Emmy 2017: Nasze nominacje dla seriali dramatycznych
Redakcja
4 lipca 2017, 22:02
"Westworld" (Fot. HBO)
Akademia Telewizyjna w przyszłym tygodniu ogłosi nominacje do nagród Emmy, a tymczasem my podajemy nasze typy. Na pierwszy ogień idą seriale dramatyczne – doceniamy m.in. "Westworld", "Opowieść podręcznej" i "The Americans". Tytuły wybieraliśmy wyłącznie spośród tych, które zostały zgłoszone, w takich kategoriach, w jakich zostały zgłoszone. "Gra o tron" w tegorocznym wyścigu w ogóle nie bierze udziału, bo nowy sezon dopiero przed nami.
Akademia Telewizyjna w przyszłym tygodniu ogłosi nominacje do nagród Emmy, a tymczasem my podajemy nasze typy. Na pierwszy ogień idą seriale dramatyczne – doceniamy m.in. "Westworld", "Opowieść podręcznej" i "The Americans". Tytuły wybieraliśmy wyłącznie spośród tych, które zostały zgłoszone, w takich kategoriach, w jakich zostały zgłoszone. "Gra o tron" w tegorocznym wyścigu w ogóle nie bierze udziału, bo nowy sezon dopiero przed nami.
"Pozostawieni"
To nie jest ten przypadek, w którym nominacja należy się za całokształt dla serialu, który właśnie dobiegł końca. Albo inaczej, to nie tylko ten przypadek, bo rzecz jasna "Pozostawieni" zasługują na wszelkie pochwały za swoje trzy sezony. Ten ostatni jest jednak wśród nich wyjątkowy, bo zapewnił przeżycia na poziomie do tej pory praktycznie niespotykanym, udowadniając, że serial może być czymś więcej, niż tylko chwytliwą fabułą.
Może być emocjonalną opowieścią o zwykłych ludziach dotkniętych niewytłumaczalną tragedią. Może być historią o wierze i jej braku. Może zabierać nas w surrealistyczną podróż na Ziemi lub gdzieś indziej i wcale nie tracić przy tym na autentyczności. Może też być prostą historią miłosną, która za nic ma wielkie słowa i jeszcze większe oczekiwania. A wreszcie może być piekielnie intensywnym przeżyciem, poruszającym w człowieku takie struny, z których istnienia mógł sobie wcześniej nawet nie zdawać sprawy.
Mógłbym wymieniać oryginalne pomysły, powody do wzruszeń, tematy do refleksji czy nawet pospolite fabularne twisty, każące z niecierpliwością wypatrywać kolejnych odcinków, których w "Pozostawionych" nie brakowało, ale nie ma to wielkiego sensu. Mistrzostwo pod względem realizacyjnym, aktorskim i scenariuszowym to jedno, ale przede wszystkim niedoceniany serial HBO dowodzi, że artystyczna wizja, satysfakcjonująca historia i zwykłe, ludzkie emocje mogą iść ze sobą ramię w ramię. A to już wyczyn z gatunku takich, którego dokonali wcześniej tylko nieliczni. [Mateusz Piesowicz]
"The Americans"
Jeden z najbardziej niedocenianych seriali ostatnich lat. "The Americans" kochają krytycy, uwielbia go garstka publiczności – i właściwie tyle. Pierwsza nominacja do Emmy w najważniejszej kategorii pojawiła się dopiero rok temu, za doskonały 4. sezon. I mam nadzieję, że w tym roku nic się nie zmieni, bo nawet w czasach serialowego dobrobytu niełatwo o takie produkcje jak "The Americans" – bezbłędnie napisane, świetnie zagrane i dokładnie wiedzące, dokąd zmierzają.
A przede wszystkim skupiające się na budowaniu postaci, których ewolucja fascynuje tym bardziej, im głębiej wnikamy w ich mroczne dusze. Duet Jenningsów, najbardziej ludzkich radzieckich szpiegów, jakich kiedykolwiek widzieliśmy w telewizji, był w 5. sezonie niesamowity. Ich zmęczenie stało się tak przygniatające, a ich chęć skończenia z tym wszystkim tak silna, że nie raz, nie dwa łapałam się na współczuciu KGB-istom, którzy chwilę wcześniej mordowali niewinnych ludzi.
