Emmy 2017: Nasze nominacje dla aktorek z seriali dramatycznych
Redakcja
5 lipca 2017, 21:32
"Opowieść podręcznej" (Fot. Hulu)
Akademia Telewizyjna w przyszłym tygodniu ogłosi nominacje do nagród Emmy, a my podajemy kolejne nasze typy. Spośród pierwszoplanowych aktorek z seriali dramatycznych doceniamy m.in. Claire Foy, Elisabeth Moss i Evan Rachel Wood. Przypominamy, że wybieramy wyłącznie spośród aktorek i aktorów, którzy zostali zgłoszeni do Emmy, w takich kategoriach, w jakich zostali zgłoszeni. Wszystkie nasze nominacje znajdziecie tutaj.
Akademia Telewizyjna w przyszłym tygodniu ogłosi nominacje do nagród Emmy, a my podajemy kolejne nasze typy. Spośród pierwszoplanowych aktorek z seriali dramatycznych doceniamy m.in. Claire Foy, Elisabeth Moss i Evan Rachel Wood. Przypominamy, że wybieramy wyłącznie spośród aktorek i aktorów, którzy zostali zgłoszeni do Emmy, w takich kategoriach, w jakich zostali zgłoszeni. Wszystkie nasze nominacje znajdziecie tutaj.
Claire Foy, "The Crown"
Claire Foy odebrała w styczniu Złoty Glob i nie zdziwię się, jeśli we wrześniu dostanie także nagrodę Emmy. Bo nawet jeśli "The Crown" jest "tylko" kolejnym bardzo dobrym, zrobionym na bogato serialem kostiumowym, nie da się nie podziwiać tego, jak aktorzy uczłowieczyli postacie członków brytyjskiej rodziny królewskiej, o których chyba rzadko myślimy jak o ludziach takich ja my.
A najjaśniej błyszczała gwiazda Claire Foy, która na przestrzeni dziesięciu odcinków zaprezentowała wiarygodną przemianę z sympatycznego dziewczęcia, marzącego o zwyczajnym życiu z mężem i dziećmi, w chłodną władczynię, podejmującą coraz trudniejsze decyzje wbrew narodowi, rodzinie, a czasem i sobie. Wszystko dlatego, że Korona zawsze musi być stawiana na pierwszym miejscu.
Kilka scen – jak ślub z Filipem, koronacja czy pozowanie do portretu na końcu sezonu – zapadło w pamięć szczególnie mocno, definiując tę zdystansowaną, milczącą postać, którą znamy z kurtuazyjnych wizyt, zamiłowania do dziwnych kapeluszy i tego, że często lądowała w tabloidach jako osoba odmawiająca "prawa do szczęścia" kolejnym członkom rodziny królewskiej. Dzięki Claire Foy królowa Elżbieta stała się najpierw dziewczyną, a potem kobietą z krwi i kości – nie tą figurą z nagłówków i oficjalnych fotografii. [Marta Wawrzyn]
Amybeth McNulty, "Ania, nie Anna"
Świeża twarz w zestawieniu i z pewnością najbardziej zaskakująca kandydatka, ale nie mamy najmniejszych wątpliwości, że 15-letnia Kanadyjka irlandzkiego pochodzenia, która oczarowała nas od pierwszego wejrzenia, zasługuje na obecność w tym gronie. Część zasług należy tu oczywiście przypisać specjalistom od castingu pracującym przy nowej wersji "Ani z Zielonego Wzgórza", ale jedną sprawą jest wybrać odpowiednią kandydatkę, a zupełnie inną sprostać dużym oczekiwaniom.
McNulty poradziła sobie z nimi wyśmienicie, będąc sercem i duszą serialu, który oparł się na jej wątłych barkach. Doskonale pasująca fizjonomia to jednak tylko część sukcesu, bo Ania w wykonaniu aktorki to dziewczyna, której nie sposób nie lubić. Zarówno w bliskiej książkowej, egzaltowanej i bujającej w obłokach wersji, jak i tej nowej, dopasowanej do potrzeb serialu i nieco uwspółcześnionej.
