Cela śmierci. Recenzujemy 3. odcinek 7. sezonu "The Walking Dead"
Marcin Rączka
7 listopada 2016, 22:59
"The Walking Dead" (Fot. AMC)
Kolejny tydzień z rzędu twórcy "The Walking Dead" proponują widzom odrębną historię, z pozoru niezwiązaną z poprzednim odcinkiem. Tym razem jednak to trafny wybór, bo pozwala zajrzeć za kulisy funkcjonowania obozu Negana. Spoilery!
Kolejny tydzień z rzędu twórcy "The Walking Dead" proponują widzom odrębną historię, z pozoru niezwiązaną z poprzednim odcinkiem. Tym razem jednak to trafny wybór, bo pozwala zajrzeć za kulisy funkcjonowania obozu Negana. Spoilery!
Nie kryję się z tym, że nie jestem fanem dzielenia sezonu na niezależne wątki, wokół których twórcy skupiają konkretne odcinki. Zdecydowanie nie wyszło to przed tygodniem, gdzie historia Carol i Morgana o wiele bardziej pasowała do poprzedniego sezonu, niż do wydarzeń z premiery nowej serii. W przypadku "The Cell" jest jednak trochę inaczej, bo tym razem cała historia skupiona jest na wątkach bliskich Neganowi. Mało tego – bohater siejący postrach wśród ulubieńców fanów kilka razy pojawia się na ekranie, a my w końcu możemy bliżej zapoznać się z jego sposobem sprawowania rządów. A tak naprawdę najważniejszym elementem całego odcinka jest przebywający w tytułowej celi Daryl i jego – najogólniej rzecz ujmując – kiepska sytuacja.
Skoro mowa o Darylu, to również w odcinek zaangażowany musi być Dwight. Przez cały czas miałem wrażenie, że to właśnie jego postać jest tutaj w centrum. Los Daryla i próba złamania go przez Negana to jedno, ale w całej tej układance kluczową rolę odgrywa Dwight. Postać bezpośrednio związana z Darylem, bezwzględnie oddana Neganowi, ale jednocześnie odkrywająca dużo bardziej ludzką twarz, niż w przypadku swojego przełożonego. Okazuje się bowiem, że u Zbawców nie wszystko funkcjonuje tak jak należy. Podopieczni Negana poświęcają wiele tylko po to, by utrzymać się na powierzchni tego świata i przestać "przegrywać". To zdanie w rozmowie Dwighta z bliżej nieokreślonym kompanem (który ostatecznie i tak zginął) utkwiło mi w pamięci najbardziej. Dwight, ale też pewnie inni oddani Neganowi byli w stanie poświęcić wszystko tylko po to, by w tym pokręconym, zniszczonym przez epidemię zombie świecie zacząć "wygrywać".
A to wygrywanie wcale nie oznacza wielkich luksusów. Już pierwsza sekwencja odcinka odkrywa nieco prawdy na temat miejsca, gdzie stacjonuje Negan i jego świta. Trudno tutaj mówić o wielkich luksusach, dobrobycie i poczuciu bezpieczeństwa. Negan traktowany jest jako król, przed którym każdy z podopiecznych – dosłownie – klęka na jedno kolano i kieruje wzrok w ziemię! Okazuje się, że takie ostateczne poddanie zdaje egzamin, skoro Negan był w stanie zebrać wokół siebie tak wielu ludzi i nikt nie myśli o buncie. To, w jaki sposób traktowany jest Negan, idealnie kontrastuje się z Królestwem, które poznaliśmy w poprzednim odcinku. Tam przecież również funkcjonuje podobna hierarchia na czele z Ezekielem, który traktuje siebie jako króla. Różnica polega na tym, że w Królestwie faktycznie czuć dobrobyt, a taki sposób sprawowania władzy jest akceptowalny przez mieszkańców.
