7 rzeczy, które uczyniły mój tydzień lepszym
Marta Wawrzyn
5 marca 2017, 20:02
"Legion" (Fot. FX)
Największy odlot od czasów "Twin Peaks", brytyjska katastrofa w nowej odsłonie, zapowiedzi netfliksowych seriali i roztańczona obsada "One Day at a Time" – tak wyglądał mój tydzień w skrócie.
Największy odlot od czasów "Twin Peaks", brytyjska katastrofa w nowej odsłonie, zapowiedzi netfliksowych seriali i roztańczona obsada "One Day at a Time" – tak wyglądał mój tydzień w skrócie.
1. "Legion", czyli największy odlot od czasów "Twin Peaks"
Alan Sepinwall nazwał 4. odcinek "Legionu" najdziwniejszą, najbardziej abstrakcyjną godziną telewizji od czasów "Twin Peaks", a mnie tylko pozostaje się pod tym podpisać obiema rękami, bo lepszego określenia i tak nie wymyślę. Były już w "Legionie" różne dziwactwa, ale rozśpiewanego i roztańczonego hipisa mieszkającego w wielkiej kostce lodu, do której wchodzi się po jakże użytecznej drabince, jeszcze nie było. Dodajmy, że to hipis bardzo dobrze zorientowany w serialowych zdarzeniach, bo określenie "mięciutki króliczek, który podszedł za blisko oceanu" pasuje do historii Davida Hallera jak ulał. Choć pewnie nigdy byśmy na to nie wpadli, gdyby nie Noah Hawley.
Chyba wszyscy już zdążyli się zorientować, że opowieść o rozmarzonym chłopcu, który zakochał się w dziewczynie wyglądającej jak sobowtór Bardotki, to złudzenie i prędzej czy później czeka nas zwrot w mrocznym kierunku, a Dan Stevens przemieni swoją postać w antybohatera pełną gębą. To ma w tym momencie sens – tak jak wszystko w "Legionie". Czwarty odcinek, choć sklejony z samych odlotów, pięknie nam się złożył w logiczną całość – i jestem pewna, że z całym sezonem będzie tak samo. A na razie pozostaje cieszyć się podróżą i oglądać każdy odcinek po dwa razy, bo raz to po prostu za mało. I patrzeć uważnie na Dana Stevensa, który jest niesamowity, kiedy w ułamek sekundy przeskakuje od totalnego mroku do wdzięcznej komedii i z powrotem.
2. Katastrofa w trzeciej odsłonie – wróciło "Catastrophe"
Jeśli oglądacie, zapraszam do czytania mojej recenzji premiery 3. sezonu "Catastrophe", jeśli nie, szczerze Wam tę brytyjską komedię polecam. To jeden z tych seriali, które celnie opisują współczesne związki, dbając z jednej strony o emocje i rozwój postaci, a z drugiej, dostarczając co odcinek serii rewelacyjnych, świetnie napisanych żartów. Piękna, śmieszna i zaskakująco prawdziwa katastrofa!
3. Netflix prawdopodobnie zrobił serial specjalnie dla mnie
Uwielbiam hiszpańskie dramaty kostiumowe i nic mnie nie cieszy bardziej niż myśl o telefonistkach z Madrytu z lat 20. Spójrzcie tylko, jak to cudnie wygląda!
4. Jimmy Kimmel opowiada, co zaszło na Oscarach
OK, ta pomyłka nie była tak śmieszna, jak mogłoby się wydawać. Szkoda Bonnie i Clyde'a, szkoda ekipy "La La Land", szkoda też ekipy "Moonlight" – głupia wpadka im wszystkim zepsuła święto. Ale trudno było nie śmiać się razem z Kimmelem, kiedy ten opowiadał, jak to wyglądało z jego strony. Na imprezie tej rangi taka wtopa to po prostu czysty absurd i śmiech jest jedyną sensowną reakcją.
5. "GLOW" – nowy serial scenarzystek "Orange Is the New Black"
Jeśli można mierzyć podekscytowanie liczbą klików, Was najbardziej z netfliksowych nowości kręci teraz "Mindhunter" – nowy serial Davida Finchera. I ja też na niego czekam, ale mam wrażenie, że widzieliśmy to już w kilku wersjach na różnego typu ekranach. Choć oczywiście rozumiem, że to, co będziemy oglądać, to niejako "oryginał", bo powstaje na bazie książki faceta, który był kimś w rodzaju "prawdziwego Willa z Hannibala". To może wiele zmienić – ale nie musi.
Tak czy siak z netfliksowych zapowiedzi w tym tygodniu chciałabym wyróżnić "GLOW". Kobiecego wrestlingu w klimacie z lat 80. jeszcze w telewizji nie było i jestem pewna, że kto jak kto ale ekipa Jenji Kohan nie zrobi tego źle. Liczę na serial, który godnie zastąpi "Orange Is the New Black", kiedy ten już uda się na zasłużoną emeryturę.
6. Ziggy będzie małym Sheldonem
Spin-off "The Big Bang Theory" niespecjalnie mnie interesował, aż do momentu kiedy pojawiła się informacja, że Iain Armitage – czyli Ziggy, syn Jane z "Wielkich kłamstewek" HBO – ma zagrać młodszą wersję doktora Coopera. Ten dzieciak zdecydowanie ma coś w sobie, nie boi się być dziwny i wydaje mi się w tym momencie strzałem w dziesiątkę. Ostrożnie więc powiem – niech CBS to zamówi, chętnie zobaczę, co im wyjdzie.
7. Drugi sezon "One Day at a Time" i eksplozja radości obsady
To co, dołączamy wszyscy do Rity Moreno? Cuba! Azúcar! "One Day at a Time"! Wybaczcie brak hiszpańskich wykrzykników, pies Davida Hallera zjadł.
We asked our delightful @OneDayAtATime cast to deliver this good @netflix news
pic.twitter.com/KWWFVksX3X— Mike Royce (@MikeRoyce) 5 marca 2017