Nie tylko teoria względności. Recenzujemy "Geniusza" – nowość od National Geographic
Michał Kolanko
23 kwietnia 2017, 16:02
"Geniusz" (Fot. National Geographic)
Czy można powiedzieć coś nowego o Albercie Einsteinie, jednym z najbardziej znanych naukowców XX wieku? Twórcy "Geniusza", nowego serialu "National Geographic", udowadniają, że tak. Widzieliśmy już pierwszy odcinek – i go oceniamy.
Czy można powiedzieć coś nowego o Albercie Einsteinie, jednym z najbardziej znanych naukowców XX wieku? Twórcy "Geniusza", nowego serialu "National Geographic", udowadniają, że tak. Widzieliśmy już pierwszy odcinek – i go oceniamy.
Pewnym zaskoczeniem może być już pierwsza scena z udziałem głównego bohatera. Dostojny profesor i uczony, jeden z najwybitniejszych fizyków wszech czasów, zachowuje się w niej niczym… Hank Moody z "Californication". I chociaż później nowa wersja historii Einsteina – która rozpocznie się dziś o 21:30 na kanale National Geographic – jest już dużo bardziej konwencjonalna, to i tak pokazuje nam go nie tylko jako tytułowego geniusza, ale przede wszystkim jako człowieka z ogromnymi wadami (i równie wielkim uporem czy ambicjami), który w wielu przypadkach nie pasuje do skostniałego świata, w którym przyszło mu żyć.
"Geniusz" jest opowiedziany w klasycznej formie. Chociaż nie brakuje tu eleganckich wizualnie przedstawień kilku teorii fizycznych – jak na przykład podróży promienia świetlnego padającego ze Słońca na Ziemię – to jednak serial nie eksperymentuje z formą. Dla wielbicieli tradycyjnego "kinowego" stylu takich opowieści to dobra wiadomość, ale jeśli ktoś liczy na coś więcej niż tylko przeniesienie na mały ekran stylu znanego z takich filmów jak "Teoria wszystkiego" czy "Piękny umysł", to może poczuć się rozczarowany.
Ten serial to pierwsza tego typu produkcja od National Geographic, być może więc uznano, że nie warto iść na dodatkowe ryzyko. Ron Howard – producent wykonawczy razem z Brianem Grazerem i reżyser pierwszego odcinka – zdecydował się postawić na sprawdzone rozwiązania. "Geniusz" oparty jest na bestsellerowej książce "Einstein. Jego życie, jego wszechświat" Waltera Isaacsona i już w pierwszym odcinku odsłania wiele zaskakujących faktów z życia tytułowego bohatera. Zwłaszcza dla widza, który kojarzy Einsteina tylko z równania E = mc2, ewentualnie słynnego zdjęcia z wystawionym językiem.
Einstein w "Geniuszu" to jednocześnie Geoffrey Rush i Johnny Flynn (młodsza wersja). I ich kreacje to zdecydowanie jeden z najmocniejszych punktów serialu. Bo chociaż można w pierwszym odcinku znaleźć kilka niepotrzebnych scen czy dłużyzn, to jednak te dwie wersje tej samej postaci ogniskują uwagę widza nawet wtedy, gdy nie dzieje się zbyt dużo. Świetne są sceny "szkolne", w których młody Einstein bezskutecznie walczy z pruskim systemem oświaty i nauczania matematyki. W pierwszym odcinku, co może być pewnym zaskoczeniem, to właśnie fragmenty z młodym Einteinem są lepsze i bardziej dynamiczne.
W serialu pokazano też narodziny faszystowskiej III Rzeszy i coraz bardziej mroczny klimat Berlina lat 20. i 30. "Geniusz" zaczyna się od sceny morderstwa szefa MSZ Republiki Weimarskiej Walthera Rathanau, zabitego przez ultranacjonalistów z Organizacji Konsul. Te wątki z pewnością będą rozwijane w kolejnych odcinkach serialu – razem z wątkami z życia Einsteina, jak jego udział w rozpoczęciu programu budowania amerykańskiej bomby jądrowej. Być może też przekonamy się, jak wyglądały jego debaty z Nielsem Bohrem o naturze wszechświata i fizyce kwantowej. Biorąc pod uwagę bardzo wysokie walory całej produkcji – która siłą rzeczy wygląda jak film kinowy rozłożony na odcinki – zapowiada się uczta dla tych, których takie tematy interesują.
Nie brakuje w "Geniuszu" filozoficznych rozważań czy naukowych teorii, ale bardzo starano się, by to nie była tylko podróż po kolejnych teoriach i odkryciach dokonywanych przez Einstaina. On miał być postacią prawdziwą, z krwi i kości, ze wszystkimi swoimi zaletami, ale i wadami. To się na pewno udało.
I chociaż czasami można odnieść wrażenie – zwłaszcza we fragmentach z lat 30. – że niektóre wątki polityczne czy rodzinno-uczuciowe dylematy Einsteina są poprowadzone w mało subtelny sposób, to ostatecznie dzięki serialowi poznajemy go od zupełnie nowej strony. Rush i Flynn ożywiają Einsteina – takiego, jakim wcześniej go nie znaliśmy. Warto więc zobaczyć "Geniusza", chociażby po to, by skonfrontować swoje wyobrażenia z odtworzoną w wielu szczegółach wizją życia jednej z najbardziej rozpoznawalnych postaci XX wieku.
Recenzja jest przedpremierowa. "Geniusz" startuje na kanale National Geographic w niedzielę 23 kwietnia 2017 o godz. 21:30.