"The Fall" kończy 3. sezon mrocznym, przerażającym, zapadającym w pamięć finałem — recenzja
Marta Wawrzyn
30 października 2016, 18:02
"The Fall" (Fot. BBC)
Podczas gdy Amerykanie narzekali w tym tygodniu na stężenie przemocy w "The Walking Dead", Brytyjczyków zaszokował koniec "The Fall" – mocny, przerażający i gorzki jak diabli. Uwaga, spoilery.
Podczas gdy Amerykanie narzekali w tym tygodniu na stężenie przemocy w "The Walking Dead", Brytyjczyków zaszokował koniec "The Fall" – mocny, przerażający i gorzki jak diabli. Uwaga, spoilery.
Finał 3. sezonu "The Fall" – który może, ale nie musi być finałem całego serialu – zakończył ostatecznie grę w kotka i myszkę pomiędzy policjantką z Londynu Stellą Gibson (Gillian Anderson) i seryjnym mordercą z Belfastu Paulem Spectorem (Jamie Dornan). Koniec był dokładnie taki, jak można było się spodziewać – mroczny, straszny i zapadający w pamięć.
Brytyjski serial częściej w tym sezonie stawiał niestety na dosłowność niż subtelności, co sprawiało, że odcinki z jego środka nie miały w sobie tej iskierki co dawne "The Fall". Ale akurat w finale brak subtelności zupełnie nie przeszkadzał, tylko wręcz uczynił historię Paula Spectora czymś, co będzie nas ścigało jeszcze długo. Bo po tym jak poskładano do końca misterną układankę, jaką był ten człowiek, nie mamy wątpliwości, iż to postać tragiczna. Niewątpliwie morderca, potwór i psychopata, ale też człowiek, którego ukształtował w stu procentach koszmarny system, który przez lata przymykał oczy na to, co się działo w katolickich sierocińcach. Księża o pedofilskich skłonnościach złamali życie niejednemu takiemu chłopcu jak Paul. Osoby, które mają za sobą taką traumę, nie są i nie mogą być zdolne do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie.
Paul okazał się być przypadkiem szczególnie tragicznym, z czego w finale zdaliśmy sobie sprawę i my, i Stella. Za to wszystko, co zrobił, powinien spędzić wieczność w izolatce w więzieniu. Ale za to wszystko, co zrobiono jemu, należał mu się lepszy koniec – o którym sam się postarał w tym dramatycznym, szokującym finale. Oglądanie jego śmierci było straszne i wyczerpujące psychicznie, po tym czego zdołaliśmy się o nim dowiedzieć. "The Fall" postąpiło z nami brutalnie, pokazując nam ze szczegółami śmierć psychopaty, który okazał się być znacznie bardziej skomplikowaną postacią, niż wydawał się na początku.
W tym miejscu wypada docenić Jamiego Dornana (#NotMyChristian), któremu udało się stworzyć w ciągu trzech sezonów – i tylko kilkunastu odcinków – zaskakująco głęboki i wiarygodny portret psychopaty, który fascynował nie tylko chłodną policjantkę z Londynu. W jego postaci wszystko zgadzało się co do joty, wszystko miało sens i pasowało do siebie. Kiedy więc na jaw wyszły ostatnie elementy układanki, nie ma wrażenia, że ktoś tu próbuje nam coś wcisnąć na siłę. W Paulu wszyściuteńko ma swoje miejsce, a cała jego historia koniec końców jest jeszcze bardziej tragiczna i przerażająca, niż wydawało się wcześniej.
Trudno się dziwić młodej prawniczce, która po obrazowym pokazie przemocy w pokoju przesłuchań oznajmiła, że nie będzie więcej bronić tego człowieka. Ale też trudno nie rozumieć drugiej strony – czyli tych wszystkich, którzy w tym sezonie zdążyli poczuć odrobinę sympatii do mordercy i raczej chcieli mu pomóc, niż wrzucić go na sto lat do najciemniejszej celi. Sama Stella, która pozostała nieugięta i do końca trwała przede wszystkim po stronie ofiar, cały czas wydawała się być zafascynowana psychiką i inteligencją swojego przeciwnika.
Choć po tak tragicznym końcu trudno sprowadzać cokolwiek w "The Fall" do miana gry, było w finale kilka świetnych momentów, przypominających dawne zabawy w kotka i myszkę pomiędzy tą dwójką. W oczach Paula dosłownie zapaliły się iskry, kiedy po serii pytań od Toma Andersona rolę przesłuchującej przejęła Stella. Oboje zaczęli mierzyć się wzrokiem jak za "dawnych czasów". Znów mieliśmy dawnego Paula – sprytnego, chełpliwego, dumnego z siebie. Po drugiej stronie zaś ona z tą właściwą sobie mieszanką totalnego chłodu i ogromnej empatii przypominała mu o "tej strasznej czarnej dziurze w sercu", jaką było jego dzieciństwo i prowokowała go, mówiąc, że wszystko robi po to, aby zostać zauważonym. Jak każdy pojedynek pomiędzy tą dwójką, ten też był bez mała genialny. Tyle że skończył się inaczej niż poprzednie – prawdziwą orgią przemocy, w czasie której ucierpiała Stella.
A przecież te kopniaki były najmniejszym z szoków, jakie postanowiło nam zafundować w końcówce "The Fall". Paul dołożył każdemu, komu chciał dołożyć, po czym zrobił jedyną właściwą rzecz – popełnił samobójstwo z użyciem plastikowej torby. Choć wielu widzów spodziewało się chyba czegoś zgoła odwrotnego – że skoro już dorwał kluczyki Larsona, będzie próbował uciekać. Postawiono na ostateczne rozwiązanie, od którego nie ma odwrotu i od którego jeszcze długo nie będziemy mogli się uwolnić. I dobrze. Allan Cubitt pociągnął pojedynek między Stellą i Paulem i tak odrobinę za długo, ale przynajmniej wreszcie doczekaliśmy się zakończenia, którego nie da się odkręcić i w którym wszystko nie tylko idealnie do siebie pasuje, ale też zapada w pamięć.
Bo przecież żywy pozostanie w naszych głowach nie tylko obraz duszącego się Paula, ale też samotnej Stelli w zamyśleniu bawiącej się kieliszkiem wina w pustym domu w Londynie (poezja!) czy Rose, która opowiada swojej małej córeczce "prawdziwą" wersję bajki o księżniczce i księciu. Historia opowiadana w trzech sezonach "The Fall" ma gorzki wymiar dla każdego z jej uczestników. Nie ma nawet cienia happy endu.
Jest za to pytanie, czy serial kontynuować, czy na tym zakończyć. Wiosną mówiono, że to na pewno już ostatni sezon, jesienią zaczęto przebąkiwać, że może jednak nie. Obecnie nie wiemy w stu procentach, na czym stoimy – i oby szefostwo BBC wraz z Allanem Cubittem byli w stanie podjąć właściwą decyzję. Trwająca trzy sezony gra pomiędzy Paulem i Stellą miała swoje słabsze momenty, ale patrząc z dystansu na całość widzę nieomal perfekcję. Czy kolejnym sezonom, z kimś nowym w miejsce Jamiego Dornana, uda się temu dorównać?