Wojna bez ofiar. Recenzujemy "Feud: Bette and Joan", nowy serial Ryana Murphy'ego
Mateusz Piesowicz
7 marca 2017, 22:00
"Feud: Bette and Joan" (Fot. FX)
Wielkie nazwiska, schyłkowy, ale nadal pełen blichtru okres klasycznego Hollywood i gwiazdorski konflikt – czy taką tematyką mógłby się zająć ktokolwiek inny niż Ryan Murphy? "Feud" udowadnia, że absolutnie nie.
Wielkie nazwiska, schyłkowy, ale nadal pełen blichtru okres klasycznego Hollywood i gwiazdorski konflikt – czy taką tematyką mógłby się zająć ktokolwiek inny niż Ryan Murphy? "Feud" udowadnia, że absolutnie nie.
"W sporach nigdy nie chodzi o nienawiść, lecz o ból" – z przekonaniem w oczach stwierdza legenda kina sprzed lat, Olivia de Havilland (Catherine Zeta-Jones), w pierwszych scenach nowej serialowej antologii autorstwa Ryana Murphy'ego. "Feud: Bette and Joan" będzie tę myśl rozwijać i precyzować na przestrzeni całego sezonu, ale już w swoim premierowym odcinku wyraźnie pokazuje, że nie zamierza się skupiać na tandetnych sztuczkach i tabloidowym poszukiwaniu sensacji.
A przecież mogłoby, bo ze świecą szukać większej wylęgarni głośnych konfliktów niż Hollywood. W tym natomiast trudno o głośniejszy i obrośnięty większą legendą spór, niż ten z udziałem Joan Crawford (Jessica Lange) i Bette Davis (Susan Sarandon). Obydwie panie, gwiazdy złotej ery Hollywood, świecące najjaśniejszym blaskiem w latach 30. i 40. ubiegłego wieku, znane były z, delikatnie mówiąc, niezbyt ciepłego zdania o sobie nawzajem. Dość powiedzieć, że w ciągu swoich bardzo owocnych karier tylko raz zdarzyło im się pojawić na ekranie wspólnie – w filmie "Co się zdarzyło Baby Jane?" z 1962 roku. To właśnie na okresie powstawania tej produkcji skupia się fabuła serialu.
Bardzo istotne jest tu więc zrozumienie punktu wyjścia, który przesuwa ciężar tej opowieści z samego konfliktu między bohaterkami na historię o starzeniu się, niewdzięcznym losie kobiet w Hollywood i uprzedzeniach, które są żywe do dziś. Oczywiście nie oznacza to, że "Feud" całkiem rezygnuje z soczystej fabuły o starciu dwóch przeciwieństw, ale muszę przyznać, że proporcje, które obrał tu Murphy, są dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Serial wyraźnie nie chce zostać sprowadzony do banału o skonfliktowanych gwiazdach, stawiając sobie za cel uczłowieczenie swoich bohaterek i dodanie do ich publicznych wizerunków głębi, która często ginie gdzieś w sensacyjnych doniesieniach.
Trudno rzecz jasna przewidywać, w jakim dokładnie kierunku "Feud" pójdzie dalej (zaplanowany jest ośmioodcinkowy sezon), ale już teraz można stwierdzić, że jego twórca nie przesadzał, określając go górnolotnie mianem "czegoś głębszego, emocjonalnego i bolesnego". Wracając do przytoczonych na początku słów o konflikcie i nienawiści, nie do końca bym się z nimi zgodził – w tutejszym sporze z pewnością jej nie brakowało. Problem polega na tym, że za tym jednym słowem kryje się znacznie więcej znaczeń, które serial stopniowo przed nami odkrywa, prezentując bardzo precyzyjny portret dwóch fascynujących osobowości. Strach, pożądanie i zazdrość z jednej strony, ale z drugiej również jakiś rodzaj szacunku i zrozumienia, które razem składają się na mieszankę bólu i wzajemnego napędzania do rzeczy wielkich.
A przede wszystkim skazania na siebie, bo jednej rzeczy po pierwszym odcinku serialu możemy być absolutnie pewni – Joan Crawford i Bette Davis, choć różniło je mnóstwo rzeczy, były do siebie jednocześnie bardzo podobne. Spotykamy je w takim miejscu życia, w którym ich kariery gwałtownie przyhamowały. Crawford od trzech lat w niczym nie zagrała, a scenariusze jakie otrzymuje, skazują ją na role w stylu "babci Elvisa", natomiast Davis spełnia się jeszcze w teatrze, ale próżno uznać ją tam za pierwszoplanową postać. Ekranizacja powieści Henry'ego Farrella, psychologicznego thrillera, który wpada w ręce tej pierwszej, wydaje się więc idealną okazją dla podreperowania ich pozycji. Opowieść o dwóch pokręconych siostrach, przebrzmiałych gwiazdach kina? Wyglądało jak coś stworzonego właśnie dla nich.
