Pieskie życie. "Downward Dog" – recenzja nowego serialu komediowego ABC
Mateusz Piesowicz
20 maja 2017, 19:02
"Downward Dog" (Fot. ABC)
Komedia o gadającym zwierzaku. Tyle informacji o nowym serialu ABC zapewne wystarczy, by niektórzy od razu dali sobie z nim spokój. Błąd! "Downward Dog" potrafi zaskoczyć w bardzo pozytywny sposób.
Komedia o gadającym zwierzaku. Tyle informacji o nowym serialu ABC zapewne wystarczy, by niektórzy od razu dali sobie z nim spokój. Błąd! "Downward Dog" potrafi zaskoczyć w bardzo pozytywny sposób.
Nie muszę chyba tłumaczyć, że zbitka słów "komedia" i "ABC" to nie jest w ostatnim czasie najszczęśliwsze połączenie, prawda? Tym bardziej gdy w grę wchodzi sitcom, którego "oryginalnym" pomysłem na siebie jest to, że głównej bohaterce towarzyszy niecodzienny partner – niedawnym i na szczęście już skasowanym przykładem podobnej koncepcji była "Imaginary Mary". Choć jeszcze oczywiście za wcześnie by o tym mówić, mam cichą nadzieję, że "Downward Dog" jej smutnego losu nie podzieli, bo pilotowy odcinek wystarczył, bym zapałał sporą sympatią i do dziewczyny imieniem Nan (znana z 1. sezonu "Fargo" Allison Tolman), i Martina, jej czworonożnego przyjaciela (nie ma mowy o dyskryminacji psich aktorów – gra go niejaki Ned).
Wspomniana para to dokładnie rzecz biorąc zwyczajna, pogrążona w pracy, w której nikt jej nie docenia, mieszkanka Pittsburgha oraz jej pies, spędzający całe dnie w domu i wiernie czekający na powrót swojej właścicielki. A my czekamy razem z nim, bo całą historię śledzimy w dużej mierze z jego perspektywy. Ta natomiast nie jest do końca zwyczajna i to wcale nie dlatego, że należy do psa. Martin czworonogiem jest bowiem wyjątkowym, to znaczy bardzo melancholijnym i ciężko znoszącym samotność, o czym osobiście i w szczegółach nas informuje.
Czasem robi to, zwracając się bezpośrednio do kamery, jak w mockumentary, czasem natomiast po prostu wypowiada swoje kwestie z offu (głosu użycza mu Samm Hodges, jeden z twórców serialu i internetowej produkcji, która go zainspirowała) – w każdym przypadku są one zaskakująco przenikliwe i mocno filozofujące, przynajmniej z psiego punktu widzenia. Nie jest zatem "Downward Dog" do końca taką komedią, jakiej można by się tego spodziewać po samym opisie. Owszem, twórcy nie przegapiają okazji do kilku oczywistych żartów (14 godzin snu jest fundamentem każdego produktywnego dnia!), ale są w nich bardzo powściągliwi, jakby nie chcąc przekroczyć granicy, za którą ich serial byłby tylko kolejnym głupiutkim sitcomem.
Przynajmniej na razie mu to nie grozi, co biorąc pod uwagę, że mówimy o produkcji z gadającym psem w roli głównej, jest już sporych rozmiarów osiągnięciem. Takim, z którego nie do końca zdawało sobie chyba sprawę samo ABC, bo w przedsezonowych zapowiedziach "Downward Dog" wyglądało na zdecydowanie bardziej stereotypową produkcję opierającą się na fakcie, że tutejsze one-linery wypowiada pies. Efekt końcowy jest jednak wyraźnie ambitniejszy, klimatem ociera się nawet momentami o kino niezależne (miał nawet ciepło przyjęty pokaz na Festiwalu w Sundance) i absolutnie nie przypomina banalnej komedii. Może dlatego tak długo czekał na swoją premierę? Zapowiadano go wszak już rok temu.
