Intensywna historia. Rozmowa z Robertem Kirkmanem i Patrickiem Fugitem z serialu "Outcast: Opętanie"
Mateusz Piesowicz
7 kwietnia 2017, 20:02
"Outcast: Opętanie" (Fot. Cinemax)
Premiera 2. sezonu "Outcast: Opętanie" już za moment w polskim FOX-ie i właśnie z tej okazji rozmawialiśmy z twórcą serialu Robertem Kirkmanem i grającym głównego bohatera Patrickiem Fugitem.
Premiera 2. sezonu "Outcast: Opętanie" już za moment w polskim FOX-ie i właśnie z tej okazji rozmawialiśmy z twórcą serialu Robertem Kirkmanem i grającym głównego bohatera Patrickiem Fugitem.
"Outcast: Opętanie" (premiera 2. sezonu na FOX w poniedziałek 10 kwietnia o godz. 22:00) to serial, który Robert Kirkman ("The Walking Dead") stworzył na podstawie komiksu autorstwa swojego i Paula Azacety. Historia obracająca się wokół tematu opętań przez demony ucieka od typowego podejścia, skupiając się na rozbudowanych relacjach pełnowymiarowych postaci i pokazując "ludzką" stronę horroru. Przerażać i zaskakiwać jednak też świetnie potrafi. Z naszej rozmowy dowiecie się m.in. czego się spodziewać po nowym sezonie, jak ma się serial do komiksu i kogo Robert Kirkman uważa za lepszego aktora od Patricka Fugita.
Zacznijmy od tego, czego spodziewać się po nowym sezonie. Poprzednio serial zakończył się zaskakującym cliffhangerem – czy kontynuacja od razu podejmie ten wątek?
Robert Kirkman: Cliffhanger miał ilustrować zmiany zachodzące w tej historii i kierunek, w jakim podąży ona w kolejnym sezonie. Chcieliśmy, by to zakończenie było niejednoznaczne, ale przede wszystkim chodziło o zasygnalizowanie przyszłych wydarzeń. Początek 2. sezonu może sugerować, że nie podejmujemy tematu, ale widzicie zaledwie kawałek całości – wszystko stanie się jaśniejsze, gdy zobaczycie dokąd serial zmierza dalej. Oczywiście niczego nie mogę zdradzić, więc powiem tylko tyle: czeka Was mnóstwo atrakcji.
Patrick, "Outcast" nie przypomina rzeczy, które robiłeś wcześniej. Co Cię przekonało do tej historii?
Patrick Fugit: Zdecydowanie fakt, że to coś zupełnie innego niż to, co robiłem do tej pory. "Outcast" dał mi jako aktorowi możliwość wykazania się umiejętnościami, których nie używa się przy pracy nad zwykłym dramatem czy komedią. Nie miałem wcześniej w swojej karierze zbyt wielu okazji do grania w czymś podobnym, więc traktowałem to jako szansę na zawodowy rozwój.
Dzisiaj, gdy rocznie powstaje około pięciuset tytułów, aktorowi nietrudno o pracę w telewizji, ale jak przebić się ze swoim serialem na tym gigantycznym rynku?
Robert Kirkman: Na pewno przydają się głośne nazwiska w obsadzie, ale nie tylko. My skupiliśmy się przede wszystkim na tym, by nasza historia miała jak najbardziej osobisty wymiar. Nie chcieliśmy robić kolejnego serialu o nadprzyrodzonych wydarzeniach, lecz uczynić je tłem opowieści o skomplikowanych bohaterach i ich relacjach. Trudno się jednak wyróżniać w takim tłoku, więc ostatecznie trzeba po prostu robić swoje i mieć nadzieję, że ludzi w końcu zmęczy oglądanie "Gry o tron".
Przeniesienie "Outcasta" z komiksu na ekran dodało historii dynamiki. Czy taka była intencja?
Robert Kirkman: Przejście z jednego medium do drugiego zawsze wymaga zmian. Podobnie jest w przypadku "The Walking Dead". Scena w komiksie jest nieruchoma i niema, więc nawet pomimo tego, że jej intencja za każdym razem jest identyczna, dodanie ruchu i dźwięku sprawia, że staje się znacznie bardziej intensywna niż na papierze. Uważam, że to jedna z niewielu słabości, jakie niesie ze sobą komiks, a które możemy naprawić na ekranie. No i przy okazji wygląda niesamowicie.
Czy to właśnie ta intensywność przekonała Cię do roli w serialu, Patrick?