Moralna niejednoznaczność, emocje ukryte w prostych scenach, rodzinne historie, jakich nie ma nigdzie indziej – "The Americans" w swoim przedostatnim sezonie wyeksponowało to, co przez lata było w serialu najlepsze. Teraz czekamy tylko na finałowe "bum" i zasłużony deszcz nagród. [Marta Wawrzyn]
"Legion"
Jeden z tych seriali, przez które moja szczęka nadal nie zdołała do końca wrócić na właściwe miejsce, po tym jak tydzień w tydzień lądowała na podłodze. Teoretycznie to tylko kolejna historia z bohaterami z potężnej marvelowskiej stajni (tym razem chodzi o "X-Menów", tytułowa postać serialu to jeden z drugoplanowych mutantów), ale w praktyce audiowizualna uczta, która mogła powstać tylko w głowie kogoś takiego jak Noah Hawley.
Twórca "Fargo" przy swoim nowym projekcie przeszedł samego siebie, serwując nam porywające od pierwszych sekund widowisko, które jednocześnie hipnotyzowało, fascynowało i zachwycało. Nawet wtedy, gdy nie mieliśmy bladego pojęcia, co się właściwie wyprawia – a nie muszę chyba dodawać, że ten stan przy oglądaniu "Legionu" bywał dość częsty. Nie oznacza to jednak, że serial FX to sztuka dla sztuki. Wręcz przeciwnie, pod niesamowitą otoczką kryje się spójna, wciągająca i emocjonująca historia, której bohaterowie szybko stają się nam bardzo bliscy.
"Legion" nie tylko rozsadził od środka coraz bardziej skostniałe struktury komiksowej ekranizacji. On w pewnym stopniu zdefiniował serialowe widowisko na nowo, bawiąc się gatunkami i konwencjami, potrafiąc momentalnie zmienić estetykę lub z całkiem rozsądnej opowieści przeistoczyć się w coś, co przypominało kreację obłąkanego umysłu. Najsłodszy romans świata mógł się tu zamienić w horror rodem z najgorszego koszmaru, newage'owa wizja w balet przemocy, a symfonia dźwięku w najprawdziwsze kino nieme. Linia odgraniczająca czyste szaleństwo od geniuszu jest ponoć bardzo cienka – "Legion" sprawił, że mogliśmy się o tym przekonać na własnej skórze. [Mateusz Piesowicz]
"Better Call Saul"
"Better Call Saul" zgarniało nominacje do Emmy w dwóch poprzednich latach – ten stan rzeczy absolutnie nie powinien ulec zmianie w tym roku i to bynajmniej nie z powodu przyzwyczajeń Akademii Telewizyjnej. Serial Vince'a Gilligana i Petera Goulda niezmiennie trzyma bardzo wysoki poziom, nadal będąc jedną z najlepszych propozycji, jakie ma do zaoferowania amerykańska telewizja.
3. sezon zachował wszystkie mocne punkty poprzedników na czele z fenomenalnie napisanym i przemyślanym w najdrobniejszych szczegółach scenariuszem, z każdym odcinkiem zbliżającym nas do tytułowej postaci. Podróż ku mrocznej stronie duszy Jimmy'ego McGilla nie była jednak jedyną atrakcją, bo jak zwykle rozwinięto wątek Mike'a, a i postaci do tej pory raczej zaniedbywane wysunęły się na pierwszy plan. Wszystko z korzyścią dla historii, która płynnie zmierza do celu, wprowadzając przy okazji coraz więcej powiązań ze światem znanym z "Breaking Bad".
"Better Call Saul" od dawna jednak nie jest już "tylko" spin-offem tego tytułu, a pełnoprawną opowieścią mającą swoje własne fundamenty. Takie jak choćby relacja braci McGillów, będąca motorem napędowym 3. sezonu i źródłem jego najbardziej pamiętnych momentów. Wielka w tym zasługa pary wykonawców, a więc Boba Odenkirka i Michaela McKeana, którzy potrafili zwykłą rozmowę zamienić w emocjonalną karuzelę. Małe środki, wielki efekt, którego nie sposób nie docenić. [Mateusz Piesowicz]
"Opowieść podręcznej"
Jeden z najważniejszych i zarazem najlepszych seriali minionego sezonu. "Opowieść podręcznej" pojawiła się w momencie, kiedy już chyba przestaliśmy wierzyć, że Hulu wyprodukuje serial dramatyczny, który może rywalizować z najlepszymi. Z początku wywołała ogromny szok i dyskomfort, zabierając nas w podróż do świata przerażającego do szpiku kości, a jednocześnie wcale nie tak odległego od naszego. Potem zaś, kiedy już nieco przyzwyczailiśmy się do tego paraliżującego koszmaru, twórcy w udany sposób powiększyli i poszerzyli świat przedstawiony, prezentując różne oblicza osadzonego w nieodległej przyszłości horroru, w którym kobieta nie jest pełnoprawnym członkiem społeczeństwa ani nawet człowiekiem.
