eddie (Hudson Yang), Emery (Forrest Wheeler) i Evan (Ian Chen) to rodzina, którą łatwo polubić. Pozornie typowy sitcomowy zestaw ożywa na ekranie, bo są między tymi bohaterami szczere emocje, a całość nie sprowadza się tylko do komediowych klisz. Huangowie to naprawdę wyraziste postaci, tylko zyskujące z kolejnymi odcinkami i szybko do siebie przywiązujące, nawet jeśli nie macie z nimi nic wspólnego.
Bo nikt przecież nie ukrywa, że "Fresh Off the Boat" to serial mający trafić przede wszystkim do konkretnej widowni. Nie trzeba jednak do niej należeć, by dobrze się z tymi bohaterami czuć – każdy, kto próbował się kiedykolwiek dokądś wpasować, łatwo znajdzie z nimi nić porozumienia. A dalej pójdzie już prosto, w końcu jak nie lubić jedenastolatka azjatyckiego pochodzenia bezgranicznie zakochanego w gangsta rapie? [Mateusz Piesowicz]
"Współczesna rodzina" – Pritchettowie, Tuckerowie i Dunphy
"Współczesną rodzinę" znielubiliśmy w ostatnich sezonach, choćby za to, że ciągle odbiera Emmy znacznie lepszym komediom. A pamiętacie, jak to było osiem lat temu, kiedy Ed O'Neill, Sofía Vergara i reszta tej niesamowitej ekipy dopiero zaczynali podbijać serca telewidzów? ABC zrobiło coś fantastycznego, pokazując, jak zmienił się model "typowej" amerykańskiej rodziny.
Mamy więc ojca, Jaya, który żeni się ponownie z głośną, sporo od niego młodszą Kolumbijką, mającą już syna z poprzedniego małżeństwa. To serialowi Pritchettowie. Mamy Dunphych, czyli córkę Jaya, Claire, jej męża, Phila, i trójkę dzieciaków. Tylko z pozoru oni wydają się tutaj najzwyczajniejsi. Mamy wreszcie Tuckerów, czyli syna Jaya, Mitchella, jego męża, Camerona, i adoptowaną córeczkę, Lily. W tak barwnej i różnorodnej gromadzie musi dochodzić do licznych tarć i napięć – i dochodzi.
Ale to nie tyle serial o kolejnej "szalonej rodzince", ile odzwierciedlenie tego, czym dzisiaj jest "normalność" i "przeciętność". "Współczesna rodzina" pokazuje, jak te pojęcia zdążyły się zmienić z czasem, i w jakiś sposób odzwierciedla nasz świat, nasze rodziny i nasze problemy. Choć oczywiście polscy geje mogą tylko pomarzyć o takich problemach, jakie mają Cameron i Mitchell. [Marta Wawrzyn]
"Family Guy" – Griffinowie
Wystarczy powiedzieć, że najmłodszy Griffin, obdarzony głową w kształcie piłki do futbolu amerykańskiego Stewie na przemian knuje, jak podbić świat albo pozbyć się własnej matki Lois, by zrozumieć, że zdecydowanie nie jest to zwykła rodzina. Gdy jednak popatrzeć na otoczenie, w jakim dorasta Stewie, jego patologiczne zachowanie już tak bardzo nie dziwi. W końcu za ojca ma mało lotnego i średnio sympatycznego Petera, za brata jego młodszą wersję, Chrisa, a za siostrę Meg, będącą nieustannym obiektem kpin ze strony wszystkich dookoła. Jest jeszcze najinteligentniejszy w tym towarzystwie pies Brian, ale i jemu daleko do normalności.
Zdecydowanie nie zasługują więc Griffinowie na miano rodziny, którą każdy chciałby mieć, za to do tytułu najśmieszniejszej mogą śmiało startować. Zwłaszcza, jeśli lubicie niepoprawny politycznie, pełen nawiązań do popkultury i historii, a także często autotematyczny humor, z którego słynie twórca serialu, Seth MacFarlane. Korzystając z faktu, że w animowanej fabule może znacznie więcej, niż w aktorskiej, pozbawił swoje dzieło praktycznie jakichkolwiek granic, za nic mając dobry smak i komfort oglądającego. Dostaje się tu wszystkim po równo, bez względu na kolor skóry, wyznanie czy poglądy polityczne.
Sama rodzina Griffinów znaczenie ma więc drugorzędne, będąc nośnikiem szeregu żartów często podawanych w formie oderwanych od właściwej fabuły wstawek, ale oczywiście można się do tych zwariowanych postaci przywiązać. A że format nadal się nie przejadł, świadczy zamówiony niedawno 16. sezon. [Mateusz Piesowicz]
"Trawka" – Botwinowie
Botwinowie może i mieli szansę być całkiem "normalną" rodziną, ale wszystko się zmieniło po nagłej śmierci ojca, Judah, w którego, co pewnie mało kto już pamięta, wcielał się Jeffrey Dean Morgan. Nancy Botwin (świetna rola Mary-Louise Parker), typowa kura domowa z przedmieścia, została sama z dwójką chłopców i pytaniem co dalej. W serialu poznaliśmy ją kilka tygodni po śmierci męża, kiedy dopiero zaczynała stawiać kroki w swojej nowej "branży" – to znaczy została dilerką trawki. I od tej pory nic już nie było normalne.
Żadnych domowych obiadów, zero stabilizacji, tylko matka wytrwale poszukująca swojego miejsca na świecie, sypiająca z kolejnymi facetami i popadająca w coraz większe szaleństwa. Nic dziwnego, że młodszy z synów, Shane, szybko zaczął przypominać małego socjopatę, zaś starszy, Silas, zainteresował się dilerką. W tym domu niełatwo było wyjść na ludzi, a czasem wręcz pojawiało się pytanie, czy aby na pewno dzieci Nancy przeżyją. Niebezpiecznie zrobiło się zwłaszcza wtedy, kiedy zaangażowała się ona w pełen wzlotów i upadków związek z niejakim Estebanem, szefem meksykańskiego kartelu i zarazem burmistrzem Tijuany.
Najbardziej zadziwiające było to, ile normalności do całego tego pomieszania z poplątaniem wnosił szwagier Nancy, Andy (Justin Kirk), który praktycznie zamieszkał w jej domu po śmierci swojego brata. Totalny obibok, który nie miał żadnego pomysłu na życie, z czasem wyrósł na głowę tej nietypowej rodziny i człowieka dbającego o to, żeby chłopcy zjedli od czasu do czasu ciepły posiłek. To zdecydowanie nie była zwyczajna rodzina. [Marta Wawrzyn]