12 świetnych seriali utrzymanych w gorących klimatach
Redakcja
8 marca 2017, 20:03
"Black Sails" (Fot. Starz)
Zapraszamy Was na tropikalne wyspy, plaże, pustynie i do rozgrzanych miast – a wszystko to z okazji premiery 4. sezonu "Piratów" w Canal+ (w czwartek 9 marca o godz. 21:00).
Zapraszamy Was na tropikalne wyspy, plaże, pustynie i do rozgrzanych miast – a wszystko to z okazji premiery 4. sezonu "Piratów" w Canal+ (w czwartek 9 marca o godz. 21:00).
"Piraci"
Przegląd gorących seriali zaczynamy od produkcji telewizji Starz, która z sezonu na sezon coraz bardziej rozwijała swoje żagle, przygotowując nas do finałowej rozgrywki. 4. sezon "Piratów", którego emisję rozpoczyna jutro Canal+, to już ostatni i zarazem najbardziej widowiskowy etap walki o wyspę New Providence pomiędzy brytyjskim imperium, reprezentowanym przez kapitana Woodesa Rogersa i jego piękną sojuszniczkę, a coraz bardziej zdeterminowanymi i coraz lepiej zorganizowanymi piratami. Dla obu stron to starcie na śmierć i życie, a jak bardzo wzrosły stawki, widać już w premierze sezonu, która przynosi zrealizowaną z rozmachem bitwę oraz odpowiedź na pytanie, czemu lepiej nie wkurzać Czarnobrodego.
Serialowi "Piraci", których producentem jest Michael Bay ("Transformers", "Armageddon"), to mocna, realistyczna historia przeznaczona tylko dla dorosłych widzów. W przepięknych okolicznościach przyrody, na rajskich plażach Bahamów i błękitnym morzu rozgrywają się okrutne, krwawe sceny, a i w burdelach w porcie Nassau nie brakuje akcji. Ponieważ to produkcja Starz, nie ma żadnych ograniczeń w pokazywaniu golizny i przemocy. Serial zasiedlają całe zastępy antybohaterów, których ściągnęły na Karaiby motywacje znacznie bardziej mroczne i skomplikowane niż chłopięce zamiłowanie do przygód. Ale przygód w "Piratach" oczywiście też nie brakuje, podobnie jak regularnych bitew morskich, pokręconych intryg i politycznych gierek, których nie powstydziłby się Frank Underwood.
A wszystko to dzieje się w tak wspaniałej scenerii, że patrząc na szarości za oknem, najchętniej sami byśmy uciekli na Karaiby poszukać słońca i hiszpańskich skarbów (mając przy tym nadzieję, że nikt nas nie skróci o głowę). Was też do takiej ucieczki zachęcamy – 4. sezon "Piratów" startuje w Canal+ 9 marca o godz. 21:00 i będzie emitowany w czwartki po dwa odcinki. Z okazji 22. urodzin Canal+ premiera serialu będzie dostępna dla wszystkich abonentów nc+ w ramach odkodowanego pasma. [Marta Wawrzyn]
"Dexter"
Seryjny morderca grasujący pośród słońca? Czemu nie? Twórcy "Dextera" udowodnili, że słoneczna Floryda to idealne miejsce nie tylko na gorące romanse, ale również znacznie mroczniejsze zajęcia, w których specjalizował się główny bohater ich serialu. Kontrast między tak pogodną otoczką i pozornie zupełnie do niej nieprzystającą treścią sprawił, że "Dexter" wkupywał się nawet w łaski tych, którzy raczej nie gustowali w podobnych klimatach.
Jak się jednak oprzeć urokowi postaci granej przez Michaela C. Halla? Dexter Morgan w szybkim tempie zasłużył na miano jednego z najsympatyczniejszych morderców w historii telewizji, a ja jestem przekonany, że słoneczne Miami bardzo mu w tym pomogło. Palmy, słońce, ocean i wylewający się z ekranu żar sprawiały, że chciało się tam być, mniejsza o ponure okoliczności. Wszak kto powiedział, że morderców nie można ścigać w pstrokatych hawajskich koszulach? No dobrze, nieco mniej krzykliwe, ale koniecznie pastelowe i z krótkim rękawkiem też się sprawdzą.
