7 najprzystojniejszych brytyjskich detektywów
Marta Wawrzyn
31 stycznia 2017, 19:33
"Endeavour" (Fot. ITV)
Brytyjskie kryminały to klimat, charakter i świetne scenariusze. Z okazji środowej premiery 4. sezonu serialu "Endeavour" w Ale kino+ podrzucam jeszcze jeden powód, dla którego warto zajrzeć do kryminalnej Wielkiej Brytanii – przystojni detektywi!
Brytyjskie kryminały to klimat, charakter i świetne scenariusze. Z okazji środowej premiery 4. sezonu serialu "Endeavour" w Ale kino+ podrzucam jeszcze jeden powód, dla którego warto zajrzeć do kryminalnej Wielkiej Brytanii – przystojni detektywi!
Endeavour Morse (Shaun Evans) – "Endeavour"
Detektyw Morse z Oksfordu, do którego telewizyjna publika była przyzwyczajona, miał siwe włosy i twarz Johna Thawa. W serialu "Endeavour" – tak Morse ma na imię, o czym nie lubi pamiętać – oglądamy jego młodszą wersję, graną przez Shauna Evansa. Aktor z Liverpoolu miał niełatwe zadanie, bo musiał wcielić się w prawdziwie kultową postać, znaną nie tylko na Wyspach. Teraz, kiedy mamy już 4. sezon "Endeavoura", wypada tylko powiedzieć, że wszelkie obawy co do odmładzania Morse'a były niepotrzebne, bo Evans nie tylko świetnie prezentuje się w klimacie lat 60., ale i bardzo dobrze wydobywa ze swojego bohatera wszystko to, co od zawsze przykuwało do niego uwagę.
Młody Morse jest więc wrażliwy, niesamowicie inteligentny, lekko melancholijny i zdecydowanie zbyt samotny, dokładnie tak jak jego starsza wersja. A wszystko dlatego, że ma wielką słabość do kobiet i straszliwego pecha w miłości. Jego klasyczne wykształcenie, erudycja, zamiłowanie do poezji, opery, a także wszelkiego rodzaju łamigłówek czynią go facetem, jacy dziś już po świecie nie chodzą, a i w telewizji pojawiają się zdecydowanie za rzadko. A poza tym to przystojniak, któremu do twarzy w klasycznych garniturach.
Endeavour Morse, opuszczony przez kolejną panią swojego serca, Joan Thursday, powróci na nasze ekrany w środę 1 lutego o godz. 20:10 w Ale kino+. 4. sezon rozpocznie się odcinkiem ze sprawą kryminalną zawierającą tajemnicze utonięcie, "myślącą maszynę" i zimną wojnę w tle.
Sherlock Holmes (Benedict Cumberbatch) – "Sherlock"
Skoro przy superinteligentnych detektywach jesteśmy, od razu zerknijmy w kierunku prawdziwego ekscentryka, człowieka zapatrzonego w siebie jak w obrazek i outsidera ostentacyjnie demonstrującego swoją odmienność od reszty świata. Benedict Cumberbatch w dużej mierze odpowiedzialny jest za panujący szał na brytyjskie kryminały – i nawet jeśli teraz jesteśmy na "Sherlocka" trochę źli za to, że zaplątał się we własnych sztuczkach, trzeba oddać sprawiedliwość i aktorowi, i serialowi.
BBC stworzyło serial kultowy, bo odważyło się Sherlocka Holmesa odmłodzić, uwspółcześnić i uczynić symbolem seksu. Efekt? Miliony kobiet chętnie by spędziły wieczór na Baker Street, miliony mężczyzn chciałyby wyglądać w płaszczu tak jak Sherlock. A jeśli za coś wypada docenić 4. sezon "Sherlocka", to za nową twarz tytułowego detektywa, który wymięty, potargany i nieogolony jakimś cudem prezentował się jeszcze bardziej sexy niż zwykle.
John Luther (Idris Elba) – "Luther"
Idris Elba jest pierwszym czarnoskórym aktorem, o którym całkiem poważnie mówi się jako o kandydacie do roli Jamesa Bonda. To chyba wystarczająca odpowiedź na pytanie, czy aby na pewno jest urodziwy. Magnetyzm Johna Luthera nie sprowadza się jednak tylko do tego, że jest wysoki, przystojny i, jak niemal każdy z panów na tej liście, prezentuje się w tweedowym płaszczu jak marzenie. O nie, tu chodzi o coś więcej – o ten smutek w jego oczach, o emocjonalne szaleństwo, które rozpętuje się wokół niego niemal w każdym odcinku, o kobiety, które kochał, a z którymi mu nie wyszło. To silny mężczyzna, którego aż chce się przytulić.
