13 najlepszych seriali kryminalnych, jakie znajdziecie na Netfliksie
Redakcja
15 marca 2017, 19:32
"The Fall" (Fot. BBC)
Przeszukaliśmy Netfliksa w poszukiwaniu dobrych kryminałów i oprócz oczywistych oczywistości znaleźliśmy dla Was niszowe perełki z Wielkiej Brytanii, Australii i nie tylko. Zapraszamy!
Przeszukaliśmy Netfliksa w poszukiwaniu dobrych kryminałów i oprócz oczywistych oczywistości znaleźliśmy dla Was niszowe perełki z Wielkiej Brytanii, Australii i nie tylko. Zapraszamy!
"Most nad Sundem"
Szwedzko-duński klasyk, o którym pisaliśmy na Serialowej wiele razy i jeszcze będziemy pisać, bo przed nami 4. sezon. To jeden z tych seriali, od których zaczął się ogólnoświatowy szał na skandynawskie kryminały – i nieprzypadkowo. "Most nad Sundem" ma wszystko to, za co tak uwielbiamy seriale z dalekiej Północy, czyli mroczny, ciężki i depresyjny klimat, dobrze napisaną intrygę, rozciągniętą na cały sezon, i świetnych głównych bohaterów.
A przede wszystkim Sagę Norén (genialna w tej roli Sofia Helin), chłodną szwedzką policjantkę, która łączy w sobie aspołeczność i brak jakiejkolwiek empatii z ogromną inteligencją i umiejętnością analitycznego myślenia. Jej świat przewróci się do góry nogami, kiedy morderstwo na granicy połączy jej losy z historią sympatycznego duńskiego detektywa Martina Rohde (Kim Bodnia). Ta dobrana na zasadzie przeciwieństw para przez dwa sezony stanowić będzie jeden z najlepszych policyjnych duetów, jakie kiedykolwiek widzieliście w serialach.
To właśnie Duńczycy, Szwedzi i różnice między nimi czynią "Most nad Sundem" serialem wyjątkowym. O ile intryga kryminalna jest uniwersalna, o tyle rozmowy – i pojawiające się w nich żarciki – opierają się na niuansach, które czasem dla widza z Polski bywają nie do końca zrozumiałe. Ale i tak obserwuje się to z niezmienną fascynacją. Zwłaszcza że nasi bohaterowie wiele rozmów odbywają gdzieś w okolicach tego wspaniałego mostu pomiędzy ich krajami, który bywa niemalże dodatkowym bohaterem w serialu.
Tych z Was, którzy serialu nigdy nie widzieli, a chcą się z nim zapoznać, odsyłam do 10 powodów, dla których warto oglądać "Most nad Sundem". I niech Wam przypadkiem nie wpadnie do głowy oglądanie któregoś z remake'ów – żaden nie dorasta oryginałowi do pięt. [Marta Wawrzyn]
"Broadchurch"
Jeden z największych kryminalnych fenomenów rodem z Wielkiej Brytanii i serial, który został międzynarodowym hitem to w gruncie rzeczy prosta, kryminalna historia. Oto jesteśmy w tytułowym, nadmorskim miasteczku, gdzie lokalną społecznością wstrząsa informacja o morderstwie jedenastoletniego chłopca. Sprawą zajmują się miejscowa detektyw Ellie Miller (Olivia Colman) i nowo przybyły, niezbyt przyjaźnie nastawiony do otoczenia Alec Hardy (David Tennant). Rzecz jasna obydwoje nawet nie przypuszczają, co ich czeka.
Wspomniana na początku prostota dotyczy oczywiście tylko samego konceptu, bo fabuła szybko zaczyna się gmatwać i do końca serwuje nam kilka zwrotów akcji, nigdy nie odchodząc jednak od klasycznej, kryminalnej opowieści. Przynajmniej w 1. sezonie, bo potem sprawa nieco się komplikuje i mimo wszystko obniża poziom, ale nie na tyle, by "Broadchurch" nie było warte każdej poświęconej mu minuty.
