"Glee" (3×09): Świąteczny show w starym stylu
Marta Rosenblatt
24 grudnia 2011, 21:08
Pytanie: Co powstanie z połączenia Judy Garland i "Gwiezdnych wojen"? Odpowiedź: Całkiem udany świąteczny odcinek "Glee".
Pytanie: Co powstanie z połączenia Judy Garland i "Gwiezdnych wojen"? Odpowiedź: Całkiem udany świąteczny odcinek "Glee".
Świąteczny odcinek "Glee" otworzyło "All I Want for Christmas Is You". Piosenkę Mariah Carey mogła zaśpiewać tylko Marcedes. Szkoda tylko, że oprócz ubierania choinki nic tak naprawdę się nie działo – słowa piosenki aż prosiły się, aby je lepiej wykorzystać. Choć oczywiście nie spodziewaliśmy się po tym odcinku żadnej akcji. Clue odcinka było zrozumienie przez dzieciaki, czym tak naprawdę są święta Bożego Narodzenia.
Zanim jednak do tego doszło mieliśmy niezwykle udany "The Glee Holiday Spectacular". Inspirowany "Gwiezdnymi wojnami" i "Judy Garland Christmas Show" występ chóru w telewizji. I tu pojawił się problem. Nie wiem jak gleeki za Oceanem, ale wnioskując z komentarzy na polskich forach polscy wielbiciele raczej nie poczuli tego klimatu i uznali to za nudziarstwo. Cóż, "Glee" to serial młodzieżowy i trudno wymagać, aby nastolatki pamiętały erę czarno-białej telewizji. Jednak jeżeli ktoś oglądał amerykańskie programy czy filmy z lat sześćdziesiątych, wie, że to było to.
Kurt i Blaine w roli gospodarzy byli przeuroczy. Chris Colfer i Darren Criss wyglądali jak żywcem wyjęci z lat pięćdziesiątych/sześćdziesiątych. Frank Sinatra i Dean Martin byliby dumni. Ta dawka "Kleina" była jakąś rekompensatą za wyciętą scenę, przedstawiającą Blaine wręczającego pierścionek Kurtowi. Ich wykonanie "Let It Snow" miało tak wiele stylu, czaru i klimatu tamtych lat, że trudno było potem to przebić.
Choć broadwayowskie "My Favorite Things" dało radę, zwłaszcza Rachel była w swoim żywiole. "Santa Claus Is Coming to Town" wolę jednak w tradycyjnym wykonaniu, więc występ Finna i Pucka przebranych za Luke'a Skywalkera i Han Solo ("Jakiekolwiek podobieństwo do postaci z Gwiezdnych wojen jest całkowicie przypadkowe") średnio mi się podobał. Zwłaszcza, że Cory Monteith znów bardziej wymruczał niż wyśpiewał swoją część.
Za to Brittany i jej "Christmas Wrapping" było już kompletną porażką. Owszem taniec cheeriosek był bardzo przyjemny dla oka, ale słuchanie wyczyszczonego komputerowo głosu Heather było wątpliwą przyjemnością. Nie rozumiem, dlaczego twórcy "Glee" wycięli świetne "Santa Baby" – czyżby bali się, że Santana się przeje? Skoro jesteśmy już przy Santanie, to w jej "związku" bez zmian. Santana się uśmiecha, a Brittany robi smutne miny – może ma to związek z przyszłymi odcinkami – na razie wygląda to nieciekawie. Oczywiście zamiast pocałunku pod jemiołą mieliśmy trzymanie się za rączki.
Pod jemiołą całowali się za to Rachel i Finn. To ostatnia Gwiazdka tej pary w liceum McKinleya więc trudno mieć pretensję o to, że poświęcono im tyle czasu. Zwłaszcza że było kilka świetnych scen z tą dwójką min.: Rachel mówiąca z właściwym sobie urokiem "All I want for Christmas is you too… and 5 things on the list" i Finn "adoptujący" dla niej lochę Barbarę.
Na szczęście Rachel i cała reszta przypomniała sobie, na czym polegają święta (co za niespodzianka). Osobą, która wskrzesiła ducha świąt był Rory. Dosyć nieoczekiwanie (jak na hiperpoprawne politycznie Stany Zjednoczone) przeczytał fragment Biblii – tak, w święta Bożego Narodzenia świętujemy narodziny Jezusa! Przyznam szczerze, że spodobał mi się zabieg scenarzystów. Na pewno było to lepsze niż jakiś pretensjonalny tekst o pomaganiu, dzieleniu się et cetera.
Osobą, która od początku sprzeciwiała się występowi telewizyjnemu zamiast pomaganiu bezdomnym był Sam. Co ciekawe towarzyszyła mu Quinn. Scenarzyści znów mieszają nam trochę w głowie, gdyż wyraźnie ta dwójka ma się ku sobie. Tyle, że w promo 10. odcinka widzimy nawiązanie do "Grease". Wszystko wskazuje na to, że będziemy mieli "Summer Nights" – tekst piosenki pasuje idealnie do sytuacji Sam i Mercedes i ich wakacyjnego romansu.
W finale część chóru występującego w telewizyjnym show, po zrozumieniu, co jest tak naprawdę ważne, dołącza do Quinn i Sama. Wszyscy pomagają Sue, która jest wolontariuszką na "Wigilii dla bezdomnych w Limie". Bo Boże Narodzenie to taki czas kiedy zwierzęta mówią ludzkim głosem, a w "Glee" mamy Sue Sylvester z "ludzką twarzą". "Do They Know It's Christmas?" śpiewane przez wszystkich brzmiało kiczowato i wzruszająco jednocześnie – cóż, klimat świąteczny oddany w stu procentach. Dodam jeszcze, że o wiele milej ogląda się ten odcinek teraz, kiedy za oknem mróz i coś na kształt śniegu, a "świąteczną atmosferę" czuć także w domu, a nie w supermarketach.