Nastoletnia aktorka odnajduje złoty środek pomiędzy dwoma obliczami swojej postaci, tworząc Anię w sam raz na dzisiejsze czasy. Odpowiednio niewinną, sympatyczną i zabawną, ale też skrywającą mroczniejszą stronę, która wcale nie wydaje się pasować jak kwiatek do kożucha. Naturalność, świeżość i spore umiejętności to wystarczająca mieszanka, by błysnąć – Amybeth McNulty wykorzystała swoją okazję perfekcyjnie. [Mateusz Piesowicz]
Carrie Coon, "Pozostawieni"
W świecie idealnym "Pozostawieni" zgarnęliby w tym roku Emmy dla najlepszego serialu dramatycznego, a także najlepszego aktora i najlepszej aktorki – bo właśnie tyle im się należy, i to nie za całokształt, a za sam sezon finałowy. W prawdziwym świecie jeśli Carrie Coon dostanie nominację, to będzie dobrze. A naprawdę trudno sobie wyobrazić, żeby miała nie dostać, bo jest jednym z największych telewizyjnych odkryć ostatnich lat.
Szalenie trudną rolę "przeklętej Nory" – kobiety, która straciła w jednej sekundzie całą rodzinę i była w stanie to przetrwać – zagrała bezbłędnie, co szczególnie było widać w 3. sezonie, w dużej mierze opartym na historii jej i Kevina. Carrie Coon dostarczyła nam tony emocji, kiedy jej bohaterka zrzuciła cyniczną maskę i wyruszyła na koniec świata, w nadziei że jakimś cudem spotka tam swoje dzieci. I jak na najodważniejszą dziewczynkę świata przystało, zrobiła coś, na co mało kto przed nią się porwał. A potem pokutowała za to latami.
Niezwykłość tej zwyczajnej kobiety, jej siłę, determinację, poczucie humoru i hardą minę, z jaką dążyła do celu, zapamiętam na długo – podobnie jak tę drugą stronę, pogrążoną w bólu, który z całą siłą uderzył w finałowym sezonie. Takich wzruszeń jak ona i Kevin nie dostarczył w tym sezonie żaden inny bohater z żadnego innego serialu. Mam nadzieję, że Akademia Telewizyjna też to zauważy i że nominacje dla Carrie Coon i Justina Theroux jednak będą. [Marta Wawrzyn]
Elisabeth Moss, "Opowieść podręcznej"
Jedna z tych ról, o których należy powiedzieć, że nie tyle zapadły w pamięć, co weszły głęboko pod skórę i sprawiały sporych rozmiarów dyskomfort. Uczucie to nierozerwalnie związane z oglądaniem "Opowieści podręcznej", rosło praktycznie za każdym razem, gdy na ekranie pojawiała się Offred. Zniewolona przez nieludzki system, regularnie gwałcona w majestacie chorego prawa i praktycznie sprowadzona do roli rzeczy w świecie, z którego zniknęły zwykłe, ludzkie odruchy.
Sprowadzanie roli Elisabeth Moss tylko do wykorzystywanej kobiety byłoby jednak nieporozumieniem, bo jej Offred kryje w sobie znacznie więcej. Pod pozbawioną emocji powierzchnią (kompletnie beznamiętne sceny gwałtów sprawiały, że człowieka przechodził dreszcz) kryje się bohaterka wręcz nimi targana, ale nauczona tego, że nie może ich okazywać na zewnątrz. Moss przemyca je jednak tu i ówdzie, a to krótkim spojrzeniem, dyskretnym gestem czy wypowiedzianym w myślach buntowniczym hasłem, tworząc postać ofiary, która nigdy się ostatecznie nie poddała.
I jest to obraz bardzo autentyczny, uwiarygodniony jeszcze przez te momenty, gdy uczucia przejmują kontrolę, a miejsce Offred zajmuje June. Przypomnijcie sobie furię, w jaką wpadła bohaterka w finale sezonu – w jednej chwili spokojna i opanowana kobieta zapomniała o wszelkich pozorach, by pod wpływem impulsu zamienić się w rozjuszone zwierzę w klatce. Jeśli o jakiejś roli można napisać, że miała "moc", to właśnie o tej. [Mateusz Piesowicz]
Keri Russell, "The Americans"
5. sezon "The Americans" opierał się nie tyle na twistach i wielkich momentach, ile na prostych, ludzkich emocjach, które nie robiłyby aż takiego wrażenia, gdyby nie były genialnie zagrane. Keri Russell zobaczyliśmy w tym roku w roli Elisabeth, która jest już zmęczona i pozbawiona tego towarzyszącego jej latami stuprocentowego przekonania, że znajduje się po właściwej stronie, a cel zawsze uświęca środki.
