Zagubiona dziewczyna. Recenzja "Search Party" – nowej komedii TBS z Alią Shawkat w roli głównej
Michał Paszkowski
25 listopada 2016, 16:52
"Search Party" (Fot. TBS)
Trochę komedii, trochę dramatu, trochę tajemnicy. "Search Party" wymyka się prostym gatunkowym określeniom i zaprasza nas w fascynującą podróż, którą najlepiej pochłonąć od razu w całości. Niewielkie spoilery z całości.
Trochę komedii, trochę dramatu, trochę tajemnicy. "Search Party" wymyka się prostym gatunkowym określeniom i zaprasza nas w fascynującą podróż, którą najlepiej pochłonąć od razu w całości. Niewielkie spoilery z całości.
Życie dwudziestoparoletniej Dory (Alia Shawkat) nie należy do najciekawszych. Pracuje jako asystentka nowojorskiej milionerki, tkwi w średnio udanym związku, a gdy tylko próbuje znaleźć jakieś zajęcie na miarę własnych możliwości, jest odrzucana. Kiedy jednak dowiaduje się, że jej dawna znajoma z college'u zaginęła, nagle w jej życiu pojawia się iskra czegoś interesującego. Choć zaginiona Chantal (Clare McNulty) nie była nigdy wyjątkowo bliska Dory, to jej znalezienie wkrótce staje się dla dziewczyny priorytetem. Powoli angażuje w poszukiwania swojego gapowatego, ale sympatycznego chłopaka Drew (John Reynolds) oraz dwójkę przyjaciół – Elliotta (John Early) i Portię (Meredith Hagner). Rozwiązanie zagadki "gdzie jest Chantal?" będzie wymagało od Dory nie tylko podążania śladem ekscentrycznych postaci, ale i przekroczenia niejednej granicy moralnej. Poza oczywistym pytaniem o los Chantal, jej poszukiwania będą dodatkowo, jeśli nie przede wszystkim okazją do zapytania, dlaczego Dory tak bardzo się w to angażuje i co właściwie chce osiągnąć.
Spośród wszystkich określeń, jakimi można obsypać "Search Party", chyba najłatwiej przychodzącym do głowy, ale też trochę niesłusznym byłby "serial o millenialsach". Ciężko temu zaprzeczyć, jeśli spojrzymy na to, ze cała główna obsada składa się z dwudziestoparolatków, którzy jakiś czas temu skończyli studia i żyją pierwsze lata "na swoim" jako młodzi, aczkolwiek pełnoprawni dorośli. Sprawa się jednak trochę komplikuje, kiedy zobaczymy, jaka cecha charakteru dominuje w większości tych postaci – to typowi egocentrycy. Stwierdzenie, że millenialsi są wyłącznie skupieni na sobie, to chyba najbardziej popularny stereotyp o obecnych nasto- i dwudziestolatkach, a serial z tego egocentryzmu czyni najważniejszy obiekt swoich dowcipów. Nie mówię absolutnie, że jest to coś złego, ale chyba bardziej prawidłowo byłoby nazwać "Search Party" satyrą na młodych ludzi, jakimi wydają się ogółowi społeczeństwa.
Niemniej jednak jest to satyra bardzo udana, choć ze względu na różny poziom "realizmu" postaci, czasem nierówna. Na jednym biegunie mamy Dory – jak pokazuje nam pierwszy odcinek, postać całkiem dramatyczną i realistyczną. Nie tak łatwo przypisać ją do jakiegoś stereotypu o millenialsach, co nie znaczy, że nie jest czasem podatna na zbytnie skupianie się na sobie zamiast na innych. Jej chłopak Drew, choć niejednokrotnie sprawia wrażenie niedojrzałego, to nie jest w swojej okazjonalnej głupkowatości kreskówkowy. Na drugim biegunie znajdują się przyjaciele Dory, Elliott i Portia, którzy wynoszą próżność i egocentryzm na rekordowo wysokie poziomy. I byliby przez to postaciami nie do zniesienia, gdyby nie fakt, że wcielający się w nich John Early i Meredith Hanger są przezabawni. Co nawet ważniejsze, w drugiej połowie sezonu w końcu możemy zobaczyć ich troszkę bardziej ludzką, emocjonalną stronę. I jeśli serial dostanie drugi sezon, a mam na to ogromną nadzieję, świetnie by było gdybyśmy mogli poznać ich jeszcze lepiej.