Miał oczywiście "Dexter" swoje słabe strony, ale nie można mu odmówić uroku, jakiego ze świecą szukać gdzie indziej. Równie brutalnej historii osadzonej w piękniejszych realiach (choć warto wspomnieć, że wiele plenerowych scen kręcono nie w Miami, lecz w kalifornijskim Long Beach) nie znajdziecie nigdzie indziej. [Mateusz Piesowicz]
"Lost"
Gdy na samym początku serialu samolot pasażerski lecący z Sydney do Los Angeles rozbija się na wyspie gdzieś pośrodku Pacyfiku, to jest raczej pewne, że nie będzie to opowieść z gatunku chłodnych. I rzeczywiście, wiele można "Zagubionym" zarzucić, ale na pewno nie to, że porzucili tropikalny klimat gdzieś pomiędzy niemiłosiernie zaplątanymi wątkami.
Kręcona niemal w całości na hawajskiej wyspie Oahu historia łącząca w sobie wątki przygodowe z fantastycznymi to wręcz idealna ucieczka od ponurej rzeczywistości. Oczywiście mowa o widzach, bo tamtejsi bohaterowie szybko mieli po dziurki w nosie wyspy, która niechętnie odkrywała przed nimi swoje tajemnice. Oglądana przez ekran telewizora przypominała jednak tropikalny raj i nic mnie nie przekona, że biegające po niej luzem polarne niedźwiedzie, wrogo nastawieni mieszkańcy i nienaturalne zjawiska są problemem nie do przeskoczenia. Palmy, słońce, ocean, plaża, dżungla – no jak się w tym nie zakochać?
"Zagubieni" to kolejny serial, który przez lata emisji nie ustrzegł się słabszych momentów, ale trzeba twórcom oddać, że potrafili do samego końca utrzymać zainteresowanie widzów tą historią. Na ile to jednak zasługa scenariusza, a na ile niechęci do porzucania bajecznych krajobrazów, nie podejmę się odpowiedzi. [Mateusz Piesowicz]
"Czysta krew"
OK, z tą świetnością w przypadku "Czystej krwi" bywało różnie, ale pamiętacie, jakie wrażenie robił na nas na początku klimat serialu? To nie był przypadek, że właśnie na zielonej prowincji w parnej, pełnej tajemnic Luizjanie zalęgły się najpierw wampiry, a potem także inne stworzenia nadprzyrodzone. Gorące amerykańskie Południe, z obskurnymi barami, dziewczętami w szortach i redneckami wierzącymi w niejeden zabobon, było idealną scenerią do tych szalonych zdarzeń, które miały rozgrywać się w serialu HBO.
Bohaterowie mogli biegać porozbierani po lasach, oddawać się orgiom na świeżym powietrzu i mieszkać w prowizorycznych domach, które w każdej chwili groziły rozpadnięciem się. A kiedy w sadzawce pojawiał się krokodyl, nikogo to nie dziwiło – podobnie jak czarownice, wilkołaki i masa innych stworzeń, które z czasem zaczęły się pojawiać w malutkim Bon Temps.
Z jednej strony czuć było atmosferę i bliskość Nowego Orleanu, z drugiej, prowincjonalność pozwalała scenarzystom na szaleństwa, których w mieście nie dałoby się zrealizować. Nawet jeśli w "Czystej krwi" nie było wiele słońca – bo tutejsze wampiry nie miały żadnych magicznych pierścionków, które pozwalałyby im paradować po świecie w środku dnia – w każdej chwili dawało się odczuć, że oto znaleźliśmy się w miejscu gorącym, dusznym i niesamowicie klimatycznym. [Marta Wawrzyn]
"Jane the Virgin"
Serial we wdzięczny sposób wyśmiewający latynoskie telenowele, będąc równocześnie adaptacją jednej z nich? Oczywiście, że muszą mu towarzyszyć gorące klimaty! Nie znajdziecie aktualnie innej produkcji, która mocniej kojarzyłaby się z latem, słońcem i ogólnie pojętym żarem. "Jane the Virgin" to bowiem nie tylko kwintesencja upalnych okoliczności, ale nade wszystko tak gorąca (i mocno zwariowana) miłosna historia, że błyskawicznie oszalejecie na jej punkcie.
