W głąb króliczej nory. Przyglądamy się 3. odcinkowi "Legionu"
Marta Wawrzyn
25 lutego 2017, 19:02
"Legion" (Fot. FX)
Wspomnienia we wspomnieniach, teleportacje, rozmowy o ciele i duszy, ekspres do kawy, którego głównym przeznaczeniem wcale nie jest robienie kawy – to wszystko i jeszcze więcej zafundował nam właśnie "Legion". Spoilery!
Wspomnienia we wspomnieniach, teleportacje, rozmowy o ciele i duszy, ekspres do kawy, którego głównym przeznaczeniem wcale nie jest robienie kawy – to wszystko i jeszcze więcej zafundował nam właśnie "Legion". Spoilery!
Po kompletnie szalonym pilocie i drugim odcinku, który nas zaznajomił z Summerlandem, jego mieszkańcami i możliwościami tego miejsca, przyszła kolej na zagłębienie się bez żadnych hamulców i ograniczeń w poryty umysł Davida Hallera. Zanim jednak Syd miała okazję przerazić się na śmierć i zaliczyć dramatyczną ucieczkę przed rozgniewanym chłopcem i diabłem z żółtymi oczami, wydarzyło się tysiąc mniejszych i większych rzeczy, które rzuciły jeszcze więcej światła na jedyny w swoim rodzaju świat "Legionu".
Zacznijmy więc od samego początku, od powtarzanego w kółko pytania, czy możemy zacząć, migawek z dzieciństwa Davida i z przesłuchania jego siostry Amy, a także pewnego wspaniale wyglądającego ekspresu do kawy. Proste, wydawałoby się, urządzenie, w tym przypadku ma więcej niż jedno przeznaczenie, bo okazuje się, że przemawia głosem Jemaine'a Clementa, opowiadając w kółko tę samą bajką o biednym drwalu i żurawiu, który przemienił się w dziewczynę. Pani Bird najwyraźniej lubi tę historyjkę do tego stopnia, że zdarza jej się prosić o filiżankę kawy, której wcale nie chce. Odpowiedź na pytanie, czemu to robi, poznajemy później, wraz z informacją, do kogo z serialowych bohaterów należy głos, oraz skróconą wersją historii powstania tego miejsca.
Summerland założył 30 lat temu mąż Melanie, Oliver, który w latach 40. odziedziczył to miejsce, kiedy jeszcze było końską farmą (zauważcie, że Melanie powiedziała to w taki sposób, iż "30 lat temu" może w tym przypadku oznaczać "lata 40.", ale wcale nie musi). Na początku współpracował z nim Walter zwany Okiem (Mackenzie Gray), który teraz przeszedł na drugą stronę i torturuje Bogu ducha winną Amy (a przy okazji tych tortur dowiedzieliśmy się, że on też ma moce i że widział Syd i David, kiedy ci znaleźli się "poza" swoimi ciałami, próbując dotrzeć do Amy).
Jeśli wciąż mieliście podejrzenia, że całe to miejsce może nie być prawdziwe, po trzecim odcinku powinniście je już porzucić – dostaliśmy wystarczająco dużo informacji, aby osadzić to wszystko w twardej rzeczywistości i nie podejrzewać rezydentów Summerlandu o nieistnienie tudzież istnienie tylko w głowie Davida. Pytanie raczej brzmi, kim są ci ludzie, jaki jest ich cel, o jakiej wojnie – którą najwyraźniej "przegrywamy" – mówi Melanie i do czego ma jej posłużyć David. W "Chapter 3" wprost zapytała o to ostatnie Syd, by uzyskać odpowiedź, która na razie musi nam wystarczyć: "Chcemy, żeby był zdrowy i szczęśliwy, bo na to zasługuje, a dopiero potem zamierzamy go wykorzystać". Brzmi szczerze, prawda? Jeśli Melanie tak naprawdę jest "tą złą", niewątpliwie potrafi dobrze to ukryć.
