Po finale "Homeland". Powrót do domu?
Michał Kolanko
19 grudnia 2011, 22:22
Wszystko, co dobre, ma swój koniec. Nie inaczej jest z "Homeland", który swoim finałowym, 90-minutowym odcinkiem cementuje status jednego z najlepszych debiutów tego roku. Oto recenzja finału zatytułowanego "Marine One" – zawiera SPOILERY!
Wszystko, co dobre, ma swój koniec. Nie inaczej jest z "Homeland", który swoim finałowym, 90-minutowym odcinkiem cementuje status jednego z najlepszych debiutów tego roku. Oto recenzja finału zatytułowanego "Marine One" – zawiera SPOILERY!
"Marine One" to satysfakcjonujące, trzymające w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty zakończenie sezonu "Homeland". Twórcy serialu stanęli przed następującym problemem: jak jednocześnie wiarygodnie zakończyć wątek zamachu, do którego Brody przygotowuje się w poprzednim odcinku ("The Vest") i zapewnić kontynuację skomplikowanej relacji Brody-Danes w następnym sezonie. Showrunnerzy Alex Gansa i Howard Gordon poradzili sobie z tym gordyjskim węzłem znakomicie.
Fakt, że Brody nie przeprowadza zamachu – najpierw dlatego, że zawodzi technologia, a w drugim "podejściu" dlatego, że odwodzi go od tego córka – jest pokazany bez typowych klisz. W innym serialu Carrie w ostatnim bohaterskim geście przekazałaby informację CIA, które doprowadziłyby do ujęcia i skazania zamachowca, ale nie tu. W "Homeland" relacje interpersonalne mają znaczenie, to one napędzają cały serial, i to właśnie dzięki nim jest on tak wiarygodny.
Carrie w akcie ostatecznej desperacji uderza w Brody'ego przez jego rodzinę, zmuszając jego córkę do wykonania telefonu, który uratował mu życie. W najbardziej dramatycznej scenie całego serialu Dana – która nie mówi tego wprost, ale domyśla się że coś jest nie tak – krzyczy do słuchawki "Wróć do domu!" i to wtedy, gdy Brody dosłownie trzyma palec na guziku. I chociaż Carrie nie dowiaduje się o tym, jej zachowanie ratuje życie wiceprezydenta i wielu innych osób.
Dzięki niej Brody nie tylko przeżył, ale i znalazł dla Abu Nazira wiarygodną wymówkę – zawiodła technologia, a on jako polityk może zaszkodzić "wojnie z terrorem" dużo bardziej niż jako męczennik. "Wiceprezydenta wymienią, ale lepiej zabić ideę" – pada w prowadzonej na odległość rozmowie Brody'ego z Abu Nazirem.
Nie dowiadujemy się co prawda, kto jest kretem Abu Nazira w CIA, ale dowiadujemy się, o co tak naprawdę chodzi z atakiem, który przyczynił się do śmierci jego syna. Dowiadujemy się bardzo ciekawych rzeczy o Saulu, który nie tylko był w pewnym momencie szefem pnącego się do góry w hierarchii CIA Estesa, ale i ma w posiadaniu informacje, którymi może szantażować najważniejsze osoby w państwie. Ale nie ma w tym wielkiego spisku, wielkiej zmowy, gigantycznych przygotowań. Jest tylko walka o władze bez pardonu, z użyciem wszystkich dostępnych metod.
Najgorzej na tym wszystkim wychodzi Carrie – bez szans powrotu do CIA, bez sojuszników (oprócz Saula) i wreszcie bez dowodu na winę Brody'ego, w szpitalu, w drodze na terapię, która zniszczy jej osobowość. Tylko widz zdaje sobie sprawę, że bez udziału Carrie Brody dokonałby swojego zamachu, a raczej – w jego przekonaniu – uderzenia w prawdziwych wrogów Ameryki.
"Homeland" to najlepszy przykład tego, czym jest teraz telewizja: narzędziem służącym do opowiadania wciągających, realistycznych, dojrzałych opowieści – i to opowieści o prawdziwych, ułomnych ludziach. To medium daje możliwości, których nie ma kino, zwłaszcza w erze dominacji tandetnych blockbusterów i gadżeciarstwa 3D.
"Homeland" nie kończy się eksplozją. Sierżant Brody wraca do domu. Ale jego podróż, która rozpoczęła się w momencie gdy dostał się do niewoli jest daleka od końca.