Prawo, miłość i banały. Recenzujemy "Doubt", nowy serial prawniczy z Katherine Heigl
Mateusz Piesowicz
16 lutego 2017, 22:02
"Doubt" (Fot. CBS)
W oczekiwaniu na "The Good Fight" CBS raczy nas innym prawniczym proceduralem, który niestety próbuje połączyć cechy "Żony idealnej" z serialami Shondy Rhimes. To nie mogło się dobrze skończyć. Spoilery.
W oczekiwaniu na "The Good Fight" CBS raczy nas innym prawniczym proceduralem, który niestety próbuje połączyć cechy "Żony idealnej" z serialami Shondy Rhimes. To nie mogło się dobrze skończyć. Spoilery.
"Doubt", nowy serial prawniczy autorstwa duetu Joan Rater i Tony Phelan ("Chirurdzy", "Madam Secretary") bardzo, ale to bardzo stara się wyglądać jak "Żona idealna". Nie byłoby w tym nic szczególnie złego, wszak do kogo równać, jeśli nie do najlepszych, gdyby nie fakt, że efekt próbuje się tu osiągnąć na skróty, chcąc jednocześnie dodać do niego realizację, porcję luzu i fabularnych twistów rodem z produkcji Shondalandu. Nie brzmi to zachęcająco i dokładnie tak samo prezentuje się na ekranie, więc tym bardziej zaskakujący jest fakt, że twórcom udało się zebrać przed kamerami tak imponującą obsadę.
Bo w "Doubt" praktycznie co chwilę pojawia się jakaś znajoma twarz, co pozwala w miarę bezboleśnie przebrnąć przez pilotowy odcinek serialu, ale raczej nie wystarczy, by zatrzymać się przy nim na dłużej. Scenariusz to bowiem zbiór wyświechtanych prawniczych klisz, uzupełnionych szybko wyrzucanymi z siebie banalnymi dialogami i postaciami tak plastikowymi, że zęby zgrzytają od samego patrzenia. Trudno, by było inaczej, skoro twórcy za punkt honoru postawili sobie przedstawić jak najwięcej bohaterów, nie zawracając nam przy tym głowy tak nieistotnymi szczegółami jak choćby zarys ich charakterów. Po co komu głębsza charakterystyka, skoro główna bohaterka jeździ do pracy na rowerze? Ale ona jest cool, co nie?
No niestety, nie bardzo. Ale w porządku, dajmy serialowi szansę i nie sprowadzajmy go do pierwszej sekwencji, choć ta niewątpliwie sporo mówi o tym, co czeka nas dalej. Jak więc już wspominałem, główną bohaterkę, Sadie Ellis (Katherine Heigl), poznajemy, gdy mknie przez zatłoczone ulice Nowego Jorku, by stawić się w samą porę na rozprawę o wyznaczenie kaucji dla swojego klienta. Bo Sadie jest prawniczką, ale nie żadną sztywniarą, tylko taką wyluzowaną, co przed gmachem sądu wskakuje w eleganckie ciuchy i już jest gotowa do działania. Tego natomiast potrzebuje niejaki William Brennan (Steven Pasquale), na co dzień szanowany pediatra, teraz oskarżony o zabójstwo sprzed lat.
Skoro "Doubt" to procedural, to sprawa rozstrzyga się już w pierwszym odcinku, czyż nie? Nie tym razem. Otóż Sadie i Billy'ego łączą bardziej zażyłe stosunki niż zwykle adwokata z klientem (pal licho etykę zawodową), a serial oparto właśnie na ich relacji. Dowody winy wskazują na niego, ale jego błękitne oczy krzyczą "Niewinny!", więc cóż ma począć nasza biedna bohaterka? Wprawdzie wybranek serca może być mordercą, ale jakiż on ma urzekający uśmiech…
Nieco tu rzecz jasna koloryzuję, ale trudno się temu oprzeć, skoro twórcy sami kierują nas swoim scenariuszem w stronę takiego myślenia. "Doubt" nie daje choćby pół przekonującego powodu, by uwierzyć w uczucie między Sadie a Billym, stawiając nas właściwie przed faktem dokonanym i oczekując, że łykniemy wszystko bez zastanowienia. Heigl i Pasquale w niczym nie pomagają, bo choć urody odmówić obojgu nie można, chemii pomiędzy nimi tyle, co, nie przymierzając, między Sadie a jej rowerem. I pewnie teraz skupiłbym się na narzekaniu na ich wątek, gdyby nie to, że serial szybko odstawia go na drugi plan.
