Mroczniej, dojrzalej, lepiej. Recenzujemy nowy sezon "Samuraja Jacka"
Andrzej Mandel
2 maja 2017, 18:58
"Samuraj Jack" (Fot. AdultSwim)
Opóźniony zapłon pozwolił mi obejrzeć ponad połowę 5. sezonu "Samuraja Jacka" jednym ciągiem. Zarwana noc zdecydowanie była tego warta. Uwaga na spoilery.
Opóźniony zapłon pozwolił mi obejrzeć ponad połowę 5. sezonu "Samuraja Jacka" jednym ciągiem. Zarwana noc zdecydowanie była tego warta. Uwaga na spoilery.
"Samuraj Jack" to, obok "Laboratorium Dextera", najlepszy serial Genndy'ego Tatarkovskiego. Pierwsze sezony (2001-2004) nader szybko były emitowane w polskim Cartoon Network i z miejsca zdobyły wiernych fanów. I nic w tym dziwnego, bo "Samuraj Jack" od początku zachwycał wysmakowaną, pozornie prostą kreską, licznymi nawiązaniami do popkultury czy samą postacią głównego bohatera. To wszystko znów mamy w finałowym, jak zapowiada Tatarkovsky, piątym sezonie.
Tym, co znacząco różni dawne sezony od najnowszego, jest znacznie mroczniejszy klimat. Nie oszukujmy się, historia od samego początku nie była specjalnie optymistyczna, ale w 5. sezonie chwilami "Samuraj Jack" ociera się o klimaty wręcz depresyjne (ze śladami schizofrenii). Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że Jack dorósł, tak jak jego fani, którzy swoją przygodę z serialem zaczynali 15-16 lat temu jako nastolatkowie, a dziś są już dorosłymi ludźmi. To przede wszystkim do nich adresowany jest nowy sezon emitowany w USA na kanale Adult Swim.
"Samuraj Jack" dobrze na tym wyszedł – szczególnie że Tatarkovsky nie postawił na większą dosłowność, a po prostu dopasował klimat, emocje i zachowania bohaterów do dojrzalszej widowni. Nie znajdziemy tu więc wulgaryzmów (najmocniejsze było chyba słowo "penis", samo w sobie niewulgarne, za to nie mogące pojawić się w kreskówce dla dzieci czy młodzieży), ani zbędnej przemocy (za to dużo niezbędnej). Pod tym wszystkim kryje się zaś ta sama historia co zawsze, tyle że nasz bohater jest 50 lat starszy, choć nie postarzał się ani o dzień. Co zresztą jest przyczyną frustracji jego arcywroga Aku. A dla nas jest okazją obejrzenia zabawnej sceny, w której Aku robi sobie psychoanalizę.
W pierwszych odcinkach sezonu obserwujemy zgorzkniałego, steranego beznadziejną walką i zagubionego Jacka, który nie posługuje się już swoim mieczem, tylko każdą bronią, jaka wpadnie mu w ręce. Świetna jest scena otwierająca sezon, w której Jack wparowuje na motocyklu między maszyny chcące zabić niewinne istoty. Sceny walki, jak zawsze, wyglądają dobrze, nawet jeżeli brak jest słynnej katany Jacka. Zaginięcie miecza to z kolei część układanki, jaką jest 5. sezon i bardzo ładnie pasuje do pozostałych wątków.
Początkowo sceptyczny byłem wobec mar, męczących Samuraja. Może i bez problemu jestem w stanie zrozumieć zmęczenie ciągłą walką i poczucie, że jest ona bezskuteczna, ale to, jak przedstawione są wewnętrzne rozterki Jacka, wygląda na poważną chorobą psychiczną, a raczej ich spory zestaw. Im jednak dalej, tym lepiej widać, jak starannie to wszystko jest rozplanowane i każda scena służy temu, co stanie się później, a my mamy wgląd w to, co dzieje się w głowie Jacka. A dzieje się w niej całkiem sporo, bo wizje otaczające Samuraja są niepokojące i silnie na niego oddziałują, sprawiając, że ociera się on o seppuku.
Tartakovsky przez te wszystkie lata wyraźnie dopieścił pomysł na "Samuraja Jacka". Główny bohater zyskał więcej wymiarów, stał się zdecydowanie bardziej dojrzały. W zamian niewiele zmieniło się w plastycznej stronie serialu, który nadal zachwyca tym połączeniem uproszczeń i wysmakowanych detali. Dzięki licznym retrospekcjom poznajemy też powody, dla których Jack jest takim a nie innym Jackiem, a przynajmniej pozwala się nam ułożyć przypuszczenia w jakiś logiczny ciąg.
Po siedmiu już odcinkach "Samuraj Jack" wielkimi krokami zmierza do finału. Nie widać, by akurat w tym Tatarkovsky bawił się w subtelności – a przynajmniej nie bawił się w nie, zestawiając Ashi z jej Matką. Zbliża się więc chwila, w której Samuraj stanie wreszcie do walki ze Złem. Ale tym razem nie jest sam, ma bowiem pomocnicę w postaci Ashi, dziewczyny urodzonej i wychowanej tylko po to, by zabić Jacka, a której Samuraj darował życie i pokazał, że wszystko czego nauczono ją w dzieciństwie, to kłamstwo.
Tym, co mnie osobiście zachwyca (i zachwycało w dawnych sezonach), jest umiejętne dodawanie humoru, nieco spuszczającego powietrze z historii, która inaczej byłaby dość nadęta. Są naprawdę zabawne momenty – choćby te ze Scaramouche czy Szkotem. Szkota zresztą chyba jeszcze zobaczymy, bo nie sądzę, by jego pojawienie się jako ducha było przypadkiem.
Samuraj wrócił. I jest jeszcze lepszy niż kiedyś.