Bo serial to posiadający kilka piekielnie mocnych fundamentów, a zdecydowanie najbardziej solidnym z nich wszystkich jest para głównych bohaterów. Stanowiący swoje absolutne przeciwieństwa Alec i Ellie naprawdę świetnie się uzupełniają, choć ich współpraca, łagodnie mówiąc, nie należy do najłatwiejszych. David Tennant i Olivia Colman są świetni jak zawsze (albo nawet lepsi), sprawiając, że "Broadchurch" ogląda się z ogromną przyjemnością choćby tylko po to, by zobaczyć, jak ta dwójka ze sobą wytrzymuje. Resztę robi stare dobre pytanie "Kto zabił?". [Mateusz Piesowicz]
"Hinterland"
"Hinterland" – zwane też "Y Gwyll" – to jeden z tych seriali, które wyjątkowymi czyni już samo miejsce akcji. Czyli przecudnej urody walijskie miasteczko Aberystwyth, gdzie dzieją się rzeczy równie mroczne i przerażające co w skandynawskich kryminałach. Pojawia się tu detektyw Tom Mathias (Richard Harrington) z Londynu, który zostawił za sobą skomplikowaną przeszłość i ma nadzieję znaleźć w tym miejscu święty spokój. Ale tak to już w serialach bywa, że małomiasteczkowa idylla to ułuda, pod którą skrywać się potrafią szalone emocje i tajemnice. I tak też jest w tym przypadku.
Mathias i towarzysząca mu detektyw Mared Rhys (Mali Harries) rozwiązują makabryczne sprawy i obserwują ludzkie dramaty, jakich nie spodziewalibyśmy się zastać w takim miejscu. Klimatem serial nieco przypomina "Wallandera" i kryminały ze Skandynawii, przy czym warto tutaj docenić również niezwykłe okoliczności przyrody. "Hinterland" jest serialem przepięknym, mimo że zrealizowanym bardzo niskim – nawet jak na brytyjskie produkcje – kosztem.
Wrażenie, że mamy do czynienia z czymś niezwykłym, pogłębia fakt, iż to serial nakręcony w dwóch językach – angielskim i walijskim. Nawet jeśli będziecie oglądać go po angielsku, znajdą się takie momenty, kiedy nie będziecie wiedzieć, co oni tak właściwie mówią. Lokalne nazwy i imiona padają tutaj często, ale na tym nie kończy się dbałość o autentyczność. Serial cały czas przypomina widzowi, że dzieje się w Walii, a do tego ma świetny klimat, cudne zdjęcia, dobrze poprowadzone sprawy i całkiem interesujące postacie detektywów. [Marta Wawrzyn]
"Luther"
Nie ma dobrego kryminału bez charyzmatycznego głównego bohatera, a John Luther bije pod tym względem na głowę większość swoich ekranowych kolegów po fachu. Wszystko dzięki temu, że grany przez Idrisa Elbę londyński detektyw to postać z krwi i kości – facet niebezpiecznie bliski załamania psychicznego, a jednak szalenie skuteczny w swojej robocie. Choć metody, jakie przy tym stosuje, są już mocno dyskusyjne.
W tym też jednak tkwi siła serialu, który nie jest do końca zwykłym kryminałem. Sporo miejsca poświęca się tu bowiem również dylematom głównego bohatera i jego stopniowemu pogrążaniu się w mroku. Trudno go zresztą obwiniać o ponure myśli, gdy zerknie się na otoczenie, w jakim przychodzi mu pracować – tak posępnego, niepokojącego i po prostu brzydkiego Londynu nie znajdziecie nigdzie indziej. Łącząc to z równie mroczną tematyką, "Luther" urasta do miana jednego z najcięższych serialowych kryminałów, jakie kiedykolwiek powstały, więc nie spodziewajcie się tu lekkiej i przyjemnej rozrywki.
Jest w tej opowieści jednak zdecydowanie coś, co przyciąga uwagę. Może to kapitalnie napisane i zagrane postaci (oprócz Elby niezapomniane kreacje stworzyli tu również Ruth Wilson czy Warren Brown), może jednocześnie przerażający i fascynujący mordercy, a może podejście twórcy, Neila Crossa, który zamiast raczyć nas tylko kolejnymi zagadkowymi historiami, postawił na psychologiczną wiarygodność i próbę dotarcia do najmroczniejszych zakamarków ludzkiej psychiki. Próbę najczęściej bardzo udaną (umówmy się, że 4. sezon się nie wydarzył, w porządku?) – na tyle, że kontakt z "Lutherem" to przeżycie z gatunku trudnych, ale szalenie satysfakcjonujących. [Mateusz Piesowicz]
"Zagadki kryminalne panny Fisher"
Przepiękny australijski kryminał w klimacie retro. Choć "Zagadki kryminalne panny Fisher" to nic wielkiego, żadne tam telewizyjne dzieło, które odmieni Wasze życie, gwarantuję Wam, że będziecie oglądać je z przyjemnością. To bardzo porządnie zrobiony serial, z akcją osadzoną w Melbourne w latach 20., który z miejsca wkręca, bo ma bohaterkę z charakterem.