Pokazanie dwóch odmiennych stylów funkcjonowania w świecie pełnym zombie okazało się trafnym ruchem scenarzystów. Nie ukrywam, że podoba mi się sposób, w jaki twórcy rozszerzają uniwersum "The Walking Dead". To nie jest tylko mała społeczność zwana Alexandrią, a dużo większy świat pełen ludzi uczciwych, łaskawych, ale też bezwzględnych i przerażających. I jedni, i drudzy starają się znaleźć swoje miejsce w nowej rzeczywistości, a udaje im się to ze zmiennym szczęściem. Produkcja AMC nie jest już kameralną historią skupioną na konkretnej grupie bohaterów. Wprost przeciwnie, wraz z premierą nowego sezonu rozszerza się coraz bardziej i przedstawia losy coraz większej grupy ludzi. Stąd wspomniane dzielenie wątków można uznać za akceptowalne.
W tej całej układance chyba najbardziej szkoda mi Daryla. Gość przeżył już wiele, poniewierany był przynajmniej kilka razy, ale w takiej pozycji jak obecnie nie znajdował się jeszcze nigdy. Przykro patrzeć, w jak brutalny sposób Negan oraz Dwight starają się go złamać i zmusić do poddania. Przetrzymują w małej celi bez światła, rozstrajają emocjonalnie głośną muzyką, karmią psią karmą, a wszystko po to, by ostatecznie przeciągnąć go na swoją stronę. Daryl to jednak twardziel i nieprzypadkowo jeden z ulubieńców fanów "The Walking Dead". Nawet jeśli teraz znalazł się na dnie, jest szansa, że z tej całej ponurej sytuacji w końcu uda mu się wyjść z twarzą. Nawet jeśli odpuści i uklęknie przed Neganem. Bo wydaje się to nieuniknione.
Gdyby przyjrzeć się tej całej historii z nieco bliska, łatwo znaleźć mnóstwo podobieństw pomiędzy Dwightem i Darylem. Choćby fakt, że oboje się odpowiedzialni za śmierć kogoś bliskiego. Trafnie wychwycić to w scenie, gdzie Negan postanawia opowiedzieć całą historię kryjącą się za przygarnięciem Dwighta, którego teraz traktuje jako jednego z najbardziej oddanych ludzi. Odnoszę wrażenie, że złamanie Daryla staje się dla Negana pewnego rodzaju wyzwaniem, ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę, że jest to ktoś, kto może przysłużyć mu się na dłuższą metę. Zapewne zdawało to egzamin już wcześniej (patrzcie na twarz Dwighta), a tortury i zastraszanie to dla Negana norma.
Okazuje się, że "The Walking Dead" było pustym serialem bez kreacji Jeffreya Deana Morgana. Gość jest niesamowity, a postać stworzona przez Roberta Kirkmana z pewnością przejdzie do historii telewizji. To facet, który pieszczotliwie zwraca się do swojej najbliższej, Lucille, i nie robi tego w żartach! Śmiać możemy się my, siedząc po drugiej stronie ekranu. Ale dla Negana kij bejsbolowy pokryty drutem kolczastym to przyjaciółka, którą traktuje w sposób szczególny. Nawet gdy próbuje przestraszyć Daryla, udając, że zmiażdży jego głowę, chwilę później zapowiada, że "czas na drinka". Gość jest genialny w swojej naturalności, wyluzowaniu, a jednocześnie sposobie, w jaki wpływa na swoich podopiecznych.
Powtórzę się raz jeszcze – wciąż jestem przeciwny dzieleniu wątków na konkretne odcinki, ale okazuje się, że twórcy robią to nieprzypadkowo. Plan pokazania Królestwa i miejscówki Negana tydzień po tygodniu to ciekawy sposób na znaczne rozwinięcie uniwersum "The Walking Dead". "The Cell" udanie zaakcentował trudny los Dwighta i Daryla, bohaterów podobnych do siebie, z których jeden jest całkowicie oddany Neganowi, a ten drugi robi wszystko, by tego uniknąć. Mam też nadzieję, że Negan w odcinkach gościł będzie gościł często, bo wprowadza do serialu AMC coś, czego w tej produkcji brakowało od początku. Nie zmienia to jednak faktu, że z chęcią za tydzień dowiedziałbym się, co słychać u Ricka i jego grupy. Miejmy nadzieję, że w kolejnym (dłuższym niż zwykle) odcinku moja ciekawość zostanie zaspokojona.