7 rzeczy, które uczyniły mój tydzień lepszym
Marta Wawrzyn
22 stycznia 2017, 19:03
"The Good Place" (Fot. NBC)
Rewelacyjny twist "The Good Place", przedpremierowy "Legion", Aziz Ansari w programach NBC, zapowiedź powrotu Johna Olivera na nasze ekrany. To był świetny tydzień! Tylko uważajcie na spoilery.
Rewelacyjny twist "The Good Place", przedpremierowy "Legion", Aziz Ansari w programach NBC, zapowiedź powrotu Johna Olivera na nasze ekrany. To był świetny tydzień! Tylko uważajcie na spoilery.
1. To, co nam zrobiło "The Good Place"
Twist z finału "The Good Place" – o którym więcej pisze w swojej recenzji Mateusz – rzeczywiście mnie zaskoczył, z kilku powodów. Niepojęte jest dla mnie, jak to zrobił Ted Danson, którego bohater nie wzbudził moich podejrzeń ani przez moment. Ale jeszcze bardziej zadziwia mnie to, z jaką łatwością zostałam nabrana, kiedy tak wiele elementów w serialu mogło i powinno było wzbudzać podejrzenia. W czasach kiedy bohaterowie seriali masowo kwestionują rzeczywistość, w której się znajdują – "Mr. Robot", "Westworld", za chwilę "Legion" – nie wpadło mi do głowy, że grupka sympatycznych osób z sitcomu o przesłodzonej wersji nieba też powinna to zacząć czynić.
Sposób, w jaki serial się zresetował, jest z wielu powodów okrutny. Przede wszystkim – w ciągu 13 odcinków dostaliśmy liczne dowody na to, że Eleanor, Chidi, Tahani i Jianyu/Jason to tylko ludzie. Ani źli, ani dobrzy – zwyczajni. I tak, oczywiście, że Eleanor była raczej niegrzeczną dziewczynką, zaś Chidi raczej grzecznym chłopcem, ale wraz z kolejnymi odcinkami wychodziły na jaw coraz to nowe odcienie szarości (wystarczy przypomnieć, jak doszło do morderstwa Janet), a w przypadku Eleanor mieliśmy także prawdziwą przemianę. Jeśli dodać do tego flashback, w którym zobaczyliśmy, jak wyglądała jej rodzina, mamy raczej kandydatkę do solidnej psychoterapii niż wieczności spędzanej w piekle na psychologicznych torturach.
Mnóstwo rzeczy po tym finale pozostaje niejasnych (najważniejsze pytania zebrał serwis Uproxx), wiemy tylko, że nastąpił reset i Eleanor raz jeszcze będzie przeżywać to samo, w nieco innej wersji, jak w jakimś "Westworldzie". Mike Schur ma teraz tysiąc możliwości i mam nadzieję, że będzie je wykorzystywał jeszcze przez wiele sezonów. Bo "The Good Place" właśnie awansowało na jedną z moich ulubionych komedii. Bez twistu oczywiście też było super, ale dopiero ten twist czyni z tego coś więcej niż wdzięczny serialik pochłaniany razem z obiadem.
2. Niesamowity Rupert Friend w "Homeland"
Choć zgadzam się z Marcinem, że powrót "Homeland" wypadł dość przeciętnie, nie mogę nie docenić Ruperta Frienda za to, co wyprawiał w pierwszym odcinku 6. sezonu. Aktor, którego do tej pory lubiłam głównie dla jego urody (pamiętacie scenę prysznicową?), pokazał, że jak tylko dostanie szansę, to naprawdę potrafi.
To, co się stało z Quinnem, może nie jest szczególnie oryginalne – przypomina się chociażby "Urodzony 4 lipca" – ale nie o to chodzi. On to zagrał niesamowicie, w tym jednym odcinku dodając paru nowych warstw swojemu bohaterowi. Jego bezbronność jest uderzająca, a sceny w szpitalu, w których wrzeszczy na Carrie, mogą śmiało równać się z tym, do czego nas przyzwyczaiła Claire Danes w najlepszych czasach "Homeland". Rupert Friend został doceniony przez TVLine jako "Performer of the Week" i gdybyśmy my mieli podobny cykl, pewnie też byśmy w tym tygodniu zagłosowali przede wszystkim na niego.
