Serialowe hity i kity – nasze podsumowanie tygodnia
Redakcja
26 marca 2017, 22:00
"Legion" (Fot. FX)
W tym tygodniu "Legion" pobił sam siebie. Znakomite odcinki zaliczyły także "Feud", "Wielkie kłamstewka" czy "The Americans". Oto nasze hity i kity.
W tym tygodniu "Legion" pobił sam siebie. Znakomite odcinki zaliczyły także "Feud", "Wielkie kłamstewka" czy "The Americans". Oto nasze hity i kity.
HIT TYGODNIA: Godzina terapii z Nicole Kidman w "Wielkich kłamstewkach"
Jeśli dobrze pamiętam, już tydzień temu ze świetnej obsady "Wielkich kłamstewek" najbardziej chwaliłam właśnie Nicole Kidman. Teraz jej bohaterka wreszcie wylądowała sama na kanapie terapeutki i mam wrażenie, że ten występ zapewnił Kidman nagrodę Emmy. To było coś niezwykłego, jak skryta, powściągliwa Celeste rozpadła się na naszych oczach i pozwoliła komuś zajrzeć do środka. Nie dało się od niej oderwać oczu, tyle mocy było w tym bardzo przecież subtelnym występie.
A jednocześnie poznaliśmy bardzo dokładnie skomplikowaną naturę jej związku z Perrym i chyba wreszcie zrozumieliśmy w pełni, czemu ona to wciąż znosi i łudzi się, że da się to jeszcze naprawić. Nie było w tym ani jednej fałszywej nuty – w stu procentach wierzę, że Celeste kocha swojego męża do szaleństwa i że są takie momenty, kiedy ta chora mieszanka seksu i przemocy rzeczywiście ją pociąga. I nie wierzę, kiedy patrzy terapeutce prosto w oczy i zapewnia ją, że nigdy nie bała się o swoje życie.
5. odcinek "Wielkich kłamstewek" to prawdziwa lekcja aktorstwa w wykonaniu Nicole Kidman, która skromną sceną u terapeutki, pokazującą, jakie emocje kotłują się w Celeste, przyćmiła wszystko inne. Ktoś miał wypadek, ktoś wcisnął gaz do dechy, gdzieś padł jakiś strzał, a ja i tak wciąż widzę rozpadającą się Celeste. [Marta Wawrzyn]
HIT TYGODNIA: Matki i córki we "Feud: Bette and Joan"
"Feud" od samego początku starał skupiać się na portretowaniu swoich bohaterek jako kobiet z krwi i kości, nieco na drugi plan odkładając konflikt, podsycany przez producenta i reżysera z jednej oraz media z drugiej strony. Strategia jest nadal kontynuowana, ale w trzecim odcinku odniosła największy do tej pory sukces, bo w Joan Crawford i Bette Davis zobaczyliśmy tym razem nie tylko tęskniące za dawną sławą ekranowe boginie, ale również po prostu matki, do których dotarło, że mogły stracić coś więcej, niż tylko popularność i młodość.
W gruncie rzeczy prosta historia o karierze pochłaniającej życie prywatne zyskała tu nie tylko bardzo efektowną oprawę (to norma we "Feud"), ale przede wszystkim została wykonana z dużym wyczuciem. Bez scenariuszowego efekciarstwa, a celnie i ostro, by kolejne ciosy spadające na nasze bohaterki były jak najmocniejsze. Czy to Joan próbująca rozpaczliwie adoptować kolejne dziecko w obawie przed samotnością, czy Bette nie potrafiąca zrozumieć, jak wiele bólu zadaje, choćby nieumyślnie, swojej córce (swoją drogą, duże brawa dla znakomitej w tym odcinku Kiernan Shipki). "Mommie Dearest" oferowało sporo takich scen, w których na obydwie kobiety patrzyło się przez inny pryzmat niż do tej pory. Wcześniej były przecież głównie ofiarami hollywoodzkiego systemu, teraz zostały same przedstawione jako oprawczynie i absolutnie fatalne matki.
Jak na serial o gwiazdorskim konflikcie jest we "Feud" zaskakująco dużo prawdy i emocji, jakich raczej się tu nie spodziewaliśmy. Głównie bolesnych, ale tak szczerych, że trudno nie patrzeć na ekranowe boginie z coraz większym współczuciem. Wielkie aktorki to bez dwóch zdań, lecz w zwykłym życiu ponoszące porażkę za porażką. [Mateusz Piesowicz]
HIT TYGODNIA: "The Americans" i "Czy powinniśmy powiedzieć o tym Paige?"
Odcinek "The Midges" przyniósł jeden interesujący powrót, którego, przyznaję, nie spodziewałam się w ogóle (i który, mam nadzieję, zobaczyliśmy z jakiegoś konkretnego powodu, a nie jako słodko-gorzki epilog) – ale kilka dni po seansie ciągle w mojej głowie brzmi jedno pytanie. "Czy powinniśmy powiedzieć o tym Paige?" – rzucili luźno państwo Jennigsowie, tuż po tym jak w rytmie "More Than This" Roxy Music upchnęli trupa do bagażnika. I odniosłam wrażenie, że to nie był żart, Elizabeth naprawdę wyglądała, jakby chciała zacząć całkiem serio wtajemniczać córkę w szczegóły brudnej roboty. W końcu dziecko musi zrozumieć, że jeśli chcemy naprawiać świat, musimy być gotowi ponieść jakąś ofiarę.