Nie wymyślili jej twórcy serialu – Phryne Fisher to postać z książek Kerry Greenwood, którą tutaj gra Essie Davis (znacie ją m.in. z 5. sezonu "Gry o tron"). Postać wyrazista, energiczna, czarująca i zdecydowanie wyprzedzająca swoje czasy. Poznajemy ją, kiedy powraca do Australii po latach spędzonych za granicą i ląduje się w samym środku kryminalnego światka, na początku mocno irytując lokalnych policjantów. W końcu jednak będą musieli ją zaakceptować, bo ona rzeczywiście ma do tego dryg, jak i mnóstwo zaskakujących talentów, które pomagają jej wyjść cało z każdej sytuacji.
Z tłumu detektywów wyróżnia ją to, że w każdej sytuacji wygląda wspaniale, no a poza tym jest kobietą egzystującą w świecie zdominowanym przez mężczyzn i bardzo wyzwoloną jak na swoje czasy. Nie ma męża, mieszka sama, sypia z kim chce, przed nikim się nie tłumaczy i jest dumna z tego, że jest feministką. Słucha jazzu, chodzi do klubów, tańczy z obcymi mężczyznami, jest piękna, stylowa i niczego się nie boi.
To zdecydowanie nie jest kobieta tania w utrzymaniu – serial to prawdziwa rewia mody, kostiumy są absolutnie doskonałe, a budżet bardzo wysoki jak na australijską produkcję (w 1. sezonie wydawano po okrągłym milionie dolarów australijskich na odcinek). Pieniądze poszły zresztą nie tylko na sukienki panny Fisher, ale także na scenografię, która sprawia, że rzeczywiście możemy poczuć się jakbyśmy przenieśli się do lat 20.
Patrząc na to wszystko, łatwo jest wybaczyć tej produkcji procuduralny charakter i to, że nie wszystkie sprawy rozwiązywane przez pannę Fisher są tak samo interesujące. Ona sama w zupełności wystarczy, żeby zakochać się w tym serialu. [Marta Wawrzyn]
"Happy Valley"
Choć reprezentację pań detektywów mamy w tym zestawieniu całkiem mocną, to tak naprawdę wszystkie je mogłaby zastąpić Catherine Cawood – prosta sierżant policji w prowincjonalnym Yorkshire, która jest jednak twardsza niż większość londyńskich stróżów prawa razem wziętych. Catherine to główna bohaterka "Happy Valley", jednego z najlepszych brytyjskich seriali ostatnich lat, który stanowi pozycję obowiązkową nie tylko dla miłośników kryminałów.
Serial autorstwa Sally Wainwright nie jest bowiem typową historią o poszukiwaniu mordercy (albo porywaczy – jak w 1. sezonie), lecz połączeniem kryminału z pierwszorzędnym dramatem obyczajowym. Ten drugi często bierze tu nawet górę i absolutnie nie jest to wadą, bo "Happy Valley" roi się od fascynujących, choć na pozór zupełnie się nie wyróżniających postaci, że wspomnę tylko niejakiego Tommy'ego Lee Royce'a w kapitalnej kreacji Jamesa Nortona.
