Serialowa alternatywa: "You Me Her", czyli ich dwoje i ktoś jeszcze
Mateusz Piesowicz
1 marca 2017, 22:02
"You Me Her" (Fot. Audience Network)
Myślicie, że trzecia osoba w związku oznacza jego definitywny koniec? Twórcy "You Me Her" chcą Wam pokazać, że niekoniecznie, bo czasem by jeden plus jeden dało dwa, potrzebny jest dodatkowy element.
Myślicie, że trzecia osoba w związku oznacza jego definitywny koniec? Twórcy "You Me Her" chcą Wam pokazać, że niekoniecznie, bo czasem by jeden plus jeden dało dwa, potrzebny jest dodatkowy element.
Jack i Emma Trakarsky. Choć pewnie pierwszy raz o nich słyszycie, zapewniam, że doskonale znacie tę parę. Podobnie rzecz się ma z niejaką Izzy Silvą. Nigdy nie widzieliście żadnego z nich na oczy, a jednak jestem przekonany, że wiecie o nich bardzo dużo. Wszystko dlatego, że cała trójka głównych bohaterów serialu "You Me Her" to postaci żywcem wyciągnięte z dowolnej komedii romantycznej. Imiona i nazwiska nic nie mówią, ale gdy ich nazwę małżeństwem poszukującym iskry, która na nowo rozpali ich związek, a ją zagubioną uczuciowo studentką, to sprawa robi się jaśniejsza, prawda?
"You Me Her" to pierwsza amerykańska produkcja, którą zajmuję się w Serialowej alternatywie, co nie powinno szczególnie dziwić, gdyż jest to dzieło stacji Audience Network, o której zapewne nawet w Stanach mało kto słyszał. Od czego ma się jednak Netfliksa? Pierwszy sezon serialu jest od jakiegoś czasu dostępny w zasobach serwisu, więc nic nie stało na przeszkodzie, by rzucić na niego okiem. Oględziny wypadły natomiast na tyle pomyślnie, że postanowiłem przyjrzeć mu się bliżej.
Jak już wspomniałem, teoretycznie mamy tu do czynienia z "romkomem" jakich wiele. Poczynając od głównych bohaterów, przez schematyczne postaci drugoplanowe, a kończąc na scenografii, dzięki której Portland wygląda jak, nie przymierzając, Warszawa z produkcji TVN-u. Ale zaraz, ponoć mi się podobało, czyż nie? Tak, bo choć "You Me Her" korzysta ze wszystkich tych ogranych elementów, wykorzystuje je, by opowiedzieć o czymś mniej oczywistym. Mianowicie o poliamorii – związku zakładającym uczucie pomiędzy kilkoma ludźmi (nie mylić z poligamią, czyli małżeństwem z więcej niż jedną osobą w tym samym czasie).
Tymi są tu wymienieni na początku państwo Trakarsky oraz młodsza od nich, poznana w dość niecodziennych okolicznościach Izzy. Dziewczyna, grana przez szerzej nieznaną Priscillę Faię, dorabia sobie bowiem jaki pani do towarzystwa – nie prostytutka, jak sama uparcie podkreśla – i w tym też celu umawia się na spotkanie z Jackiem (Greg Poehler, młodszy brat Amy, choć mi bardziej wygląda na bliźniaka Grega Kinneara). Zanim jednak zdążycie zaszufladkować tego poczciwca jako typowego zdradliwego samca, wiedzcie, że zrobił to w dobrych intencjach, chcąc ratować pożycie z Emmą (Rachel Blanchard, którą możecie kojarzyć choćby z 1. sezonu "Fargo").