Akcja Jenningsów w Oklahomie w ogóle była świetna – nie sądziłam, że tropienie owadów może być tak fascynujące i niebezpieczne, a poza tym i Philipowi, i Elizabeth bardzo było do twarzy w przebraniach rodem z "Dallas". Cieszę się także, że serial pośrodku akcji potrafi znaleźć czas na takie momenty, jak ten w motelu, kiedy to nasza para z piekła rodem wyglądała na zakochaną w sobie jak nigdy. A działo się to niedługo po tym, jak Elizabeth tłumaczyła Paige, że w żadnym związku ludzie nie mówią sobie wszystkiego.
Ten sezon "The Americans" dopiero się rozkręca, najlepsze jeszcze przed nami, ale "The Midges" przypomniało mi, że nawet takie zwykłe odcinki serialu FX potrafią przykuć do ekranu. [Marta Wawrzyn]
HIT TYGODNIA: "Legion" sporo wyjaśnia na ostatniej prostej przed finałem
Przedostatni odcinek "Legionu" w 1. sezonie przyniósł tyle wspaniałości, że właściwie całą listę hitów tygodnia można by oprzeć tylko na nim. Jeśli takie rzeczy Noah Hawley i reszta serwują nam jeszcze przed wielkim finałem, to aż strach pomyśleć, co czeka nas za kilka dni. To jednak ciągle kwestia przyszłości, więc póki co skupmy się na tym, co już za nami.
A tu najbardziej adekwatnym pytaniem jest: od czego powinienem zacząć? Może od perfekcyjnego, logicznego i pędzącego do przodu, ale niegubiącego po drodze niczego istotnego scenariusza? Albo raczej od szeregu wyśmienitych, zapadających w pamięć scen, jak choćby kapitalna animowana historia Davida i jego przeciwnika? Nie no, skądże, przecież największe wrażenie robiła tu absolutnie fenomenalna, na poły niema sekwencja, w której Hawley niczym genialny dyrygent wprawił w ruch wszystkie elementy, tworząc niespotykaną nigdzie indziej audiowizualną symfonię z przerażającą Aubrey Plazą pośrodku.
Każdy z wymienionych (i jeszcze sporo innych, mniejszych cudów) kwalifikuje się do miana hitu nad hitami, ale warto przy tym zauważyć jedno – w swoim chyba najbardziej wystrzałowym odcinku do tej pory, "Legion" dał nam zdecydowanie najwięcej odpowiedzi. Nieważne w tym momencie, jakie niespodzianki szykują się w finałowej godzinie. Noah Hawley udowodnił właśnie dobitnie, że jego serial nie jest sztuką dla sztuki, a wszystkie ekranowe szaleństwa wyraźnie dokądś prowadzą. Mieszając gatunki, style i tonacje twórca wymieszał jeszcze przy okazji dwa najważniejsze składniki: atrakcyjną formę i wciągający scenariusz, dokonując cudu, który dla większości jego konkurencji stanowi zaporę nie do przebycia. [Mateusz Piesowicz]
HIT TYGODNIA: Rodzina Basketsów zaczyna od nowa w finale 2. sezonu
Zadziwiającą podróż odbył w 2. sezonie smutny klaun Chip Baskets, by w końcu znaleźć się z powrotem na rodeo. Równie zaskakująca była droga jego matki, Christine, której świat przestał zaczynać się i kończyć na Costco oraz DJ-ach bliźniakach. W finale tych dwoje wreszcie mogło spotkać się i rzeczywiście zrozumieć, co zaowocowało słodko-gorzkim zakończeniem sezonu i zarazem rozpoczęciem nowego etapu dla klanu Basketsów.
I pomyśleć, że skończyłoby się to zupełnie inaczej, gdyby Christine nie zajrzała do przebieralni i w jednej chwili nie zrozumiała, czego potrzebuje w tym momencie jej syn. "Baskets" ma swoje lepsze i słabsze momenty, ale nigdzie indziej nie znajdziecie tylu prawdziwych emocji w tak dziwnym, surrealistycznym i niezwykłym opakowaniu. A i portret zaściankowej Ameryki, z całą jej brzydotą, fast-foodami i zamiłowaniem do tandety z odcinka na odcinek staje się coraz bardziej fascynujący. Wygląda na to, że w kolejnym sezonie będziemy go podziwiać z perspektywy właścicieli rodeo w Bakersfield. [Marta Wawrzyn]
HIT TYGODNIA: "Ania", czyli klasyka z nutą nowoczesności
Gdyby ktoś jakiś czas temu powiedział mi, że nie będę mógł się oderwać od ekranu, oglądając adaptację "Ani z Zielonego Wzgórza", pewnie zostałby głośno wyśmiany. A tu psikus. Serialowa ekranizacja klasyki młodzieżowej literatury sprzed ponad stu lat powstała dzięki współpracy kanadyjskiego CBC z Netfliksem (tam serial ma być dostępny w maju) nie tylko udanie ożywia ducha powieści, ale i w znakomitym stylu dostosowuje go do wymogów współczesnej telewizji.