Rozgrywana w Miami (bo gdzie indziej?) akcja opowiada o losach tytułowej Jane (Gina Rodriguez), dziewczyny przypadkowo zapłodnionej podczas standardowej wizyty u ginekologa. Taki punkt wyjścia musi oznaczać kompletne szaleństwo i rzeczywiście – tylu zwrotów akcji, fabularnych zawijasów i nieziemskich cliffhangerów nie znajdziecie nigdzie indziej, nawet w najlepszych telenowelach.
A to przecież nie wszystko, bo zdecydowanie najważniejsze są tu uczucia. Przez zawiłą historię Jane i jej dwóch adoratorów, a także szereg innych, mniej i bardziej skomplikowanych relacji przeprowadza nas na szczęście narrator, dzięki któremu nikt jeszcze nie utonął w tutejszym scenariuszu. Nie dajcie się jednak zwieść – "Jane the Virgin" to żadna skomplikowana opowieść. To serial wręcz idealny na poprawę humoru (choć oczywiście potrafi być też mroczny, jak każda porządna telenowela), oferujący cudownie pokręconą historię w klimatach tak gorących, jak słońce nad Florydą. [Mateusz Piesowicz]
"Breaking Bad"
Zapomnijcie o słonecznych plażach i drinkach z parasolką sączonych podczas wylegiwania się na leżaku. W "Breaking Bad" bez wątpienia jest gorąco, ale to skwar zupełnie innego rodzaju – taki spotykany na pustyniach Nowego Meksyku, których monotonny krajobraz przerywa tu jedynie od czasu do czasu widok zdezelowanego kampera, z którego unosi się dziwny, niebieski dym.
"Breaking Bad" to już oczywiście serialowa legenda, na temat której powiedziano chyba wszystko. Trudno jednak pisać o produkcjach skąpanych w gorącym klimacie, pomijając historię Waltera White'a, nauczyciela chemii wchodzącego z przytupem w narkotykowy biznes. Dziś nie sposób wyobrazić jej sobie w innym miejscu niż Albuquerque, ale wiecie, że umieszczenie akcji właśnie tam było zwykłym zrządzeniem losu? Walter i Jesse mieli mieszkać w Riverside w Kalifornii, ale do przeprowadzki skłoniły producentów ulgi podatkowe w Nowym Meksyku.
I całe szczęście, że do tego doszło, bo tamtejsze pustynne krajobrazy idealnie wpisały się w specyficzny klimat "Breaking Bad", podkreślając brutalność tego, żywcem wyjętego z westernu świata. Surowe i nieprzyjazne okolice były w ciągu pięciu sezonów świadkami wielu przerażających scen, przy których gotowanie metamfetaminy to zupełnie niewinna sprawa. Jakich? Jeśli jeszcze nie wiecie, to najwyższa pora uzupełnić braki w serialowym wykształceniu. Tylko przygotujcie sobie wcześniej coś na ochłodzenie. [Mateusz Piesowicz]
"Californication"
Hank Moody nienawidził Los Angeles i naprawdę mu się nie dziwię. Sarkastyczny pisarz, którego książkę "God Hates Us All" hollywoodzcy dowcipnisie przerobili na film "Crazy Little Thing Called Love", był nowojorczykiem z krwi i kości. Wypełniona pozerami Kalifornia wkurzała go na każdym kroku i wysysała z niego całą energię, sprawiając, że z sezonu na sezon coraz bardziej pogrążał się w morzu cipek, alkoholu i narkotyków. Nieważne jednak, ile nasz Hank spotkał porozbieranych pań, i tak marzył tylko o tej jedynej, w międzyczasie oczywiście sypiając z wszystkimi innymi.
Teoretycznie coś takiego mogłoby się dziać gdziekolwiek, a jednak słoneczna pogoda, zwykle mocno kontrastująca z nastrojem naszego bohatera, nie była w "Californication" bez znaczenia. Imprezy przy basenach, piękne panie w bikini, poobijany kabriolet Hanka i jego skłonność do uciekania czasem bez spodni z miejsca akcji – tego wszystkiego by nie było, gdyby przenieść serial w chłodniejsze rejony. Podobnie zresztą rzecz się miała z tymi wszystkimi palantami z branży rozrywkowej, których spotykał nasz ulubiony pisarz – nigdzie indziej ci panowie nie występują w takich ilościach! [Marta Wawrzyn]
"Narcos"
Gorący klimat nie zawsze musi oznaczać słoneczne plaże i bajeczne krajobrazy z palmami w tle. Czasem to piekielnie duszna dżungla, groźne ulice Medellin i Kolumbia w okresie rozkwitu handlu narkotykami. Takie właśnie okoliczności proponuje nam netfliksowy serial "Narcos", który w pierwszych dwóch sezonach skupiał się na polowaniu na Pablo Escobara, najsłynniejszego narkotykowego barona w historii, którego panowanie próbowali ukrócić amerykańscy agenci DEA.
