Serialowa alternatywa: "Rita", czyli nauczycielka inna niż wszystkie
Mateusz Piesowicz
18 stycznia 2017, 21:32
"Rita" (Fot. TV 2)
Buntowniczka, anarchistka, raz lepsza, raz gorsza samotna matka i beznadziejna partnerka życiowa. Poznajcie Ritę Madsen, nauczycielkę, której niestraszna byłaby nawet nowa podstawa programowa.
Buntowniczka, anarchistka, raz lepsza, raz gorsza samotna matka i beznadziejna partnerka życiowa. Poznajcie Ritę Madsen, nauczycielkę, której niestraszna byłaby nawet nowa podstawa programowa.
Rita to tytułowa bohaterka duńskiego serialu, którego trzy sezony znajdziecie w Netfliksie i który jest kolejnym dowodem na to, że Skandynawom wychodzi znacznie więcej niż tylko mroczne kryminały. Tutaj mamy do czynienia z komediodramatem, który może nie jest oparty na najbardziej oryginalnym pomyśle na świecie, ale posiada tyle uroku, dystansu do siebie oraz specyficznej mieszanki humoru i powagi, że zdziwiłbym się, gdyby szturmem nie podbił Waszych serc. Bo "Rity" nie sposób nie lubić, nawet zauważając jej wady.
Poprzednie zdanie można odnieść równie dobrze do całego serialu, jaki i głównej bohaterki, bo ta jest bardzo daleka od ideału. Rita (w którą w kapitalny sposób wciela się Mille Dinesen) przypomina jedną z wielu serialowych "niedojrzałych dorosłych" – problem w tym, że trzydziestkę ma już dość dawno za sobą, posiada pracę, z której jest zadowolona, no i trójkę dzieci, z których dwoje zdążyło się już w pewnym stopniu usamodzielnić. To byłoby jednak na tyle, jeśli chodzi o przejawy dojrzałości w życiu Rity. Cała reszta już temu przeczy, poczynając od unikalnego stylu, jaki preferuje w nauczaniu, poprzez beztroską postawę w relacjach z mężczyznami, a na doborze garderoby kończąc.
Kolejne odcinki zbudowane są na prostym schemacie, poruszając jeden, konkretny temat i obudowując go wątkami osobistymi. Twórcy nie unikają absolutnie niczego, co zwykle wychodzi im na zdrowie, ale czasem nie można się pozbyć wrażenia, że nieco przesadzają, próbując wcisnąć do serialu absolutnie każdy problem, jaki przyjdzie im do głowy. Mamy więc tematy obowiązkowe, jak seksualność czy integrację osób wykluczonych, ale z czasem pojawiają się i nastoletnie ciąże, i aborcja, i narkotyki, i w sumie wszystko, czego sobie zażyczycie. "Rita" bywa nierówna, zdarza się jej brnąć w wydumane problemy albo zaznaczać jakiś wątek i szybko go porzucać. Są to jednak wyjątki, bo zwykle serial trzyma solidny poziom, a czasem potrafi bardzo pozytywnie zaskoczyć – choćby wykorzystaniem szkolnego przedstawienia do opowiedzenia o przeszłości bohaterki.
Fabularne sztuczki są tu na drugim planie, bo zdecydowanie najważniejsza jest Rita. Osoba, której nikt przy zdrowych zmysłach nie posądzałby o bycie nauczycielką, a która okazuje się absolutnie fantastyczna w swoim fachu. Na pierwszy rzut oka to bohaterka kompletnie przerysowana – dość wspomnieć, że poznajemy ją, gdy paląc w szkolnej toalecie poprawia błąd ortograficzny w wulgarnym napisie na ścianie. Twórcom udała się jednak trudna sztuka i nie stworzyli karykatury, lecz postać z krwi i kości. Rita wypada równie autentycznie, gdy podbija serca swoich uczniów (jak sama twierdzi, została nauczycielką, by chronić dzieci przed rodzicami), jak i wtedy, gdy ma problemy z ogarnięciem własnego życia.