W tym miejscu warto wspomnieć, że znajomość "Co się zdarzyło Baby Jane?" zdecydowanie przyda się przed obejrzeniem serialu. Po pierwsze i najważniejsze dlatego, że to absolutna filmowa klasyka, której wstyd nie znać, ale również dlatego, że łatwiej wtedy zrozumieć wszystkie niuanse scenariusza i specyficznej sytuacji, w jakiej znalazły się tutejsze bohaterki. Podobieństwo między filmowymi siostrami Hudson, a duetem Crawford/Davis narzuca się od samego początku, co dodaje całości specyficznego podtekstu, który jednak nigdy nie przekracza pewnej granicy.
Murphy trzyma tę historię w ryzach, nie pozwalając jej przemienić się w barwną ekranową wojenkę, lecz podkreślając towarzyszące jej okoliczności. Przynajmniej na początku to nie sam konflikt napędza fabułę. Wręcz przeciwnie, robi to trudny sojusz między kobietami świadomymi tego, z czym przychodzi im się mierzyć. Rządzące wtedy (i tylko nieco mniejsze w dzisiejszych czasach) Hollywoodem seksizm i kult młodości zostały tu przedstawione w bardzo wyrazisty sposób – wszak czego spodziewać się po produkcji Murphy'ego? Tym razem nie jest to jednak wada, ponieważ ta ekspresja wychodzi "Feud" na dobre.
Otrzymujemy dzięki temu opowieść o wielkich rywalkach, które wiedzą, że muszą się przemóc i współpracować, by pokonać przeciwności nieprzychylnego im świata, lecz zarazem mają świadomość, że może to być ich ostatnia szansa, by rozbłysnąć pełnią blasku. A jak to zrobić, mając u boku tą piękniejszą/bardziej utalentowaną? "Feud" umiejętnie pogrywa sobie obydwoma aspektami scenariusza, z jednej strony prezentując nam zawsze świetnie wyglądającą na ekranie historię skonfliktowanych osobowości, a z drugiej krytykując dokładnie takie, uproszczone i stereotypowe podejście do tej sytuacji. Spór między aktorkami, choć bez wątpienia prawdziwy, jest tu podkręcany do kosmicznych rozmiarów przez producenta, reżysera czy nachalne, szukające sensacji media. Serial stara się balansować pomiędzy efektownością, a dotarciem do sedna tej historii i jak na razie wychodzi mu to więcej niż nieźle.
Wielką siłą "Feud" jest dynamika, z jaką potrafi przechodzić od jednego aspektu fabuły do drugiego. Joan Crawford i Bette Davis potrafią tu w jednej chwili być wspaniałymi, idealnie się uzupełniającymi artystkami wspólnie występującymi przeciwko branżowej niesprawiedliwości, a chwilę później karykaturalnymi postaciami rodem z plotkarskich kolumn w najgorszym szmatławcu. Udaje się jednak w tym wszystkim zachować równowagę, co umieszcza serial gdzieś pomiędzy dwiema innymi antologiami Murphy'ego ("American Horror Story" i "American Crime Story"). Bywa kampowo, ale bywa też znacznie spokojniej, gdy twórca pozwala błyszczeć swoim gwiazdom. Jessica Lange i Susan Sarandon tworzą bez mała genialne kreacje, uczłowieczając postaci, z których kultura popularna uczyniła swego rodzaju statuy. Nieważne, czy akurat jesteśmy na planie filmowym, czy w zaciszu (o ile w ich przypadku można o czymś takim mówić) domostw, obydwie bohaterki nigdy nie stają się manekinami. "Feud" podchodzi do nich zarówno z ogromnym szacunkiem, nie chcąc pozostawiać absolutnie niczego przypadkowi, jak i odpowiednią dozą dystansu, czyniąc z nich pełne wad, a dzięki temu zwyczajnie ludzkie postaci.
Mimo że serial skupia się na szczegółach, przedstawiając historię w drobnych detalach, czasem zdarza mu się uderzać w niepotrzebnie ogólne tony. Nie wiem choćby, czemu dokładnie ma służyć umieszczenie całej historii w klamrze dokumentu, w którym hollywoodzkie gwiazdy opowiadają nam jak zinterpretować to, co zobaczyliśmy na ekranie. Być może Ryan Murphy potrzebował po prostu miejsca na dodanie do tej historii swoich ulubionych aktorek (już widzieliśmy Kathy Bates, nie zabraknie także Sary Paulson), ale raczej upatrywałbym się tu przejawu jego czasami przesadnie dosłownego stylu.
To jednak mała wada w porównaniu do całej reszty, która jest po prostu świetną, satysfakcjonującą, kapitalnie zagraną (na drugim planie błyszczą choćby Stanley Tucci, Alfred Molina i Judy Davis) i szalenie efektowną serialową robotą. Jeśli znacie historię konfliktu Joan Crawford i Bette Davis, zobaczycie dokładnie to, czego można było się spodziewać, w formie jaka powinna wszystkim odpowiadać. Jeśli sprawa jest Wam obca, wsiąkniecie w nią od razu – póki co nie widzę powodów do narzekań.