Najważniejsza jest jednak ona. Catherine Cawood (świetna Sarah Lancashire) czyli najtwardsza policjantka, matka, babcia i siostra w jednym, która niejedno w życiu przeszła i zdecydowanie nie da sobie w kaszę dmuchać. Choć nawet jej zdarza się czasem nieco załamać – patrząc na to, co przechodzi, nie ma w tym nic dziwnego – ostatecznie zawsze stanowi prawdziwą opokę. Nigdy jednak nie przestaje być najzwyklejszą osobą na świecie, dzięki czemu tak znakomicie pasuje do "Happy Valley", absolutnie nadzwyczajnego, choć tak prostego serialu. [Mateusz Piesowicz]
"The Fall"
Jeden z najlepszych, najbardziej wciągających brytyjskich kryminałów ostatnich lat – i to mimo że od początku znaliśmy mordercę. W serialu nie chodzi o zagadkę kryminalną, tylko o psychologię postaci, a mimo to napięcie bardzo często sięga zenitu. Od początku bardzo dobrze wiemy, że psychopatą, który zabija kolejne kobiety, jest Paul Spector (Jamie Dornan, który występował w "The Fall", zanim jeszcze został panem Greyem). Wiemy też, że on i chłodna policjantka Stella Gibson (Gillian Anderson) prowadzić będą niebezpieczną zabawę w kotka i myszkę, która prędzej czy później musi skończyć się konfrontacją.
Trzy sezony w zupełności wystarczyły, żebyśmy bardzo dobrze poznali tę dwójkę i przeżyli po drodze tysiąc różnych twistów. A także zakochali się na nowo w Gillian Anderson, dla której "The Fall" było wielkim powrotem do telewizji. Rola Stelli była dla niej po prostu stworzona, bo ta bohaterka to feministka, która wygrywa subtelnością. Serial wiele razy udowadnia, jak wiele jest w niej siły, mądrości i empatii, i jak bardzo potrafi ona zaangażować się w sprawy, które są jej bliskie. W środku Stella bywa wulkanem emocji, na zewnątrz rzadko cokolwiek pokazuje.
Ta znakomita postać, mroczny Belfast i psychologiczne gierki, wraz z solidnym wglądem w umysł seryjnego mordercy, to największe zalety "The Fall". Serial wciąga, ma swój klimat, a brak klasycznej zagadki kryminalnej ostatecznie okazuje się kolejnym plusem. [Marta Wawrzyn]
"River"
"Kolejny detektyw z problemami? Ile można?" – chciałoby się zapytać, patrząc na "River", serial BBC, w którym Stellan Skarsgård wciela się w tytułowego bohatera, stróża prawa z Londynu. Jego przypadek jest jednak nieco inny niż większości błyskotliwych ponuraków ścigających morderców. John River swoje problemy dostrzega bowiem bardzo wyraźnie, a nawet z nimi rozmawia.
Jak człowiek dyskutujący z wizjami swojego umysłu może być skuteczny w tropieniu najgroźniejszych londyńskich przestępców? Na to pytanie odpowiada serial, który przez większość czasu jest świetnie zrobionym i całkiem pomysłowym kryminałem, ale zdarza mu się uderzać w zaskakująco lekkie tony, jakich próżno szukać u konkurencji. Wszystko dlatego, że "River" poświęca niemal tyle samo czasu sprawie kryminalnej, co swojemu bohaterowi, a ten to postać absolutnie wyjątkowa.
Brawurowo zagrany przez Stellana Skarsgårda detektyw to bardzo skomplikowany człowiek – na pozór zamknięty w sobie i niedostępny, ale pod twardą skorupą skrywający wrażliwe wnętrze. Podobnie można określić cały serial, który prócz wciągającej zagadki oferuje taką zwykłą, ludzką historię o demonach siedzących w każdym z nas i tym, że nigdy nie wolno pozbywać się nadziei na ich pokonanie. [Mateusz Piesowicz]
"The Shield"
Najmocniejszy dowód na to, że telewizja FX potrafiła robić świetne seriale już w poprzedniej dekadzie, i najlepszy przykład, jak powinny wyglądać procedurale policyjne. Choć określenie "procedural policyjny" za nic oczywiście nie oddaje skomplikowania "The Shield" i jego bohaterów. Sprawy tygodnia pojawiają się w serialu, ale bardzo rzadko zajmują pierwszy plan w odcinkach. To przede wszystkim twarda, brutalna opowieść o gliniarzach z Los Angeles, których praca jest jedną wielką moralną szarą strefą. Serial do bólu realistyczny, momentami bardzo mroczny i skomplikowany, nie bez powodu porównywany do "The Wire".
