Kolejny mocny średniak. Recenzujemy premierę "Chicago Justice" – nowego serialu Dicka Wolfa
Andrzej Mandel
4 marca 2017, 12:29
"Chicago Justice" (Fot. NBC)
Gdyby uniwersum stworzone przez Dicka Wolfa przyrównać do sieci fast foodów, to "Chicago Justice" byłoby kolejną przyzwoitą kanapką. Nic szczególnego i mało kto się przyzna, że lubi, ale solidnie wykonane.
Gdyby uniwersum stworzone przez Dicka Wolfa przyrównać do sieci fast foodów, to "Chicago Justice" byłoby kolejną przyzwoitą kanapką. Nic szczególnego i mało kto się przyzna, że lubi, ale solidnie wykonane.
Nowy serial Dicka Wolfa i Matta Olmsteada zadebiutował w kolejnym dużym crossoverze spod znaku #OneChicago. Trudno go więc oceniać oddzielnie od całości, ale wiele wskazuje na to, że będzie się bronić jako samodzielny serial. Nie wypada jednak oczekiwać, że skoro Dick Wolf i spółka tworzą konsekwentnie całe uniwersum, to nowy serial będzie istnieć całkowicie oddzielnie.
Całość crossovera ładnie się rozłożyła na trzy seriale – od pożaru, akcji ratunkowej i wniosków prowadzących na trop podpalacza w "Chicago Fire", poprzez polowanie na mordercę w "Chicago PD", aż po proces w "Chicago Justice". Zabrakło tylko "Chicago Med" i zaciekłej walki o życie rannych na stołach operacyjnych, ale jej elementy mieliśmy w wątku córki Olinsky'ego. Nie da się ukryć – crossover był wyciskaczem łez i zbudował napięcie pod wejście prokuratora Stone'a i jego ekipy, w której mamy też Antonia, znanego lepiej z "Chicago PD" (Jon Seda w kolejnym serialu spod znaku "Chicago").
Celem prokuratora Petera Stone'a (jeżeli nazwisko kojarzy się Wam z Benem Stone'em z "Prawa i porządku", to dobrze się Wam kojarzy) jest skazanie podpalacza i wielokrotnego mordercy. Ma na to swoje sposoby i użyje ich, bo jest typowym przepełnionym moralnością i czarno-białym widzeniem świata telewizyjnym obrońcą prawa. To, co po polsku niekoniecznie dobrze się kojarzy, w amerykańskich serialach często wypada świetnie. Szczególnie w dramatach sądowych, w których akcja kręci się wokół tego, jak przekonać ławę przysięgłych do skazania lub uniewinnienia oskarżonego.
"Chicago Justice" jest bowiem klasycznym dramatem sądowym, w którym spotykać będziemy też znajomych z innych seriali z tego samego uniwersum. Nowa produkcja NBC udowadnia, że Dick Wolf i Matt Olmstead potrafią robić seriale, które ogląda się z przyjemnością , nawet jeśli są przeciętniakami. "Chicago Justice" nie wyróżnia się, przynajmniej na razie, oryginalnością na tle innych seriali. Jest dobrym uzupełnieniem menu McWolf i jako takie się sprawdza. Mocną stroną "Chicago Justice" (podobnie jak "Chicago PD") jest gra aktorska i dobór odtwórców głównych ról – Philip Winchester świetnie się sprawdza w roli Petera Stone'a, partneruje mu Monica Barbaro jako Anna Valdez, a do tego mamy jeszcze Joelle Carter, Jona Sedę i Carla Wheathersa. To solidne nazwiska, nawet jeżeli nie są to pierwszoplanowe gwiazdy.
Pojawiło się też kilka nieźle zapowiadających się wątków z potencjałem na przyszłość – pewnie zauważyliście, że Peter Stone nie ma pełnego zaufania do Antonia w sprawie, w której dawny szef Dawsona, czyli Voight, cokolwiek zeznał. Mam wrażenie, że "Chicago Justice" będzie się często przenikać z "Chicago PD" i mogą to być dość iskrzące crossovery, zważywszy na różnice między żyjącym w szarościach Voightem, a wyznającym czarno-biały świat Stone'em, który nie wahał się nawet czy wystawić dawną kochankę na ostrzał. Mamy tu więc wszystkie składniki przyzwoitego serialu proceduralnego i wszystko to, czego potrzebujemy do częstych crossoverów.
Trzymając się kulinarnej analogii, "Chicago Justice" jest solidnym burgerem, który choć nie sprawi, że nasze kubki smakowe oszaleją, to w zupełności zaspokoi głód, oferując podstawowy zestaw smaków. Mamy tu dokładnie to, czego można by oczekiwać od dramatu sądowego i wszystko to, co sprawia, że uniwersum stworzone przez Wolfa przyciąga widzów. Jak to się rozkręci, dopiero zobaczymy. Na razie jest to kolejna propozycja dla tych, którzy lubią seriale spod znaku "Chicago". Oraz dla tych, którzy lubią przyzwoite dramaty sądowe.
A ja zastanawiam się, jakiż to następny serial o Chicago wymyślą Wolf i Olmstead. "Chicago Janitors"? "Chicago Harlots"?