"Ania" to dzieło Moiry Walley-Beckett (scenarzystka m.in. "Breaking Bad"), co sugerowałyby jakiegoś rodzaju poważniejsze podejście do materiału źródłowego – i rzeczywiście tak jest. Nie obawiajcie się jednak, że Wasza ukochana książka zamieniła się w mroczną opowieść – to nadal ta sama historia o rozgadanej, osieroconej dziewczynce, która znajduje swoje miejsce na świecie w gospodarstwie Maryli i Mateusza Cuthbertów na malowniczej Wyspie Księcia Edwarda. Jest w niej jednak coś jeszcze, bo twórczyni nie unika trudniejszych tematów, chętnie sięgając do przeszłości Ani i dodając jej marzeniom na jawie głębszych warstw.
Nade wszystko to jednak ciągle urocza, podnosząca na duchu i szalenie sympatyczna opowieść, przy której łatwo się zapomnieć. Świetnie obsadzono tytułową postać, w którą wcieliła się 15-letnia Amybeth McNulty, nie tylko fizycznie pasując do roli, ale i wypełniając ekran porcją pozytywnej energii. Rzadko kiedy takie adaptacje się udają, ale wszystko wskazuje na to, że tym razem trafiono w dziesiątkę. [Mateusz Piesowicz]
HIT TYGODNIA: Przerażający obraz współczesnego niewolnictwa w "American Crime"
Wygląda na to, że śmiałe porównania do "The Wire" czynione przez amerykańskich krytyków, którzy widzieli pół sezonu "American Crime" przed premierą, nie są przesadą. W 2. odcinku zagłębiliśmy się bardziej w historię Luisa (Benito Martinez), dowiedzieliśmy się, co dokładnie go sprowadza do USA i poznaliśmy mechanizmy działania systemu, który w praktyce jest współczesnym niewolnictwem. Mówienie o "łamaniu praw pracowniczych" to w tym przypadku eufemizm – to, co nam właśnie pokazano, to czysta, bezwstydna eksploatacja ludzi, którzy nie mają żadnych praw, bo oficjalnie w USA nie istnieją.
Brawa dla Johna Ridleya za to, że był w stanie to pokazać dosadnie, ale w sposób daleki od łopatologii. Wiele powiedziała historia Luisa i pewność siebie, z jaką przemówił po angielsku i opuścił farmę (chyba nie ma wątpliwości co do tego, że znajomość języka to jedyne, co może uratować tych ludzi w takiej sytuacji – a większość z nich języka nie zna). Ale na drugim biegunie mieliśmy równie interesującą Jeanette (Felicity Huffman), która dopiero po pożarze w barakach zamieszkiwanych przez robotników zainteresowała się ich sytuacją.
Zauważcie jednak, że "American Crime", choć pokazuje właścicieli amerykańskich farm z nie najlepszej strony, nie stawia ich w roli oskarżonych. Już w pierwszym odcinku poznaliśmy ich perspektywę wystarczająco dobrze, żeby rozumieć, czemu przymykają oczy na ludzki koszmar, który rozgrywa się za ich przyzwoleniem. Ale to, że wskazanie winnego nie jest wcale proste, nie zmienia faktu, iż patrzymy na współczesne niewolnictwo – pokazane w mocny sposób. [Marta Wawrzyn]
KIT TYGODNIA: "Shots Fired", czyli jak zepsuć dobry pomysł
By oddać sprawiedliwość – pilot "Shots Fired" nie jest najgorszą rzeczą, jaką widziałam w ostatnim czasie. Potrafię wymienić kilka znacznie gorszych tytułów, ale nie o chodzi. Tutaj ma znaczenie skala oczekiwań i skala zawodu – kiedy telewizja ogólnodostępna zatrudnia taką aktorkę jak Helen Hunt i na wszelkie sposoby przekonuje mnie przed premierą, że za chwilę pokaże coś niezwykłego, a potem dostaję totalnego przeciętniaka, to jest problem.
"Shots Fired" teoretycznie ma wszystko, co trzeba, by być ambitniejszym serialem, trochę w stylu "American Crime". Bierze się za tematy najcięższe z możliwych – brutalność policji, zamieszki rasowe itp. – i od pierwszych chwil sugeruje, że będzie je traktować bardzo poważnie. A potem robi co może, żeby tylko przypadkiem nie zrazić do siebie mainstreamowej widowni, czyli oferuje schematy z procedurali kryminalnych, nieudolnie próbujące udawać, że jest w nich "coś więcej".
I niestety, nie działa to w ogóle. "Shots Fired" pod każdym względem – scenariusza, aktorstwa, realizacji – wypada jak ubogi krewny "American Crime". Dobrze, że FOX nazwał go od razu serialem limitowanym, a nie antologią, bo przy takiej jakości na 2. sezon po prostu nie ma szans. [Marta Wawrzyn]