"Narcos" to serial, który połyka się jednym tchem, tak wciągając się w tutejszą, płynnie opowiadaną historię, że czasem mimowolnie zapominając o towarzyszących jej okolicznościach. Te natomiast są zdecydowanie godne zapamiętania, bo duszna atmosfera Kolumbii lat 80. i światka narkotykowego biznesu została tu oddana w niesamowity sposób. To jeden z tych seriali, które dosłownie zabierają nas ze sobą w podróż, tutaj szalenie niebezpieczną i ekscytującą, ale tak zgrabnie przedstawioną, że w mig zapomina się o rzeczywistości.
Nie wiem, czy "Narcos" jest najlepszą reklamą Kolumbii, ale znakomitą produkcją, której kolejne odcinki znikają nam nie wiadomo gdzie i kiedy, jest bez najmniejszych wątpliwości. No i przy okazji, to jedyny serial w tym gronie, w którym gorąca atmosfera może się, bardzo przewrotnie oczywiście, kojarzyć z białym puchem. [Mateusz Piesowicz]
"Nocny recepcjonista"
Maroko udające Kair oraz Majorka – te dwa miejsca, w których kręcono "Nocnego recepcjonistę", powinny w pełni wystarczyć za rekomendację na tę listę. To jednak tylko niektóre powody, by wspomnieć tu o adaptacji powieści Johna le Carré, gdyż szpiegowska historia z Tomem Hiddlestonem w roli głównej to serial, który z wdziękiem godnym samego Jamesa Bonda rzuca nas po różnych zakątkach Europy, opowiadając przy okazji bardzo wciągającą historię.
Wyraziste postaci? Są. Satysfakcjonująca intryga? Jest. Przepiękne widoki? I to ile! BBC nie szczędziło pieniędzy na ten projekt, co widać tu niemal w każdej sekundzie, a dodajmy jeszcze do tego historię, która wciąga swojego bohatera, Jonathana Pine'a, w międzynarodową aferę z nielegalnym handlem bronią i złoczyńcą o twarzy Hugh Lauriego w rolach głównych. Aż dziw bierze, że nie jest to filmowy blockbuster, podbijający kina w okresie wakacyjnym.
Pewnie, że nie jest to szczególnie głęboka historia, ale zupełnie nie o to tu chodziło. Miał "Nocny recepcjonista" udowodnić, że da się takie rzeczy robić na małym ekranie równie skutecznie, co na dużym i mu się to udało. Nic tylko wziąć do ręki miskę popcornu i zacząć seans. [Mateusz Piesowicz]
"Hawaii Five-0"
Procedurali kryminalnych jest w telewizji zatrzęsienie, a ja większość z nich omijam z daleka. Ale są takie, na które lubię od czasu do czasu zerknąć ze względu na klimat, bohaterów albo – jak w tym przypadku – jedno i drugie. "Hawaii Five-0" to jeden z tych procedurali, które mnie relaksują zamiast irytować, a przyczyn upatruję właśnie w przyjemnej dla oka otoczce.
Hawaje nawet w takim zwykłym serialu CBS potrafią prezentować się fantastycznie, a poza tym należy pamiętać, że członkowie zespołu Five-0, z komandorem Steve'em McGarrettem na czele, są bardzo fotogeniczni i nie zawsze kompletnie ubrani. Równie miły widok stanowią zresztą serialowe panie. CBS-owi udało się stworzyć serial, który może trwać w nieskończoność, bo jest wręcz synonimem lekkiej, łatwej i przyjemnej rozrywki w kryminalnych klimatach. [Marta Wawrzyn]
"Wielkie kłamstewka"
Najmłodsza pozycja na liście sięga po gorące klimaty w zupełnie inny sposób niż konkurencja. Rajskie kalifornijskie miasteczko Monterey jest tu bowiem areną starcia… matek. "Wielkie kłamstewka" to adaptacja powieści australijskiej autorki Liane Moriarty, opowiadającej historię Madeline, Celeste i Jane, kobiet, których na pozór perfekcyjne życie pełne jest sekretów, kłamstw i niewidocznych na pierwszy rzut oka rys.