Adaptacja kultowej książki Margaret Atwood, która pojawiła się po ponad 30 latach od jej wydania, jest wszystkim, czego oczekiwali czytelnicy. Jest też po prostu świetnym serialem, trafiającym również do tych, którzy nigdy wcześniej nie słyszeli tytułu "Opowieść podręcznej". Od doskonałego scenariusza, przez styl wizualny, jakiego jeszcze na małym ekranie nie było, aż po bez mała wybitne kreacje aktorskie – to znakomita produkcja, dopracowana w każdym szczególe, trzymająca widza na krawędzi fotela i wywołująca ogromne emocje.
Myślę, że nominację do Emmy ma zapewnioną, a i wygrana by mnie nie zdziwiła, bo oczywistego faworyta w tym roku nie ma. [Marta Wawrzyn]
"Westworld"
Z powodu późnej premiery "Gra o tron" nie może być w tym roku brana pod uwagę przy nominacjach do Emmy, co czyni "Westworld" jej naturalnym zastępcą. Wysokobudżetowa produkcja HBO zasługuje jednak na miejsce wśród najlepszych nie tylko ze względu filmowy rozmach i imponującą oprawę, ale z prostego faktu: to jeden z najlepszych seriali zeszłego roku pod praktycznie każdym względem.
Inspirowana "Światem Dzikiego Zachodu" historia futurystycznego parku rozrywki zaludnianego przez obdarzone sztuczną inteligencją hosty to dowód na dwie rzeczy. Po pierwsze, telewizja nie zna już praktycznie żadnych granic i spokojnie może sprawić, że czujemy się jakbyśmy oglądali film kinowy bez ruszania się sprzed telewizora. Po drugie, o wiele istotniejsze w tym momencie, wielki budżet wcale nie zwalnia twórców z obowiązku kreatywnego myślenia. Lisa Joy i Jonathan Nolan stworzyli bowiem absolutnie fascynujący świat, którego odwiedzanie i rozgryzanie było od początku do końca olbrzymią przyjemnością.
"Westworld" nie został wcale zbudowany na odkrywczych tezach, bo przecież nie o to chodziło. Celem, jak w każdym szanującym się blockbusterze, było najpierw oszołomić widza rozmachem, potem przykuć uwagę treścią, a w ostatecznym rozrachunku nie zmęczyć nadmiernymi aspiracjami i zostawić z apetytem na więcej. Wszystkie te warunki serial HBO spełnił w stu procentach, oferując bardzo zgrabny miks masowej rozrywki, mającego swoje ambicje science fiction i wielopiętrowej serialowej układanki, o której się długimi tygodniami mówiło. Gdyby wszystkie kinowe przeboje tak wyglądały, świat byłby piękniejszym miejscem. [Mateusz Piesowicz]
"Rectify"
O ile pierwsza szóstka była dla nas oczywistością – i oby szacowna Akademia Telewizyjna myślała tak samo – o tyle nad numerem 7 zastanawialiśmy się długo. Pominęliśmy kilka tytułów znanych i lubianych, w tym laureata Złotego Globu, "The Crown". Bardzo chcieliśmy znaleźć miejsce dla wnoszącego dużo świeżości "Stranger Things" i zaskakującego "This Is Us", które przywróciło nam wiarę w to, że w telewizji ogólnodostępnej też da się jeszcze tworzyć świetne seriale.
Koniec końców jednak stwierdziliśmy, że to nasza lista i nasze nominacje. I że naszym zdaniem na docenienie zasługuje przede wszystkim serial, który na pewno nie zostanie doceniony – sundance'owe "Rectify". W finałowym sezonie tej niezwykłej opowieści emocje sięgnęły zenitu, bo zobaczyliśmy ostatni etap przystosowywania się do świata, w którym Daniel (znakomity Aden Young, którego pominięcie w nominacjach będzie dla nas szczególnie przykre) jest na wolności i nikt mu już tej wolności nie odbierze.
To był trudny etap nie tylko dla niego, ale i dla jego bliskich, którzy musieli nauczyć się żyć na nowo. Ich stopniowy powrót do normalności był równie cudowną emocjonalną podróżą, co droga Daniela do odzyskania własnego ja. A cały serial to najbardziej niezwykła rzecz na świecie, poczynając od samego pomysłu, a skończywszy na konstrukcji głównego bohatera i sposobie, w jaki opowiedziano jego historię. [Marta Wawrzyn]