Szpital tak dobry, że aż nudny. Recenzja "Pure Genius" – nowego serialu twórcy "Parenthood"
Michał Paszkowski
4 listopada 2016, 17:32
"Pure Genius" (Fot. CBS)
Hasło "nowy serial CBS" zazwyczaj oznacza więcej tego, co już znacie. I niestety właśnie tak można określić "Pure Genius", które nawet nie stara się, by wprowadzić coś nowego do gatunku serialu medycznego.
Hasło "nowy serial CBS" zazwyczaj oznacza więcej tego, co już znacie. I niestety właśnie tak można określić "Pure Genius", które nawet nie stara się, by wprowadzić coś nowego do gatunku serialu medycznego.
Dr Walter Wallace (Dermot Mulroney) zostaje zaproszony do ultranowoczesnego szpitala w Dolinie Krzemowej, stworzonego przez multimilionera i wizjonera Jamesa Bella (Augustus Prew). Technologia używana w szpitalu wydaje się być wzięta prosto z filmu science fiction, ale jak pokazują przypadki pacjentów szpitala – potrafi zdziałać cuda. Oczywiście technologia ma być tylko narzędziem dla lekarzy, którzy przy jej pomocy są w stanie wyleczyć każdy, nawet najgorszy przypadek. Przy okazji, zajmując się ludźmi w trudnej sytuacji życiowej, pomogą rozwiązać konflikty rodzinne, małżeńskie, a nawet społeczne.
Jedyne, co w założeniu "Pure Genius" może wydawać się rzeczywiście choć trochę interesujące, to element zaawansowanej technologii w serialowym szpitalu. Ułatwienia technologiczne pojawiają się na każdym kroku, czy to w salach pacjentów, czy w futurystycznym dziale monitorowania stanu pacjentów, który wygląda bardziej jak centrum inwigilacji świata. Tak jak zazwyczaj w serialach medycznych, szpitale przedstawiane są w "bogatszy" sposób niż mogą wyglądać w prawdziwym świecie, tak w "Pure Genius" jest to już pociągnięte do maksimum. Szpital traci jakikolwiek realizm, szczególnie kiedy okazuje się, że z pomocą najnowocześniejszej technologii można osiągnąć tak naprawdę wszystko. Sama futurystyczna wizja szpitala może jest i ciekawa, ale kiedy dla technologii nie ma żadnych granic do pokonania, to rola lekarzy w fabule maleje i nie ma w ich działaniu żadnej stawki.
Swoją drogą, lekarze w serialu są na razie jedną wspólną masą, z której ciężko wyłapać jakieś interesujące charaktery (a w "Pure Genius" gra m.in. Odette Annable). Najgorsze jest chyba to, że nadal nie wiadomo, jaki dokładnie jest główny bohater. Choć może właśnie słowo "bohater" powinno coś podpowiadać, bo oczywiście w kluczowych scenach to on jest w stanie przeprowadzić skomplikowaną operację, która i tak nie może się nie udać. Drugi odcinek próbuje wprowadzić jakieś elementy z życia dr. Wallace'a, ale robi to poprzez wątek rodzinny, jaki mogliśmy oglądać w telewizji już mnóstwo razy pod wieloma postaciami.
Z kolei multimilioner James Bell jawi się początkowo jako stereotyp innowatora z Doliny Krzemowej i niestety nie wychodzi za bardzo poza tę kliszę. Serial na siłę próbuję wcisnąć go w wątek miłosny z jedną z lekarek, ale jego starania o zdobycie jej serca nie są szczególnie interesujące. Powody, dla których Bell inwestuje tyle pieniędzy w szpital, mogłyby być ciekawym wątkiem do rozwinięcia, ale "Pure Genius" nawet nie chce o tym dyskutować, bo przecież cel i tak jest szczytny.
Oczywiście "Pure Genius" będac serialem medycznym, a może przede wszystkim będąc serialem CBS, w dużej mierze skupia się też na historiach swoich pacjentów. Żadna z nich nie potrafi jednak silnie zaangażować emocjonalnie, bo są to opowieści, które również widzieliśmy w telewizji już wiele razy. Jedyne, co może być choć trochę innowacyjne, to fakt, że pacjenci zostają uzdrowieni metodami, które dla laików medycznych wydają się wręcz nierealne. Być może taka fantazja będzie kiedyś codziennością, ale kiedy w rzeczywistości medycyna nadal nie może często poradzić sobie z wieloma o wiele mniej skomplikowanymi przypadkami, tego typu bajki są jedynie ucieczką od prawdziwego świata.
"Pure Genius" sprawia tym większy zawód, że Jason Katims, który stworzył serial razem z Sarą Watson, ma na swoim koncie tak uznane tytuły jak "Friday Night Lights" czy "Parenthood". Niestety, zamiast porządnego dramatu rodzinnego czy nawet historii poruszającej emocjonalnie, dostajemy coś na kształt reklamy futurystycznego szpitala. Wszystko tutaj wydaje się działać bez zarzutu. Lekarze są praktycznie nieomylni i są w stanie zrobić wszystko przy pomocy nowoczesnej technologii. Oczywiście nie zabraniam nikomu tworzenia wizji szpitala idealnego, ale w serialu miejsce idealne to miejsce nudne. I ostatecznie oglądanie "Pure Genius" też po prostu nudzi.