Czy androidy śnią o Dzikim Zachodzie? Recenzujemy "Westworld" – nowy serial HBO
Mateusz Piesowicz
2 października 2016, 20:30
Do najgłośniejszej premiery roku pozostały tylko godziny, więc to dobry moment, by podzielić się naszymi wrażeniami. Widzieliśmy już 4 odcinki "Westworld" i możemy Was zapewnić – jest na co czekać. Brak spoilerów.
Do najgłośniejszej premiery roku pozostały tylko godziny, więc to dobry moment, by podzielić się naszymi wrażeniami. Widzieliśmy już 4 odcinki "Westworld" i możemy Was zapewnić – jest na co czekać. Brak spoilerów.
Powiedzieć, że "Westworld" przebył długą drogę, by trafić na nasze ekrany, to nic nie powiedzieć. Historia, która miała być remakiem filmu Michaela Crichtona "Świat Dzikiego Zachodu" z 1973 roku, była planowana przez wytwórnię Warner Bros. już na początku lat 90. ubiegłego wieku. Jako że ostatecznie nie trafiła po raz kolejny do kin, postanowiono poszukać szczęścia w telewizji – w 2013 roku HBO zamówiło pilot serialu w reżyserii Jonathana Nolana, a wśród producentów znalazł się m.in. J.J. Abrams. Wydawało się, że już nic nie stoi na przeszkodzie, by historia znalazła swój szczęśliwy koniec. Ostatecznie jednak na premierę musieliśmy jeszcze sporo poczekać, a kolejne jej przekładanie rozbudzało wątpliwości. Czemu to tak długo trwa? Czy z tym serialem jest coś nie tak? Takie pytania były coraz bardziej uzasadnione.
Dziś mogę powiedzieć, że jeśli tylko odsuwanie terminu premiery pomogło w powstaniu tej wersji serialu, którą wkrótce wszyscy zobaczymy, to była to znakomita decyzja. Bo "Westworld" to jeden z najlepszych telewizyjnych blockbusterów, jakie miałem przyjemność oglądać i mówię to z pełnym przekonaniem. Sposób, w jaki Jonathan Nolan i Lisa Joy rozwinęli koncept Michaela Crichtona, jest wręcz fantastyczny, a jednocześnie na tyle prosty, że aż dziw bierze, że tyle lat trzeba było na niego czekać. W tym jednak przypadku powiedzenie, że lepiej późno niż wcale, sprawdza się w stu procentach.
"Westworld" jest wręcz skazany na sukces, który gwarantuje mu kilka czynników. Po pierwsze i najważniejsze – pomysł. Pamiętacie go na pewno doskonale, bo opisy serialu są znane i powtarzane w kółko od bardzo dawna, więc nie będę Was znów nimi męczył. Zamiast tego warto wspomnieć, jak serial ma się do swojego pierwowzoru. Bo film Crichtona, choć jego fani na pewno wypatrzą w "Westworld" kilka cech wspólnych, wygląda przy produkcji HBO jak ledwie zarysowany koncept. Trzeba to jednak od razu zaznaczyć – koncept absolutnie genialny. Futurystyczny park rozrywki nie pojawia się rzecz jasna w popkulturze po raz pierwszy, bo sam Michael Crichton rozwinął swój pomysł w nieco innym kierunku, z czego powstał książkowy "Jurassic Park". Twórcy serialu wybrali jednak bardziej oczywistą ścieżkę i, inspirując się filmem, postanowili wybrać się na Dziki Zachód. Po drodze zahaczyli jednak o kilka innych istotnych punktów.
To właśnie one stanowią o sile "Westworld", który jest dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach mieszanką bardziej i mniej klasycznych motywów, jakie można było spotkać w kulturze masowej na przestrzeni lat. W głównej mierze to połączenie rewizjonistycznego westernu z opartym o kwestie tożsamości, pamięci i indywidualizmu science fiction. Ale sprowadzanie serialu tylko do miksu tych dwóch gatunków byłoby dużym uproszczeniem. "Westworld" robi bowiem coś znacznie bardziej skomplikowanego niż umieszczenie androidów w westernowej scenerii. To jest zaledwie punktem wyjścia do skomplikowanej, wielowątkowej opowieści, która powinna zadowolić zarówno tych oczekujących spektakularnej rozrywki, jak i tych liczących na to, że za efektownymi obrazami kryje się coś więcej.