To też serial, którego bohaterom automatycznie się kibicuje, niezależnie od tego, ile granic przekroczą. A wystarczy tak naprawdę zobaczyć odcinek pilotowy, by się przekonać, że dla det. Vica Mackeya żadne granice nie istnieją. To, że facet stoi na czele jednostki, której zadaniem jest naprawdę skuteczna walka z przestępczością, to jedno. Drugie to fałszowanie dowodów, wrabianie gangsterów, wymuszanie zeznań, przy jednoczesnym czerpaniu zysków z przestępczej działalności. Vic i jego ekipa zdecydowanie do świętoszków nie należą, ale też wymykają się takim prostym klasyfikacjom jak "brudny glina".
"The Shield" wymienia się dziś w pierwszym rzędzie najlepszych męskich seriali, zaś Vica porównuje się do Waltera White'a – antybohatera, który mógł uczynić wiele zła, a i tak byliśmy po jego stronie. Grający go Michael Chilkis jest prawdziwą gwiazdą serialu, ale w obsadzie odnajdziecie też inne znane twarze, jak Walton Goggins, Kenneth Johnson czy Benito Martinez. "The Shield" to telewizyjna klasyka, którą Polacy niestety słabo znają. Ale od czego jest Netflix? [Marta Wawrzyn]
"Sherlock"
Najbardziej klasyczny z klasycznych detektywów to postać, której nikomu nie trzeba przedstawiać. W interpretacji Stevena Moffata i Marka Gatissa Sherlock Holmes zyskał jednak nowy blask, którym lśni, wprawdzie z coraz wyraźniejszymi smugami, ale ciągle jaśniej niż większość konkurentów, już od czterech sezonów. Jeśli w tym czasie nie zdążyliście się jeszcze zapoznać z geniuszem dedukcji i jego nieodłącznym towarzyszem, Doktorem Watsonem, to najwyższa pora nadrobić tę zaległość.
Warto, bo "Sherlock" to po prostu świetny kryminał, przerabiający klasyczne historie Arthura Conan Doyle'a na nowoczesną modłę i pomimo, że od premiery 1. sezonu już trochę czasu minęło, nie stracił on niczego ze swojej wyjątkowości. To nadal pierwszorzędna rozrywka, ciesząca oko błyskotliwą realizacją i wodząca za nos scenariuszem wciągającym nas w nieustanną grę. A to wszystko doprawione kreacjami aktorskimi Benedicta Cumberbatcha i Martina Freemana, które uczyniły z nich gwiazdy pierwszego formatu.
Dzisiaj "Sherlock" to już swoisty popkulturowy fenomen, z którego czerpią inspirację twórcy każdego szanującego się nowoczesnego kryminału. Czy jednak komukolwiek udało się choćby zbliżyć do niego poziomem? Śmiem wątpić. [Mateusz Piesowicz]
"Line of Duty"
Bardzo popularny w Wielkiej Brytanii serial, o którym prawdopodobnie za mało pisaliśmy na Serialowej. To straszne niedopatrzenie z naszej strony, bo z "Line of Duty" warto się zapoznać, choćby dlatego że różni się od tego, do czego BBC nas przyzwyczaiło. To nie jest kolejny lekki kryminał, w którym przyjemni dla oka detektywi rozwiązują jedną sprawę na odcinek, przerzucając się żartami. Nie ma też "Line of Duty" niczego wspólnego z takimi serialami jak "Broadchurch", bo skupia się nie tyle na sprawach kryminalnych, co na osobach umoczonych policjantów.
Serial przypomina nieco "The Shield", bo oferuje wgląd w brutalny, mroczny świat detektywów, którzy przekraczają różnego rodzaju granice. Tyle że pokazuje ich z innej perspektywy, każąc nam podglądać prace jednostki antykorupcyjnej, zajmującej się walką z przestępczością w samych szeregach policji. Ta wewnętrzna walka bywa szalenie skomplikowana, ale koniec końców nie mamy wątpliwości, kto tutaj ma rację. "Line of Duty" pokazuje, jak policjanci popełniają przestępstwa albo nadużywają swoich uprawnień – i zwykle nie pozostają bezkarni.