3. John Oliver wraca do nas z nowym sezonem
Jedna świetna wiadomość jest taka, że wraca, druga – zwiastun tego powrotu jest po prostu rewelacyjny. Pal licho Żelazny Tron, świetne występy gościnne zaliczają tutaj Larry David i Kumail Nanjiani z "Doliny Krzemowej". No i ten znajomy głos zza kadru…
4. "Will i Grace" w nowej odsłonie
Serialowym powrotom po latach zwykle mówię "nie", no ale "Will i Grace" to nie żadna "Xena" czy "Drużyna A". To sitcom, którego bohaterowie w finale nie zostali zmieceni z powierzchni ziemi przez wybuch bomby atomowej, tylko żyją dalej i mogą być dalej sobą na ekranie, w trochę starszej wersji. Cieszę się więc, że NBC zamówiło 10 nowych odcinków, i spodziewam się wszystkiego co najlepsze. Miniodcinek o Donaldzie Trumpie udowodnił, że Eric McCormack, Debra Messing, Sean Hayes i Megan Mullally wciąż mają dawną chemię.
5. Aziz Ansari, wszędzie Aziz Ansari!
Aziz Ansari w tym tygodniu wrócił na ekrany telewizorów, choć niestety jeszcze nie w 2. sezonie "Master of None", tylko w NBC. Przede wszystkim świetnie wypadł w "Saturday Night Live", w monologu otwarcia bezpośrednio odnosząc się do obecnej sytuacji politycznej w USA i pomiędzy żartami ("ledwie Trump został prezydentem, a już cała płeć protestuje"!) przemycając dużo prawdy o tym, jak nowy prezydent daje przyzwolenie na rasizm i nienawiść.
A jeśli nie chcecie mieć do czynienia z polityką, zawsze jest jeszcze melodramat. Aziz Ansari i Jimmy Fallon czytają recenzje z Yelpa.
Wracając do polityki…
6. A skoro NBC i "Saturday Night Live", to także Kate McKinnon
"Saturday Night Live" bardzo, hmm, lubi doradczynię prezydenta Trumpa, Kellyanne Conway. Nabijanie się z niej to ważny punkt niemal każdego odcinka, ale tym razem zrobiono to w rzeczywiście nietuzinkowy sposób. Kate McKinnon w parodii "Chicago" śpiewająco nam zaprezentowała, co takiego się dzieje w głowie pani Conway.
7. "Legion" prezentuje się wspaniale
Styczeń 2017 oznacza dla nas morze screenerów. W tym tygodniu przerobiłam kilkanaście godzin seriali, które jeszcze nie miały premiery, i choć nie brakowało wśród nich rzeczy dobrych i bardzo dobrych (o, np. fajnie zapowiada się "Crashing" Pete'a Holmesa), to tak naprawdę jestem w stanie myśleć tylko o jednym tytule. "Legion" Noaha Hawleya nie tylko wspaniale wygląda, ale też jest zdrowo pokręcony – jak gdyby Charlie Kaufman i Wes Anderson spotkali się na planie 2. sezonu "Fargo".
Nawet gdybym chciała Wam go zaspoilerować, to właściwie nie wiem, jak miałabym to uczynić – to fabuła, przy której "Mr. Robot" wydaje się w sumie całkiem prosty. Na pewno "Legion" nie ma w tym momencie (widziałam na razie trzy odcinki) wiele wspólnego ani z dotychczasowymi serialami Marvela, nawet tymi dobrymi, netfliksowymi, ani z filmami o X-Menach. To historia, która żyje własnym życiem i ma własny charakter od pierwszej minuty. To serial, który prawdopodobnie pokochają raczej miłośnicy "Fargo", niż fani komiksów Marvela. To też serial, który udowadnia raz po raz, że Noah Hawley ma niesamowite oko do aktorów (tak, mówię przede wszystkim o Danie Stevensie, niegdyś pięknym chłopaczku z "Downton Abbey"). No a poza tym każdy kadr to małe dzieło sztuki – retro spotyka się tu z futuro w najbardziej odrealnionym ze światów.