Mocno zapadły mi w pamięć sceny jej treningów z córką, podziemny ślub z Phillipem czy też moment, kiedy dowiedziała się, że urabiany przez nią "kontakt" tak naprawdę jest dobrym człowiekiem, ciężko pracującym nad roślinami, które mogą nakarmić świat. Finał także pokazał, że to już nie jest Elisabeth, jaką znaliśmy w poprzednich latach – z jednej strony jej zmęczenie stało się już przygniatające, a z drugiej, przyznała przed nami, że pewne aspekty amerykańskiego życia jednak jej się spodobały (jak półki pełne butów).
Keri Russell bez wątpienia stworzyła jeden z najbardziej skomplikowanych kobiecych portretów we współczesnej telewizji i najbardziej skomplikowaną, może obok Carrie Mathison, postać kobiety-szpiega. Mam nadzieję, że zostanie za to doceniona. [Marta Wawrzyn]
Evan Rachel Wood, "Westworld"
Zagrać zaprogramowaną na określone zachowanie i pozbawioną uczuć maszynę to nie może być prosta sprawa. Zagrać jej stopniowe wybijanie się na samoświadomość i zagubienie w otaczającej ją rzeczywistości tym bardziej. Ale dopiero połączenie tych dwóch elementów i dodanie do nich kolejnej warstwy, tym razem już samodzielnie myślącej i mocno wkurzonej sztucznej inteligencji – to dopiero wyzwanie.
Evan Rachel Wood sprostała im wszystkim koncertowo, kreując w ramach jednej i tej samej Dolores kilka bardzo różnych do siebie postaci. Tym trudniejsze to było, że jako host jej bohaterka nie mogła okazywać prawdziwych emocji, można więc powiedzieć, że w wykonaniu Wood dostaliśmy wręcz swego rodzaju "metaaktorstwo", rolę w roli. Odkrywanie i zrozumienie kolejnych warstw Dolores było sporym wyzwaniem, ale z pewnością ułatwiał sprawę fakt, że w każdej z nich aktorka odnajdywała się wprost kapitalnie.
Prosta i naiwna córka farmera; zagubiona w rzeczywistości "Alicja w Krainie Czarów", a wreszcie przechodząca przez egzystencjalny kryzys i odkrywająca samą siebie maszyna, której intencje są w tym momencie nieodgadnione. Wybierzcie tę wersję, która najbardziej do Was przemawia, ja kupuję tę kreację w całości. [Mateusz Piesowicz]
Mackenzie Davis, "Halt and Catch Fire"
Nie łudzę się, że taki serial jak "Halt and Catch Fire" dostanie jakiekolwiek nagrody, bo nawet w porównaniu z "The Americans" czy "Pozostawionymi" jest szalenie niszowy. Ale bardzo bym chciała, aby telewizyjny światek zaczął już doceniać Mackenzie Davis tak, jak na to zasłużyła, bo była w minionym sezonie niesamowita, zarówno w "Black Mirror", jak i w "Halt and Catch Fire".
Jej zbuntowana Cameron w 3. sezonie przeżyła sporo wzlotów i upadków, zaliczyła małżeństwo, zrobiła karierę w Japonii i przede wszystkim dorosła. To jedna z tych bohaterek, które bardzo ewoluowały na przestrzeni kilku sezonów i których ewolucja z sezonu na sezon stawała się coraz bardziej fascynująca. Nie ma już rozgniewanej, przekonanej o swoim geniuszu dziewczynki, jest kobieta, która właśnie z pełną świadomością zaczyna po raz kolejny od zera, a jej życie jest skomplikowane jak zawsze.
Choć wyrazistości nie da się odmówić nikomu z czwórki aktorów, grających główne role w "Halt and Catch Fire", to właśnie Mackenzie Davis udało się wybić na pierwszy plan i zacząć zachwycać publikę nie tylko na małym, ale i na dużym ekranie. Nominacja do Emmy za rolę w serialu, od którego to wszystko się zaczęło, byłaby w tym momencie w stu procentach zasłużona. [Marta Wawrzyn]