Seks na tronie
Paweł Rybicki
8 czerwca 2011, 18:01
W powieściowej "Grze o tron" seks odgrywa znaczną rolę (przecież osią intrygi jest romans między rodzeństwem Lannisterów), ale Martin nie przesadza z erotycznymi scenami. Tymczasem twórcy serialu nie mają zahamowań i pokazują nie tylko ostry seks, ale nawet męskie genitalia – co nie zdarza się w filmach zbyt często.
Co ciekawe, w "Grze o tron" wątki erotyczne opierają się praktycznie na jednej postaci – rudowłosej prostytutce Rose. Poznaliśmy ją już w 1. odcinku, gdy zabawiała Tyriona. Potem zajmowała się Theonem Greyjoyem – póki nie zdecydowała się wyruszyć na Południe. Scena, gdy wyjeżdża z Winterfell jest zresztą jedyną, gdy pojawia się w ubraniu. Ale i tak demonstruje, co ma najlepszego.
W postać Rose wcieliła się Esme Bianco – brytyjska aktorka z erotycznych kabaretów. Jej popisowym numerem jest wyskakiwanie nago z wielkiego tortu. Zapewne nie miała problemu z odnalezieniem się w roli Rose.
W 7. odcinku Rose odnajdujemy w burdelu Littlefingera. Pod okiem szefa szkoli się wraz z koleżanką w trudnej sztuce zadowalania klientów. Trwająca niemal 4 minuty scena seksu dwóch prostytutek stanowi zarazem tło opowieści Littlefingera o jego przeszłości.
Ta długa erotyczna scena jest wyjątkowa nawet jak na bezpruderyjne seriale HBO. Amerykańscy krytycy poświęcili jej więc dużo uwagi, głównie atakując pomysł scenarzystów.
W 8. odcinku Martin nie zdecydował się wykorzystać wdzięków panny Bianco. Ale może to tylko dlatego, że w pełnym akcji "The Pointy End" nie byłoby nawet miejsca dla jej występu.