Trochę więcej dowiedzieliśmy się także o Syd, która miała rewelacyjny, zaskakująco bezpośredni i pełen naturalnego humoru dialog z Davidem o tym, co się z nimi działo, kiedy zamienili się ciałami. On starał się nie patrzeć w dół w toalecie, ona nie zrobiła tego, co tak ładnie zademonstrowała nam gestem, choć w sumie mogła. Oboje aktorzy byli fantastyczni w scenie na pomoście i znów nam pokazali, z jaką swobodą potrafią dopasować się do drastycznych zmian tonu, fundowanych przez Hawleya.
To, że Syd wychowała się na 31. piętrze, miała matkę i paru ojców, a także znajdowała się już w tylu ciałach, że może być pewna istnienia duszy, oczywiście nie czyni jej osobą istniejącą naprawdę. Zwłaszcza że – jak mieliśmy okazję stwierdzić, podróżując z Melanie po głowie Davida – ta dziewczyna może być jakąś wariacją na temat jego matki, też blondynki. Jej istnienie bądź nieistnienie nie zmienia jednego – ona i David to piękna, niesamowicie romantyczna para, a Dan Stevens i Rachel Keller błyszczą, kiedy mają sceny tylko we dwójkę i mogą chociażby pogapić się na siebie maślanym wzrokiem.
Kwestia istnienia bądź nieistnienia różnych postaci nie jest na tym etapie prosta do rozgryzienia, bo "Legion" ma jeszcze jeden niezawodny sposób na wyprowadzenie nas w pole – moce swoich postaci. Wszystko tu jest możliwe, a granica między fantazją a rzeczywistością nie istnieje. Znamy możliwości Ptonomy'ego. W tym tygodniu zobaczyliśmy, co potrafi Oko. Pewnie też zdążyliście już się zorientować, czemu Kerry Loudermilk (Amber Midthunder) materializuje się czasem znienacka gdzieś w okolicach Cary'ego Loudermilka (Bill Irwin). Ta dwójka bardzo różnie wyglądających ludzi najwyraźniej mieszka w jednym ciele, ale jest też w stanie dzielić się na dwoje i przebywać jednocześnie w tym samym pomieszczeniu. Mamy bardzo dużo dowodów na to, że oboje są w stanie działać sami, przy czym nie wiemy, co robi drugie, kiedy widzimy tylko jedno z tej pary. I na tym w tym momencie musimy zakończyć spekulacje, bo nie wiemy, czy oni są bratem i siostrą, czy chodzi tu o coś zupełnie innego.
Noah Hawley sprytnie podsuwa nam coraz więcej informacji, które ten kolorowy chaos zamieniają w logiczną całość, jaką zapewne jest Summerland i jego rezydenci. Ale w najnowszym odcinku działo się to jednak na marginesie jazdy bez trzymanki, jaką była podróż w głąb umysłu Davida, możliwa dzięki mocy Ptonomy'ego (Jeremie Harris). Analizując kuchenną scenę, pani Bird zauważyła, że David jest telepatą i potrafi kontrolować obiekty swoim umysłem (sposób, w jaki sam David to skorygował, świadczy o świetnym poczuciu humoru Dana Stevensa i dystansie serialu do siebie). Potem zobaczyliśmy na własne oczy, że teleportacja też mu nie jest obca. Podczas eksperymentów Cary'ego w pewnym momencie pojawiła się Lenny i wtedy dokonaliśmy jeszcze jednego odkrycia – zdarzają się sytuacje, kiedy David nic nie mówi, a jednak ośrodek mowy w jego mózgu jest aktywny.
Psychoanalizę mutanta zwieńczyła tyleż szalona, ile niebezpieczna i najeżona licznymi pułapkami podróż po głowie Davida, odbywana w towarzystwie jego młodszej wersji. I szybko się okazało, że główny bohater tej pokręconej opowieści nie musi bać się, co będzie, jeśli jego śliczna dziewczyna zobaczy go jako ćpuna. Śliczną dziewczynę czekają bowiem znacznie gorsze atrakcje, na przykład w postaci ścigających ją potworów. O tym, jak niebezpiecznym miejscem potrafi być umysł Davida, przekonali się wszyscy, z panią Bird na czele.
