"Castle" (4×10): Ciasne kajdanki prawdopodobieństwa
Andrzej Mandel
10 grudnia 2011, 22:13
Dziesiąty odcinek 4. sezonu "Castle" wprawił mnie w konfuzję. Z jednej strony, "Cuffed" oglądało się znakomicie, a z drugiej, miałem poczucie braku psychologicznego realizmu.
Dziesiąty odcinek 4. sezonu "Castle" wprawił mnie w konfuzję. Z jednej strony, "Cuffed" oglądało się znakomicie, a z drugiej, miałem poczucie braku psychologicznego realizmu.
Generalnie przyzwyczaiłem się do tego, że niektóre rzeczy w "Castle" są naciągane, bo też i pewna umowność zawsze jest dopuszczalna w serialu, który nie jest całkowicie "poważny". Ale też lubiłem "Castle" za to, że jego bohaterowie byli jednak (może z wyjątkiem córki Ricka, Alexis) całkiem prawdopodobnymi psychologicznie postaciami. Tymczasem "Cuffed" złamał trochę ten obraz i to właśnie wpędza mnie w konfuzję.
Nie żeby się ten odcinek źle oglądało. Wręcz przeciwnie – ani na chwilę nie oderwałem wzroku od monitora, a jedyną przerwą był telefon od partnerki, którą szybko zbyłem (na szczęście jest fanką "Castle"). Ale od pewnego momentu coś mi nie pasowało. A potem to poczucie się tylko umacniało.
O ile da się uzasadnić łatwość, z jaką Kate i Rick wpadli w pułapkę mimo swojej inteligencji (choć to właśnie od tego momentu zacząłem mieć poczucie, że coś tu nie pasuje), o tyle nie mogę zrozumieć ich postępowania w późniejszym etapie. Mając pod ręką komplet noży różnej długości, opanowana zazwyczaj policjantka i jej zdolny partner (udowodnił już, że w obronie Beckett potrafi z zimną krwią dobrze wycelować) nie potrafili się obronić przed agresywnym tygrysem, który początkowo miał do dyspozycji tylko dziurę, przez którą ledwie przechodził łeb. O ile byłoby to zrozumiałe w przypadku ludzi nie mających kontaktu z adrenaliną i śmiercią na co dzień, o tyle w przypadku Beckett i Castle'a to mi po prostu nie pasuje.
Co nie oznacza, że nie pasują mi inne elementy odcinka. Znakomicie poprowadzony jest wątek poszukiwań Kate i Ricka przez Esposito, Ryana i Gates. Nie ma tam scen jak w CSI, gdzie z niewyraźnego zdjęcia odczytuje się tablice rejestracyjne i jeszcze sprawdza liczbę rys na śrubach. Jest za to mozolna praca śledcza.
Bardzo ładnie zagrana jest też scena wprowadzająca do odcinka, gdy Beckett budzi się koło Castle'a. A ich dialogi w zamknięciu są naprawdę rewelacyjne. Jednak całość zakłóca owo psychologiczne małe prawdopodobieństwo paru sytuacji. Choć nie na tyle, by przeszkadzało oglądać z wypiekami na twarzy.
Cóż, każdemu może się zdarzyć słabszy dzień. Scenarzystom "Castle" również. Jeżeli tak wyglądają ich słabsze dni, to wróżę temu serialowi jeszcze parę ładnych sezonów. W każdym razie był to emocjonujący finał jesieni z "Castle". Na następny odcinek poczekamy do 9 stycznia.