Patrick Fugit: Zrobiły to dwie sceny, które dostałem na samym początku. W jednej Kyle opisywał pastorowi swoje doświadczenia z dzieciństwa, co było dla niego bardzo trudnym przeżyciem. Musiał niejako na nowo przeżyć straszliwe wspomnienia. Druga scena, która ostatecznie nie trafiła do serialu, to retrospekcja z rozmowy Kyle'a z żoną, podczas której zastanawiali się, czy powinni mieć dziecko. Ona przekonywała, że byłby świetnym ojcem, on obawiał się, że przekaże dalej ciążącą na nim klątwę. Naprawdę słodka, niemal romantyczna scena, ale bardzo dwuznaczna. Właśnie ten dualizm mnie zainteresował, bo lubię historie, które mają w sobie mrok i są wyraźnie podszyte tragedią.
1. sezon wyróżniał się także mocnymi postaciami kobiecymi – czy teraz też możemy na nie liczyć?
Robert Kirkman: Z całą pewnością możecie liczyć na rozbudowany wątek Megan. Ta bohaterka została opętana pod koniec 1. sezonu, co kompletnie pozbawiło ją gruntu pod nogami. Straciła fundament, na którym opierała swój zdrowy rozsądek. Sądzę jednak, że jej siła postaci wyniknie ze sposobu, w jaki poradzi sobie z tą sytuacją. Damy jej w tym sezonie czas, by odzyskała kontrolę nad własnym życiem, więc zobaczycie na własne oczy, jak odporna i gotowa na wiele to bohaterka. Grająca ją Wrenn Schmidt dała z siebie wszystko, to rewelacyjna aktorka, znacznie lepsza od Patricka.
Kyle Barnes nie jest typowym twardzielem. Podoba Wam się jego wrażliwa strona?
Patrick Fugit: To, co najbardziej podoba mi się w Kyle'u, to fakt, że pomimo doświadczonej w dzieciństwie traumy, nie pozwala, by to przeżycie odbijało się na zewnątrz. Stara się przezwyciężyć te wspomnienia i zapewnić swojej córce życie, jakiego sam nie miał, a przy okazji być dobrym mężem i bratem. Mam wrażenie, że każdy przypadek, gdy okoliczności zmuszały go do użycia siły, bardzo go dręczył. Nachodziły go wątpliwości, nie chciał dopuścić do siebie możliwości, że przemoc to jedyne wyjście i szukał innych sposobów pomocy opętanym. W 2. sezonie zobaczycie, jak Kyle zmaga się sam ze sobą, starając się utrzymać równowagę pomiędzy tym, co musi zrobić, a tym, czego by chciał.
Ciekawi mnie, jak wyglądał codzienny udział Roberta Kirkmana w pracy nad serialem – spędzałeś na planie dużo czasu?
Robert Kirkman: Masę! Właściwie rzadko zdarzało się, żeby mnie tam nie było! Nie, to oczywiście nieprawda. Musiałem dzielić swój terminarz miedzy "Outcast" a "The Walking Dead", więc wpadałem na plan od czasu do czasu, zapewne nie tak często, jak powinienem – Patrick patrzy się teraz na mnie bardzo złowrogim wzrokiem. Współpracowałem jednak bardzo blisko z Chrisem Blackiem [producent wykonawczy – M.P.] i scenarzystami, żebym wiedział, co się akurat działo i był w stanie wprowadzić ewentualne korekty, ale rzecz jasna nie spędzałem z nimi tyle czasu, ile bym chciał. Traktuję swoją rolę w pełni poważnie, bo "Outcast" jest bardzo bliski mojemu sercu. Robię wszystko, by móc być z niego dumnym i nieskromnie powiem, że mi się to udaje. A co do częstszej obecności na planie, obiecuję, że poprawię się w następnym sezonie, Patrick!
Twoje komiksy i seriale trafiają do ponad stu państw. Robi to jeszcze na Tobie wrażenie, czy już przywykłeś?
Robert Kirkman: Nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Szczególnie fascynuje mnie kwestia, jak są tłumaczone te historie w różnych częściach świata. Są przecież czytane, oglądane i lubiane przez ludzi pochodzących z czasem zupełnie innych kultur niż amerykańska. Nieraz zdarzało się, że nie byłem do końca świadomy tego, że gdzieś ludzie patrzą na opowiadane przeze mnie historie w odmienny sposób niż ja. To naprawdę świetne uczucie – ja nie mam szans odwiedzić tych wszystkich zakątków globu, cieszę się, że seriale robią to bez problemu.
Niektórzy twierdzą, że współczesne seriale przebijają popularnością filmy. Jak myślicie, gdzie leży tego przyczyna?
Patrick Fugit: Myślę, że przyczyna jest prosta. Gdy ludzie polubią jakichś bohaterów i ich historie, chcą się nimi cieszyć jak najdłużej. To z kolei pozwala twórcom na ich rozwijanie, bo wiadomo, że 10 godzin czasu ekranowego daje znacznie większe możliwości niż 90 minut. Dodajmy jeszcze do tego fakt, że seriale coraz częściej wyglądają równie dobrze jak filmy i mamy gotową odpowiedź.