Zaskoczeni? Przecież mówiłem, że to procedural. Po prostu za sprawy tygodnia odpowiada akurat ktoś inny. W tym przypadku Cameron Wirth (Laverne Cox), współpracowniczka Sadie z kancelarii, której towarzyszy niedoświadczona Tiffany Simon (Dreama Walker). Chciałbym napisać o nich coś interesującego, ale problem polega na tym, że ani sprawa, którą się zajmują (mężczyzna z problemami psychicznymi), ani one same nie wyróżniły się absolutnie niczym. Transseksualizm Cameron został na razie tylko zasygnalizowany, a i tak wątpię, by serial miał w tym temacie więcej do powiedzenia niż choćby postać Laverne Cox w "Orange Is the New Black", natomiast o młodej Tiffany i jej postawie typu "przepraszam za moje zachowanie, jestem z Iowa" przez litość nie będę nawet wspominał. To może u innych prawników jest ciekawiej? Niestety, również sztampa. Albert Cobb (Dulé Hill) ma problemy z partnerką, a właściciel kancelarii, Isaiah Roth, wyróżnia się tym, że posiada oblicze Elliotta Goulda, więc zawsze miło na niego popatrzeć.
Na tym niestety zalety "Doubt" i jego świetnej obsady się kończą, bo w gruncie rzeczy nikt tutaj nie ma nic do grania. Przykro patrzeć na wykonawców formatu Goulda, którzy wygłaszają bzdurne frazesy albo próbują rozluźniać atmosferę suchymi żarcikami. Serial zresztą usilnie stara się pozować na "luzacki", co zwykle tylko irytuje, ale czasem wypada wprost żenująco, jak w scenie rozmowy Cameron, prokuratora i sędziego. Nie domagam się oczywiście stuprocentowej powagi, ale litości, to sąd czy przedszkole?
Patrząc na "Doubt" mam naprawdę duży problem z odpowiedzią na pytanie, czym ten serial właściwie chce być. Z jednej strony aspiruje do miana prawniczej produkcji robionej na serio, a z drugiej nurza się w tandetnych schematach, płytkich postaciach i plastikowej realizacji (przykładem niech będzie ścieżka dźwiękowa – równie denerwującej i nachalnej nie słyszałem już dawno), zgłaszając akces do miejsca w ramówce ABC obok innych seriali Shondalandu. Próba złapania dwóch srok za ogon rzadko kiedy bywa skuteczna i trudno mi uwierzyć, by to miał być właśnie ten przypadek. "Doubt" próbuje nieporadnie pozować na coś więcej (tytułowa "wątpliwość" odnosi się, jak sądzę, do relacji Sadie i Billy'ego), ale główny wątek wygląda raczej na kolejną opowieść z tysiąca i jednego twistu, niż na coś, co da się śledzić z zaciekawieniem. Sprawy tygodnia? Już teraz zrobiono wszystko, by skutecznie je nam obrzydzić.
Chciałbym po tym wszystkim powiedzieć, że więcej do serialu CBS nie wrócę, ale nie będzie to do końca prawda. Zerknę jeszcze przynajmniej na kolejny odcinek, bo tutejsi twórcy posiadają niewiarygodną umiejętność przyciągania do siebie kapitalnych wykonawców. Poza już wymienionymi, w odcinku pojawiło się kilka innych znajomych postaci, a na sam koniec zachowano jeszcze występ Judith Light ("Transparent"). No i jak tu w spokoju rzucić taką produkcję?