Nieciekawa gala, brytyjska inwazja i Tom Hiddleston w Sudanie. 12 moich uwag na temat Złotych Globów
Marta Wawrzyn
10 stycznia 2017, 22:02
Złote Globy (Fot. NBC)
Za nami wyjątkowo nudna gala Złotych Globów. Zasypiam na samą myśl o tym, co wczoraj oglądałam – może z wyjątkiem przemowy Meryl Streep – no ale spróbujmy jakoś to podsumować.
Za nami wyjątkowo nudna gala Złotych Globów. Zasypiam na samą myśl o tym, co wczoraj oglądałam – może z wyjątkiem przemowy Meryl Streep – no ale spróbujmy jakoś to podsumować.
Bardzo lubię Złote Globy, bo nie dość że zawsze dzieje się coś nieprzewidzianego, to jeszcze miło popatrzeć na coraz mniej skromnych ludzi z telewizji, zażywających hollywoodzkiego blichtru i upojonych tym samym szampanem co kinowe gwiazdy pierwszej wielkości. Zwłaszcza że z roku na rok coraz bardziej widać, jak ten dystans się zmniejsza, a oba światy się przenikają. I oczywiście uważam, że to ten telewizyjny jest ciekawszy, świeższy i odważniejszy. Zwykle coś z tych gal zapamiętuję, ale w tym roku niestety było raczej poprawnie niż ekscytująco.
1. Proszę państwa, gdzie był prowadzący?
Narzekanie na prowadzących wszelkiego rodzaju gale to standard – i zwykle staram się tego nie robić. Mam wrażenie, że czegokolwiek ci ludzie by nie robili, i tak komuś się to nie spodoba. Ale Jimmy'emu Fallonowi nie odpuszczę, bo wypadł po prostu fatalnie, nie robiąc właściwie nic. Przez większość czasu był doskonale niewidoczny, nie udało mu się zabłysnąć ani jednym żartem, który bym w tej chwili pamiętała, a muzyczne otwarcie gali w stylu "La La Land" wypadło tak sobie. OK, świetnie, że udało się zaprosić tyle nominowanych gwiazd i jeszcze Justina Timberlake'a, ale zabrakło treści i w efekcie jednym uchem mi to wpadło, a drugim wypadło. Neil Patrick Harris robi takie rzeczy dużo, dużo lepiej. Fallon miał swój moment, kiedy udawał Chrisa Rocka – i może właśnie na parodie powinien był postawić. Nie wiem. I nie sądzę, żebym za rok pamiętała, kto prowadził Złote Globy w 2017 roku.
2. Nie jestem zła na "The Crown"…
Na temat filmów się nie wypowiadam, bo nie jestem specjalistką w tym temacie, ale serialowe werdykty Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej mogły w tym roku zdziwić. Ja parę razy poczułam się zaskoczona, ale w żadnym razie nie wkurzona. Uważam, że nie było oczywistego faworyta w kategorii Najlepszy serial dramatyczny – i zwycięstwo "The Crown" wydaje mi się dobrym kompromisem (podobnie jak Złoty Glob dla Claire Foy, najlepszej aktorki dramatycznej). Wejście Claire Foy na scenę i jej rozbrajające wyznanie, że czuje się jakby wyszła z siebie i stanęła obok, było jak powiew świeżości. Nie sądzę, żeby nagroda dla kogoś innego ucieszyła mnie równie mocno. "The Crown" to serial, który prawdopodobnie będzie utrzymywać przez lata stały, wysoki poziom. To mało kontrowersyjny wybór, ale z pewnością też nagroda daleka od niezasłużonej. Cieszę się, że mamy taką królową.
3. …ani na "Nocnego recepcjonistę"
W bardzo mocno obsadzonych kategoriach miniserialowych dominowały dwie produkcje – "American Crime Story: Sprawa O.J. Simpsona" i "Nocny recepcjonista". Jako że ja myślę tak jak Amerykanie – nawyk jeszcze z dzieciństwa – kibicowałam oczywiście O.J.-owi. Uważam, że jeśli mamy oceniać aktorstwo, to nie było w zeszłym roku lepszego serialu. Jego obsadę dosłownie obsypano nagrodami Emmy i były one zasłużone. A tu się stało coś dziwnego – ekipa "Nocnego recepcjonisty" sprzątnęła im sprzed nosa więcej, niż teoretycznie "powinna" była, a rykoszetem oberwała jeszcze "Długa noc". Hugh Laurie nawet nie ukrywał zaskoczenia, Olivia Colman w ogóle się nie pojawiła, a Tom Hiddleston ewidentnie był zdenerwowany, kiedy odbierał nagrodę. Zaskoczono ich, zaskoczono nas, ale wciąż – to świetni aktorzy (zwłaszcza mnie cieszy nagroda dla Colman, której należało się w zeszłym roku za całokształt), a skoro głosowało wielu europejskich dziennikarzy, można się było tego spodziewać.
4. Skoro jesteśmy przy Tomie Hiddlestonie…
…to nie wiem, czy zrobił coś, za co rzeczywiście powinien był przepraszać, no ale faktem jest, że eleganckie to nie było. Przystojniak z "Nocnego recepcjonisty" nie tylko uświadomił nam wszystkim, jaki to z niego dobroczyńca, ale też pochwalił się całemu światu, że nawet Lekarze bez Granic w Sudanie Południowym oglądają jego serial. Rety…
Mina Christiana Slatera – bezcenna. Nie jego jednego zresztą.