Satyra w "Search Party" i ogólnie komedia w serialu nie jest jednak główną jego składową. Niewątpliwie jest tutaj dużo śmiesznych momentów, choć nie takich, przy których można śmiać się do rozpuku. Głównie dlatego, że wątek Dory traktowany jest w serialu całkiem poważnie. A to, co przydarza się tej dziewczynie, owiane jest aurą tajemnicy, która uzasadnia decyzję stacji TBS o wypuszczeniu wszystkich odcinków "Search Party" naraz. Ten serial jest wprost stworzony do binge-watchingu, a główna zagadka w serialu jest prowadzona na tyle ciekawie, że chce się wiedzieć więcej.
Podróż Dory w znalezieniu odpowiedzi na pytania, gdzie jest Chantel i co właściwie się z nią stało, pozwala na wprowadzenie wielu intrygujących postaci, z których każda, nawet najmniej znacząca jest wyrazista. Chyba szczególnie ciekawy jest epizod z zagadkowym kultem, któremu przewodzi ekscentryczna Brick (Parker Posey). Szalone śledztwo, jakie prowadzi Dory, choć na początku niepokoi jej bliskich, w końcu i tak intryguje ich samych. Ale to właśnie podróż Dory i jej motywy są w "Search Party" najciekawsze.
Alia Shawkat, 13 lat po tym jak po raz pierwszy wystąpiła w swojej chyba najbardziej znanej roli – Maeby Funke z "Arrested Development" – w końcu dostaje serial, w którym może być główną gwiazdą. I w roli Dory spisuje się idealnie, bo tworzy wielowymiarową i niezwykle interesującą postać, która na tle innych bohaterów jest trochę bardziej poważna, ale i realistyczna. Dlaczego właściwie decyduje się szukać dziewczyny, z którą nigdy nie była szczególnie związana? Sama nie jest wyjątkowo zadowolona i spełniona w swoim życiu i być może Chantel czuła się podobnie. Jej poszukiwania to trochę ucieczka od własnego życia, w którą Dory z ogromną pasją się angażuje. A może odnalezienie Chantel to po prostu próba pomocy innej osobie? To, w jaki sposób niektórzy młodzi ludzie chcą pomagać innym, jest trochę w serialu wyśmiane, szczególnie w wątku Elliotta, ale być może Dory próbuje się zdobyć na szczery gest pomocy. Czy ma to jednak znaczenie, jeśli pod dobrymi chęciami kryją się egoistyczne pobudki? Na śledztwo Dory nie można też patrzeć w całkowicie pozytywnym świetle, jeśli weźmie się pod uwagę, do jakich czynów jest ona w stanie się posunąć. Jednak to właśnie Alia Shawkat sprawia, że nie można się oderwać od oglądania każdego kolejnego ruchu Dory.
"Search Party" łączy komediodramat o dwudziestolatkach z fascynującą tajemnicą, która nie tylko angażuje widzów, ale przede wszystkim daje postaciom w serialu szansę na rozwój. Twórcy serialu, Sarah-Violet Bliss, Charles Rogers i Michael Showalter (dodatkowo wcielający się w kilku komicznych scenach w szefa Drew), napisali historię, która może śmieszyć, może wkurzać, ale na pewno nie nudzi. Choć cały sezon stanowi pewną całość, bardzo umiejętnie połączoną tematycznie, to nawet sama postać Dory jest na tyle interesująca, że mam wielką nadzieję na kolejny sezon.