Tak czy inaczej, wyraźnie nie pasuje do wizerunku standardowej komedii telewizji ogólnodostępnej, co jest naprawdę niezłym powodem, by na niego zerknąć. Tych znajdzie się jednak znacznie więcej, na czele z tematyką, bo historia Nan i Martina to w gruncie rzeczy nic innego, jak kolejna opowieść o pogubionych życiowo młodych ludziach próbujących się porozumieć i znaleźć dla siebie czas w pogmatwanej codzienności. Zaraz, napisałem "ludziach"? Miałem oczywiście na myśli młodą kobietę i jej psa.
"Downward Dog" wykorzystuje więc pomysł ograny już na setki sposobów przez różnego rodzaju słodko-gorzkie komedie i w teorii nie wnosi do niego nic odkrywczego. Nan ma pracę, w której nie może spełnić swoich ambicji, tkwi w skomplikowanym związku, a piątkowe wieczory spędza z winem i ponurym nastrojem. W praktyce jednak wszystko to wypada całkiem świeżo, bo oglądane z perspektywy Martina nabiera zupełnie innego znaczenia. W jego oczach Nan zostawia go samego, by całymi dniami jeździć samochodem (to jedyny sensowny wniosek, jaki można wyciągnąć, obserwując ją codziennie przez okno), nie poświęca mu już nawet chwili na spacer z prawdziwego zdarzenia, oddelegowując do tego swojego chłopaka (Jason – w tej roli Lucas Neff), a jeszcze zdarza się jej omijać ich piątkowe wieczory, które spędzała tylko z nim i winem.
Brzmi to całkiem zabawnie, ale spróbujmy przyjąć postawę na serio – nasuwający się wtedy wniosek już absolutnie dowcipny nie jest. Wręcz przeciwnie, robi się przejmująco smutny, bo oto mamy stworzenie, które pokochało kogoś z całego serca, a ten ktoś nie poświęca mu wystarczającej uwagi. Naprawdę łatwo się przy "Downward Dog" wzruszyć, a łamiące serce spojrzenie Martina zdecydowanie nie pomaga w zachowaniu obiektywności. Tak, to oczywiste, że ten pies zasługuje na bezwarunkową miłość, co za potwór mu jej nie okazuje?!
Odpowiedź nie jest jednak taka łatwa, co pewnie zaprowadzi nas wkrótce do kolejnych napięć na linii pies/właścicielka, w których pewne jest tylko tyle, że Martin nadal będzie do bólu wierny i co najwyżej od czasu do czasu przypomni Nan o jej obowiązkach, niszcząc coś, co znajdzie się pod ręką łapą. To oczywiście głównie z troski o nią. A nawet jeśli czasem nie to cóż, psy też ludzie.
Przynajmniej według twórców "Downward Dog", którzy tak uczłowieczyli Martina, że szybko przestaje się go traktować jak zwykłego czworonoga. Ma to swoje przykre aspekty, jak koszmarne CGI, które "porusza" szczęką psa podczas mówienia, co wygląda fatalnie i psuje pieczołowicie budowany efekt, ale takich wad nie ma na szczęście wiele. Znacznie więcej jest pozytywów, które pozwalają spojrzeć na schematyczne komediowe motywy w nowym świetle i dostrzec w nich sporo prawdy zrozumiałej nie tylko dla właścicieli czworonogów.
Depresyjne, nietypowe komedie praktycznie zawsze mają u mnie spory kredyt zaufania i z "Downward Dog" nie będzie inaczej, choć też nie twierdzę, że mamy do czynienia z czymś absolutnie wyjątkowym. Zdecydowanie ma ten serial w sobie coś specjalnego – może to neurotyczny charakter Martina i wynikający z niego egzystencjalny niepokój (potęgowany przez kocicę z sąsiedztwa, prawdziwą emocjonalną terrorystkę), może sympatycznie ludzcy bohaterowie na czele z Nan, a może po prostu zaskakująca, jak na produkcję o gadającym zwierzaku, dawka zwykłego ciepła i autentyzmu. Nie ulega bowiem wątpliwości, że jest "Downward Dog" prawdziwy w swoich emocjach, nieważne, że te zostały zmyślone.