Brzmi naiwnie, ale patrząc na minę zbitego psa przyklejoną do twarzy Poehlera, trudno wierzyć w jego złośliwość. Zwłaszcza że małżeństwo Trakarskich ewidentnie nadal się kocha – sęk w tym, że kompletnie nie przekłada się to na wrażenia łóżkowe. Jak to ładnie określili, nigdy nie było z nich "9 1/2 tygodnia". A stąd już tylko krok do nudy i rozpadu związku, czego żadne z nich by nie chciało. Można dyskutować, czy spotkanie z seksowną studentką to najlepszy sposób na zaradzenie swoim problemom, ale skoro mleko się już rozlało… to czemu by jej nie poznać osobiście? Z takiego założenia wychodzi Emma, która dowiedziawszy się o pomyśle Jacka wścieka się tylko chwilę. Chwilę, której potrzebuje na poznanie Izzy.
Od tego momentu rozpoczyna się to, co widzieliśmy na ekranie setki razy – rodzące sie uczucie, niepewność, strach, wstyd, parę łez, mnóstwo kłopotliwych sytuacji, a także sporo uśmiechów i robienia do siebie maślanych oczu. Oprócz nich znajdzie się również miejsce na nieco dotykania pod stołem w miejscach publicznych, zaskakująco dużo palenia trawki, jedno piżama party i całe mnóstwo "romkomowych" schematów. W tłumie konkurencji, "You Me Her" wyróżnia rzecz jasna fakt, że nie dotyczą one pary, lecz tria, co automatycznie dodaje do równania kilka niewiadomych. Czy wszyscy w tym związku darzą się jednakowymi uczuciami? Czy ktoś nie jest tylko na "doczepkę"? Czy w ogóle można tu mówić o uczuciach, czy chodzi tylko o seks? Jak wreszcie to wszystko zorganizować "logistycznie" i co właściwie powiedzieć ludziom?
Nie spodziewajcie się tu jednak dogłębnej analizy sytuacji pod kątem psychologicznym czy socjologicznym. Wątpię, by twórca serialu, John Scott Shepherd, chciał uczynić z niego przyczynek do poważnej dyskusji na temat poliamorii. Raczej miał ambicję stworzenia wyróżniającego się nieco na tle konkurencji, sympatycznego sitcomu i z tego zadania wywiązał się naprawdę nieźle. Przede wszystkim trafił w dziesiątkę z obsadą, bo między triem Poehler/Blanchard/Faia jest wyraźna chemia, a oglądanie ich razem na ekranie nie trąci sztucznością. Da się kupić historię, że pomiędzy dwójką wypalonych trzydziestokilkulatków a atrakcyjną studentką coś zaiskrzyło, więc połowa sukcesu została osiągnięta.
Cała reszta jest raz mniejszym, raz większym schematem, ale z gatunku tych przyjemnych i łatwych do przełknięcia. Bohaterowie dużo mówią o swoich uczuciach, zwykle przechadzając się przy tym po ulicach Portland, w tle gra wpadający w ucho pop, a przynajmniej dwa razy na odcinek raczy się nas montażem obrazków z miejskiego życia. Widać, że to bajka, lecz przynajmniej szczera. "My opowiadamy Wam uroczą historię, Wy nie narzekacie na uproszczenia" – zdają się mówić twórcy, a ja jestem skłonny pójść na taki układ, bo zapewnia on kilka godzin oderwania od rzeczywistości (1. sezon liczy 10 półgodzinnych odcinków) w miłym towarzystwie.
"You Me Her" to w gruncie rzeczy bardzo klasyczna komedia romantyczna podlana tylko innym niż zwykle sosem. Czasem niegrzeczna, ale też bez przesady, nikt nie powinien się zgorszyć, czasem naprawdę zabawna, a czasem nieco rozczarowująca upraszczaniem pewnych spraw. W tej ostatniej kwestii wszystko jeszcze jednak przed nami – 2. sezon serialu jest właśnie emitowany w Stanach, a 3. został już zamówiony. Twórcy muszę więc patrzeć na tę historię w szerszej perspektywie, co nieźle wróży jej na przyszłość. Byle tylko nie straciła swojego dotychczasowego uroku.
***
Kolejna Serialowa alternatywa nieco później niż zwykle, w niedzielę 19 marca. Zajmiemy się nowym wcieleniem słynnego komisarza Maigret, którego tym razem zagrał Rowan Atkinson. Zapraszam!