Sidney Chambers (James Norton) – "Grantchester"
Gdyby ojciec Mateusz miał tyle wdzięku co Sidney Chambers, prawdopodobnie spędzałabym wieczory z TVP. James Norton w ostatnich latach zagrał w telewizji kilka skrajnie różnych ról, ale to właśnie sympatyczny duchowny, uganiający się na rowerze za zagadkami kryminalnymi, najbardziej do niego przylgnął. Nortonowi naprawdę do twarzy w sutannie, ale na tym nie kończy się urok serialowego Sidneya.
Pastor nie może być złym człowiekiem, ale może być lekko niegrzecznym chłopcem, który za dużo pije, pali, namiętnie słucha jazzu – rzecz się dzieje w latach 50., co jest dodatkową zaletą serialu – i marzy o dziewczynie, która wychodzi za innego. Niepoukładane życie, naturalna skłonność do pomagania ludziom i ten cudny uśmiech – takich księży nie ma nawet w Sandomierzu.
Alec Hardy (David Tennant) – "Broadchurch"
Zawadiacki wdzięk Davida Tennanta kiedyś doceniały fanki "Doktora Who", od tego czasu aktor jednak zdążył pokazać, że sprawdza się także w innych rolach, często zupełnie różnych od tej najsłynniejszej. W "Broadchurch" jest lekko wymięty, przyjemnie zarośnięty i mówi ze swoim prawdziwym szkockim akcentem, co właściwie już wystarczy, żeby zmiękczyć damskie serca. Do tego dochodzi jeszcze tajemnica z przeszłości, jakieś mary, które go ścigają, i to, że jest taki biedny, zmarnowany i poobijany przez życie, a przy tym wszystkim wciąż wygląda absolutnie doskonale. Brytyjczycy niewątpliwie wiedzą, jak pisać – i obsadzać! – skomplikowane postacie detektywów.
Tom Anderson (Colin Morgan) – "The Fall"
Nad znaczeniem fabularnym tego pana, przyznam szczerze, nigdy specjalnie się nie zastanawiałam. Choć Tom Anderson ma rangę detektywa sierżanta, nie przypominam sobie, żeby kiedyś rzeczywiście przydał się Stelli Gibson przy rozwiązywaniu sprawy. Był za to i pozostaje pięknym dowodem, że chłodna pani detektyw ma świetny gust co do mężczyzn (kobiet zresztą też, ale to temat na inną okazję). Granego przez Colina Morgana policjanta, poza talentem do pakowania się w tarapaty, wyróżnia przede wszystkim właśnie charakterystyczna uroda. To ciacho, które jest na drugim planie, po to by cieszyć damskie oczy, zmęczone panującym w Belfaście mrokiem i niepewne, czy mogą myśleć o mordującym kobiety psychopacie jako o największym serialowym przystojniaku.
Dirk Gently (Samuel Barnett) – "Holistyczna agencja detektywistyczna Dirka Gently'ego"
Dirk Gently kiedyś szalał w Wielkiej Brytanii i miał twarz Stephena Mangana – która zresztą bardzo mi się podobała – a teraz przeniósł się do Seattle, nosi wściekle żółtą kurtkę i choć pozostaje Anglikiem, to jednak ma zdecydowanie mniej wspólnego z kanonem niż poprzednik. A przy okazji to totalny ekscentryk, by nie powiedzieć wariat, którego trudno oceniać w tych samych kategoriach co "zwykłych" detektywów.
Pogrążając się w tym absurdalnym szaleństwie, jakim jest "Holistyczna agencja detektywistyczna Dirka Gently'ego", nie da się jednak zapomnieć, jak przyjemny dla oka potrafi być Samuel Barnett, wcześniej znany m.in. z "Penny Dreadful". Serialowy Dirk Gently ma mnóstwo chłopięcego uroku, który świetnie współgra z otaczającym go chaosem, a i to, że brytyjski akcent pozostał na swoim miejscu, nie pozostaje bez znaczenia.