5. Bardzo mnie ucieszył sukces chłopaków z "Atlanty"
Donald Glover dokonał tego, co nie udało się rok temu Azizowi Ansariemu – przebił się ze swoją fantastyczną, młodą, w większości czarnoskórą ekipą i z całym tym absurdem, który dosłownie definiował wszystko, co dotyczy "Atlanty". Nie wiem jakim cudem (mam wrażenie, że serial mało kto oglądał – zauważyliście ten brak entuzjazmu na sali?), ale szalenie mnie to cieszy. "Atlanta" miała w zeszłym roku znakomite wejście i super, że to zauważono.
6. Mam nadzieję, że Tracee Ellis Ross przekonała Was do "Black-ish"
Wygrana Tracee Ellis Ross w kategorii Najlepsza aktorka komediowa to spore zaskoczenie. Ja stawiałam na Sarah Jessicę Parker, kibicowałam Issie Rae i po cichu myślałam, że może Rachel Bloom ma szansę na drugą nagrodę pod rząd. Odtwórczyni roli Rainbow z "Black-ish" nie brałam pod uwagę, ale niewątpliwie jest to niespodzianka z gatunku tych miłych. W końcu mówimy o jednej z nielicznych komedii telewizji ogólnodostępnych, które są coś warte. I tak, przyznaję, że ja też zapominam o "Black-ish", zachwycając się bardziej odjechanymi komediami z kablówek. Niemniej jednak uważam, że jest to bardzo dobry serial, który i pokazuje, jak dużo można wycisnąć z formatu rodzinnego sitcomu, i potrafi w niegłupi sposób mówić o rzeczach ważnych. A obsadę ma po prostu fantastyczną!
7. Evan Rachel Wood wyglądała nieziemsko w smokingu
Rewelacyjny strój, a i przesłanie w pełni popieram. Trochę przy tym wstydząc się własnego tchórzostwa, bo kiedyś chciałam iść w spodniach na studniówkę i dałam się przekonać, że "nie wypada". Jak najbardziej wypada – i świetnie, że mówi o tym ktoś taki jak Evan Rachel Wood.
8. Kristen Wiig i Steve Carrell powinni poprowadzić galę za rok
Kristen Wiig i Steve Carrell w kilka minut dokonali czegoś, czego Jimmy Fallon nie zdołał zrobić przez cały wieczór. Doprowadzili całą salę do łez – ze śmiechu! – opowiadając przerażająco smutne historie o swoich pierwszych wyprawach do kina na film animowany. To zdecydowanie najlepszy moment komediowy całej gali – i zarazem kolejny raz, kiedy Kristen Wiig skradła show prowadzącemu.
9. Żaden szef telewizji nie dostał tyle podziękowań co John Landgraf
Podziękowania to strasznie nudna rzecz – wszyscy wymieniają na szybko całe swoje rodziny, znajomych, starają się nie zapomnieć o kolegach, scenarzystach i producentach. Ale chyba tylko aktorzy z seriali telewizji FX wszyscy jak jeden mąż wymieniali bez wahania szefa tej stacji. Nazwisko "John Landgraf" padało, kiedy nagradzano raz i drugi najpierw "American Crime Story", a potem "Atlantę". To fajna sprawa – widać, że szef FX wspiera projekty, które są po prostu dobre, nawet jeśli czasem oglądalność zawodzi.
10. A tymczasem dla HBO – zasłużone zero nagród
Daleko mi do tego, żeby się cieszyć z czyjegoś braku powodzenia, ale uważam, że zero nagród dla HBO to nie przypadek. Trzy litery, które kiedyś były prawdziwym znakiem jakości, dziś już znaczą w telewizyjnym światku dużo, dużo mniej. HBO robi swoje seriale, zwłaszcza dramatyczne, na jedno kopyto: trochę cycków, trochę prania się po pyskach, inteligentny – ale przypadkiem nie "zbyt inteligentny"! – scenariusz, miliony dolarów widoczne w każdym kadrze. I są to bardzo dobre serialowe blockbustery, które sprawdzają się jako porządna rozrywka. Ale nagradzać się powinno innowacyjność, odwagę i dobre scenariusze, a nie wyrachowany miks seksu, przemocy i filozofii dla początkujących. Tak, wiem, że nie do każdego serialu dramatycznego HBO ten szablon pasuje (wyłamują się choćby świetni "Pozostawieni"), ale jednak powtarzanie tych samych schematów zaczęło mnie już męczyć. Dobrze, że nie mnie jedną.
11. Ale Julia Louis-Dreyfus i tak zasłużyła na gifa
"Veep" też nie jest najbardziej innowacyjnym serialem na świecie, ale Julia Louis-Dreyfus każdym swoim występem udowadnia, że jest królową komedii. Nie musi nawet się odzywać!
12. I na koniec najważniejsze – niesamowita Meryl Streep!
Tegoroczne Złote Globy tak naprawdę należały do jednej osoby – Meryl Streep, która odbierając nagrodę za całokształt twórczości, przypomniała Ameryce i światu, kto tworzy Hollywood. Outsiderzy, imigranci, ludzie, którzy mają odwagę być inni. Jeśli więc w najważniejszym fotelu w państwie zasiada ktoś, kto niczym szkolny łobuz tępi i wyśmiewa wszelką inność, to zły znak, nie tylko dla środowisk artystycznych. Nazwisko łobuza nie padło, ale wszyscy, włącznie z nim samym, świetnie wiedzieli, o kogo chodzi.
At tonight"s #GoldenGlobes we honor Hollywood legend Meryl Streep with the prestigious Cecil B. Demille Award. pic.twitter.com/dxpeCDNXY6
— Golden Globe Awards (@goldenglobes) 9 stycznia 2017