Mamy więc do czynienia z serialem obyczajowym, ale z twistem, bo gdzieś w tym wszystkim jest jeszcze bardzo zagadkowe morderstwo, w które jakoś są zamieszane nasze bohaterki. Serial inteligentnie dawkuje nam swoje sekrety, pozwalając bardzo dokładnie przyjrzeć się poszczególnym postaciom i zrozumieć, co dokładnie kryje się pod ich na pierwszy rzut oka idealną codziennością. Niemal bajkowa sceneria, w jakiej rzecz się rozgrywa, sprzyja podtrzymywaniu pozorów – bo co złego może dziać się w życiu kogoś, kto mieszka w szklanym domu nad brzegiem Pacyfiku?
Odpowiedź, podobnie jak cały serial, jest bardzo skomplikowana, a do jej poznania będzie prowadził szereg bolesnych wydarzeń i odkryć, które wstrząsną całym Monterey. Jeśli myślicie, że to na pewno nie dla Was, to pozwólcie jeszcze tylko, że napomknę, iż główne role grają tu Reese Witherspoon, Nicole Kidman i Shailene Woodley. Kogoś jeszcze trzeba przekonywać? [Mateusz Piesowicz]
"Gra o tron"
Pamiętacie nasz ranking seriali w zimnych klimatach? No to wiecie, że z tutejszym łączy go jeden tytuł. Bo choć bohaterowie "Gry o tron" nieustannie powtarzają "Winter is coming!", w dotychczasowych sezonach tylko część akcji potwierdzała ich słowa. Cała reszta natomiast mocno im przeczyła, bo jak tu poważnie myśleć o zimie i mrozach, gdy co rusz oglądaliśmy pustynie, bajecznie wyglądające, ciepłe morza i skąpane w słonecznych promieniach miasta?
"Gra o tron" to produkcja tak wielka, że spokojnie daje radę zaliczyć obydwie pory roku i podczas, gdy jedna ekipa marznie na kość na Islandii, druga wygrzewa się w Chorwacji. Nie mam pojęcia, jakim sposobem nie doprowadziło to jeszcze do buntu na północnym planie, ale mniejsza z tym – ważne, że dzięki temu otrzymujemy opowieść, która w jednej chwili potrafi nas przenieść z lodowego koszmaru w krajobraz, w którym żar leje się z nieba. Takich atrakcji nie spotkacie nigdzie indziej.
A skoro mowa o gorących klimatach, to czy naprawdę muszę wspominać o smokach? [Mateusz Piesowicz]
BONUS: "Słoneczny patrol" i cały ten kicz z lat 80. i 90.
Skoro to przegląd dobrych seriali, nie chcieliśmy atakować Was "Słonecznym patrolem", "Brygadą Acapulco", "Gromem w raju" czy "Żarem tropików". Ale jeśli oglądaliście telewizję w latach 90., zapewne świetnie pamiętacie, że takie klimaty były wtedy szalenie popularne. A dziś nawet jeśli patrzymy na te seriale zupełnie inaczej, wciąż nieźle je kojarzymy.
Taki "Słoneczny patrol" to z jednej strony tandeta, a z drugiej – serial kultowy. Nawet jeśli urodziliście się, kiedy już go nie emitowano, z pewnością kojarzycie ten tytuł. Choćby dlatego, że oglądali go bohaterowie "Przyjaciół".
Kolejne kultowe produkcje, które były osadzone w gorących klimatach, to "Miami Vice" i "Magnum". Nie zdziwię się, jeśli oba tytuły w jakiejś formie wrócą do telewizji – jakiś czas temu pojawiły się informacje o sequelu "Magnum", ale nie wiadomo, czy dojdzie do skutku.
Pamiętam też nieźle czasy, kiedy wszyscy mówili, że ich ulubiony serial to "Żar tropików" – kiczowaty procedural, w którym bohaterowie popijali kolorowe drinki w barze przy plaży. Bogu dzięki, że dziś "gorące klimaty" służą scenarzystom do opowiadania zupełnie innych historii. [Marta Wawrzyn]