Na pierwszy rzut oka nie ma tam niczego nowego, bo wiemy już o diable z żółtymi oczami, przerażającym chłopcu z książki, której zapewne nikt tak naprawdę nie czytał Davidowi w dzieciństwie, a także o tym, jak wyglądało jego życie, kiedy chodził wiecznie naćpany. "Legion" wciąż uparcie powraca do tych samych scen i wydarzeń, z każdym odcinkiem zagłębiając się w nie coraz bardziej, poszerzając spektrum i dając trochę więcej odpowiedzi na milion naszych pytań. W jednej chwili jesteśmy więc atakowani rewelacją pod tytułem "Oto chodzimy po wspomnieniach Davida, a w nich pojawiają się kolejne wspomnienia", by w drugiej przekonać się, że na tym nie koniec atrakcji, to raczej dopiero początek. Bo czy to rzeczywiście są wspomnienia Davida? Co tak naprawdę oglądamy?
Możliwe, że odpowiedź dał nam sam David, który w rozmowie w środku z nocy z Syd zastanawiał się, co jeśli nie jest prawdą to, co wszyscy tutaj mu powtarzają. Co jeśli nie jest tak naprawdę zdrowy? Czy to możliwe, że jednocześnie ma moce i jest chory psychicznie? Nie wierzy w to ani grupa pani Bird, ani agenci Division 3, którzy przesłuchują teraz Amy. "Twój brat jest bogiem, który ma moc i nie ma nad nią kontroli" – słyszymy. My już wiemy, że oprócz bycia bogiem, jest także zniszczonym psychicznie człowiekiem, którego umysł wygląda jak jeden z kręgów piekła. Winne są moce? Osobowości? Choroba? Wszystko naraz?
Prawdopodobnie Davida nie doceniają zarówno rządowi agenci, jak i członkowie grupy pani Bird. Na tym etapie nie da się sensownie odpowiedzieć na pytanie, czego doświadcza, bo ma takie, a nie inne moce, a czego, ponieważ jego umysł jest rozbity na mnóstwo osobowości. A już na pewno nie są w stanie tego zrobić ani jego serialowi wrogowie, ani przyjaciele – nie w tym momencie. Jest jednak jasne, że obie strony czekają niespodzianki, i to raczej nie takie z gatunku przyjemnych.
Mimo że "Legion" wciąż jest odjechany, psychodeliczny i ma wiele momentów, które wyglądają jakby Charlie Kaufman i Wes Anderson ostro razem zaimprezowali, narracja jest prowadzona w bardziej konwencjonalny sposób niż w pilocie. Noah Hawley teraz już tylko serial nadzoruje, "Chapter 3" napisał Peter Calloway, a wyreżyserował go Michael Uppendahl, który wcześniej pracował w ekipach "Mad Men" czy "Fargo". "Legion" wciąż wygląda tak samo wspaniale i jest świetnie napisany, ale w porównaniu z pilotem wypada trochę mniej oszałamiająco. W zamian oferuje jednak co innego.
To, co zaczęło się teraz, to podróż w głąb króliczej nory, która tylko na pozór wciąż jeszcze wydaje się zbyt abstrakcyjna, żebyśmy mieli przejmować się tym, co spotkało Syd, a potem Melanie. Obudzisz się, wszystko znów będzie OK. Tylko co jeśli się nie obudzisz? Gdzie są granice tego odlotu? I do czego to wszystko nas zaprowadzi? Gdybym miała obstawiać w tym momencie (nie widziałam jeszcze kolejnych odcinków), powiedziałabym, że gdzieś w okolice komiksowej historii Davida Hallera, w którą wkroczymy, znając jej bohatera bardzo dokładnie, wiedząc, że potrafi kochać w najbardziej magiczny możliwy sposób, i mocno mu kibicując, po tym jak byliśmy świadkami koszmaru, jaki przeżywa w każdej minucie swojego życia.