Serial nie ukrywa absolutnie niczego o swojej bohaterce, równie chętnie pokazując jej wzloty, co upadki. Rita bywa zarówno inspirująca, jak i irytująca, a jej moralny kompas miewa problemy ze wskazaniem właściwego kierunku. Najwyraźniej widać to w relacjach bohaterki z bliskimi, którym daleko do perfekcji. Trójka dzieci – Ricco, Molly i Jeppe – odgrywa tu bardzo istotne role, a że każde w pewnym stopniu odziedziczyło po matce życiowe niepoukładanie, kłopotliwe sytuacje zdarzają się nader często. Rzecz jasna daleko im do takich zwykłych, bo zamiast o, nie przymierzając, pierwszą miłość, Rita woli zapytać syna, czy w łóżku jest aktywny czy pasywny. Wszystko oczywiście z troski, bo obawia się, że Jeppe mógł przejąć po niej destrukcyjne podejście do seksu.
Jest więc zabawnie, bo nie wolno zapomnieć, że "Rita" to w głównej mierze komedia i okazji do śmiechu dostarcza całkiem sporo. Potrafi jednak drastycznie zmienić oblicze, zaskakując faktem, że pod uśmiechem mogą kryć się niepewność, lęk przed przyszłością czy nawet depresja. Taka zresztą jest sama Rita, która pozornie nie boi się niczego, wychodząc na przeciw każdemu wyzwaniu i nieraz broniąc przegranych spraw. Wystarczy jednak nieco lepiej ją poznać, by zauważyć, że nonkonformistyczna postawa jest czasem po prostu ucieczką od problemów, którym trudno sprostać. Ot, choćby skomplikowanych relacji z matką czy byłym mężem.
No i mężczyznami oczywiście, bo ci zajmują sporą część życia Rity. Albo raczej chcieliby taką zajmować, ale częściej są po prostu sprowadzani do ról seksualnych partnerów. W dzisiejszej telewizji coraz trudniej przedstawić wyzwoloną kobietę i nie popaść przy tym w banał, ale twórcy "Rity" wyszli z zadania obronną ręką. Głównie dlatego, że nie robią z życia i podejścia swojej bohaterki wielkiej sprawy. Uprawia seks z dyrektorem w jego gabinecie? Jeśli mają na to ochotę, to co w tym dziwnego? Dopada przystojnego faceta w barze i zaciąga go do toalety? Jasne, czemu nie. Rita ani się nie tłumaczy, ani nie przypisuje swojej postawie żadnej ideologii. Takie rzeczy są możliwe tylko w skandynawskim serialu.
To samo dotyczy obyczajowości, bo "Rita" to serial, który wszelkie konwenanse ma w głębokim poważaniu. Niestosowne rozmowy z przyszłymi teściami syna, wygarnianie rodzicom wprost, co się myśli o ich dzieciach (choć raczej o nich samych) czy, łagodnie mówiąc, protekcjonalne traktowanie przełożonych są tu na porządku dziennym. To tylko pierwsze z brzegu i wcale nie najbardziej jaskrawe przykłady, bo swoboda obyczajowa, z jaką podchodzi się tu do absolutnie każdego tematu jest zaskakująca, nawet jak na duński serial (i pomyśleć, że FOX chciał robić remake z Anną Gunn w głównej roli!). A wszystko w tak lekkim stylu, że łyka się to jak najnormalniejszą rzecz na świecie. Chwalące się swobodą i odwagą amerykańskie kablówki mogłyby się tu wiele nauczyć.
Na czele ze zwykłym, ludzkim podejściem, które maskuje wszelkie wady "Rity". Szczerość, z jaką twórcy podchodzą do swojej bohaterki, wynagradza niedociągnięcia, sprawiając jednocześnie, że ta niesamowita kobieta błyskawicznie staje się nam bardzo bliska. Wypadałoby sobie życzyć więcej takich nauczycieli, nie tylko na ekranach.
***
W kolejnej Serialowej alternatywie pozostaniemy w klimatach komediowo-obyczajowych z pieprzykiem – zapraszam na "Chewing Gum"!