Każdy z krótkich (5-6 odcinków) sezonów "Line of Duty" przedstawia nowych bohaterów, którzy znajdują się na celowniku jednostki antykorupcyjnej. W stałej obsadzie są Martin Compston, Vicky McClure i Adrian Dunbar, a wśród gwiazd kolejnych sezonów znaleźli się m.in. Lennie James i Thandie Newton. [Marta Wawrzyn]
"Top of the Lake"
Wspaniale nakręcony i niesamowicie klimatyczny serial produkcji BBC, którego akcja dzieje się na końcu świata – w Nowej Zelandii, w przepięknie położonej miejscowości o nazwie Laketop. To właśnie tu urodziła się det. Robin Griffin (Elisabeth Moss), policjantka od spraw kryminalnych, pracująca ostatnio w Sydney. Teraz powraca po latach do domu, by rozwiązać sprawę zaginięcia 12-letniej Turi, a przy okazji zmierzyć się z własnymi demonami z przeszłości.
Nie spodziewajcie się tu pędzącej na złamanie karku akcji czy szalonych twistów. Siła "Top of the Lake" tkwi w gęstej atmosferze panującej w pozornie sennym miasteczku, rewelacyjnie napisanych postaciach, doskonałej grze aktorskiej, a także feministycznej wymowie, której twórczynie nie ukrywają. To serial o mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet, i kobietach, które zmagają się z traumami powodowanymi przez mężczyzn.
Scenarzystką i reżyserką "Top of the Lake" jest laureatka Oscara Jane Campion, a w obsadzie to właśnie panie błyszczą najbardziej. Elisabeth Moss została uhonorowana za swoją rolę Złotym Globem, było też mnóstwo różnych nominacji dla serialu i zasłużona Emmy za zdjęcia. Warto także obejrzeć serial dla Holly Hunter, która jest tutaj kimś w rodzaju duchowej liderki grupy kobiet mieszkających w miejscu zwanym Paradise.
To zdecydowanie nie jest serial jak wszystkie – i zdecydowanie też nie jest to serial dla każdego. Ale jeśli już wsiąknięcie w tę atmosferę i zakochacie się w tytułowym Laketop, to na całego. [Marta Wawrzyn]
"Making a Murderer"
Najpierw kilka słów wyjaśnienia, co serial dokumentalny robi na tej liście. W "Making a Murderer" nie ma wprawdzie klasycznej opowieści o detektywie i przestępcy, co jednak nie przeszkadza produkcji Netfliksa wpisywać się w kryminalne schematy w inny sposób. Śledzimy tu bowiem historię Stevena Avery'ego z Wisconsin niesłusznie oskarżonego o napaść seksualną i próbę zabójstwa, za które to czyny spędził 18 lat w więzieniu. Serial poświęca się jednak w głównej mierze nie tej historii, lecz temu, co stało się, gdy Avery został oczyszczony z zarzutów i wypuszczony na wolność. Wtedy to zarzucono mu kolejne przestępstwo – morderstwo Teresy Halbach.
Brzmi jak mocno naciągany scenariusz dość tandetnego kryminału, czyż nie? A jednak ta historia zdarzyła się naprawdę, a serial Laury Ricciardi i Moiry Demos odtwarza jej przebieg w najdrobniejszych detalach, pozwalając nam zagłębić się w sposób działania amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości na jego różnych szczeblach oraz portretując towarzyszące sprawie emocje po obydwu stronach barykady. Nie brak tu materiałów archiwalnych z procesów i przesłuchań, a także wypowiedzi samych zainteresowanych – widać, że serial powstawał przez ponad dziesięć lat. Twórczynie nie zarzucają nas jednak bezmyślnie toną materiałów, lecz tworzą całość tak wciągającą i trzymającą w napięciu, jak najlepsze historie fabularne.
Co ważne, "Making a Murderer" wcale nie narzuca nam interpretacji faktów, które przedstawia. Możemy podchodzić do nich w dowolny sposób, wyciągając różne wnioski, bo tych stuprocentowo przesądzających sprawę próżno tu szukać. Serial przypomina olbrzymią układankę pełną ruchomych elementów, tym bardziej dramatyczną, ze dotyczy losów prawdziwego człowieka – a że być może mordercy, to inna sprawa. Nic dziwnego, że "Making a Murderer" odbił się głośnym echem i stał się jedną z najchętniej oglądanych produkcji na Netflksie. Sprawdźcie ją sami, zwłaszcza że 2. sezon już powstaje. [Mateusz Piesowicz]