A "Westworld" od samego początku wyraźnie daje do zrozumienia, że jego twórcom bardzo mocno zależy na tym, by ich serial nie był traktowany tylko jako kosztowna rozrywka. Takie ambicje miało oczywiście wielu wcześniej, co zwykle kończyło się tylko szumnymi zapowiedziami i scenariuszami tak płytkimi, że nie było się nawet nad czym zastanawiać. A trzeba przecież jeszcze uważać, by nie przegiąć w drugą stronę – wszak zbyt duże nadęcie i brak dystansu do swojego dzieła to również są czynniki, które pogrążyły już niejedną produkcję. Wszystko jednak wskazuje na to, że "Westworld" nie podzieli ich losu. Bo tutejsza historia to po prostu kawał świetnie napisanego scenariusza wystrojony w najbardziej eleganckie z możliwych opakowanie i obwiązany wstążeczką z napisem "inteligentna rozrywka".
Od pierwszych sekund ponad godzinnego premierowego odcinka począwszy, serial HBO plącze starannie zaplanowaną sieć, w którą powinni się złapać wszyscy spragnieni wrażeń widzowie. Jest odpowiednio czytelny, by podążanie za fabułą nie sprawiało większych problemów, ale również otacza go aura tajemnicy, która nie opuszcza nas ani na chwilę. Historia dzieli się rzecz jasna na dwie główne odsłony, tę dotyczącą twórców i pracowników tytułowego parku rozrywki oraz tę poświęconą jego mieszkańcom i gościom. Słowo się rzekło, więc nie będę podawał żadnych spoilerów, by nie psuć Wam ani sekundy z tego widowiska – wierzcie mi jednak, że warto uważnie wsłuchiwać się tu w każde słowo i nie przegapić ani jednego ujęcia. "Westworld" robi najlepsze wrażenie wtedy, gdy poświęcimy mu stuprocentową uwagę i pozwolimy się wciągnąć do tego świata.
Pytanie brzmi tylko, o którym świecie właściwie mowa? Granice tej opowieści są w teorii zaznaczone znacznie wyraźniej niż w jakimkolwiek innym przypadku. Rzeczywistość bywa jednak dość zwodnicza, a tutejszy scenariusz jeszcze bardziej. Przygotujcie się więc na to, że będziecie zaskakiwani, a reguły tu panujące będziecie poznawać dokładnie w takim tempie, w jakim życzą sobie tego twórcy. Nie obawiajcie się jednak ciągłego wywodzenia w pole, jak choćby w przypadku "Mr. Robot". "Westworld" ma swoje sekrety, ale to znacznie bardziej klasyczna opowieść, której głównym celem jest zapewnić widzom rozrywkę na najwyższym poziomie, a nie ich okpić.
Ważne jednak, że twórcy potrafią świetnie manewrować właśnie między tą naturalną dla tak ogromnej produkcji potrzebą, a bardziej ambitnymi założeniami. Nie trzeba szóstego zmysłu, by doszukać się tu metafor boskości, władzy, dominacji, poddaństwa itp. Sama idea parku rozrywki z androidami imitującymi ludzi to przecież bardzo czytelny sygnał, że oto wkraczamy na grunt, na którym można eksplorować mnóstwo tematów. Pierwsze z brzegu, jakie przychodzą do głowy to sztuczna inteligencja, wirtualna rzeczywistość niebezpiecznie bliska prawdziwemu światu czy ekskluzywna rozrywka spotykająca się z potrzebą zaspokajania najbardziej prymitywnych instynktów.
Twórcy "Westworld" są świadomi tego, że każda z tych kwestii mogłoby stanowić temat długich i poważnych dyskusji, więc nie podchodzą do nich z postawą wszystkowiedzących. Podobną powinni przyjąć również widzowie, aby móc w pełni czerpać przyjemność z oglądania ich serialu. Niegłupiego, pełnego symboli i aluzji, a jednocześnie wystarczająco wiarygodnego, by nie popaść w parodię. Przy tym wszystkim jednak także odpowiednio uproszczonego i ukształtowanego pod gust masowej publiki. Wydaje mi się, że twórcom udało się znaleźć złoty środek między rozrywką dla mas a inteligentną zabawą – oby udało się go jak najdłużej utrzymać.
Bo zdecydowanie chciałbym zobaczyć, jaki mają dalszy pomysł na tę historię. Wiadomo, że ta jest dokładnie rozplanowana na pięć, sześć lat, więc czy ją poznamy, zależy tylko i wyłącznie od tego, czy serial odniesie sukces. Szczerze mówiąc, nie potrafię sobie wyobrazić, by mogło być inaczej. "Westworld" ma po prostu wszystko, czego wymaga się od produkcji, którą mają oglądać miliony ludzi na całym świecie. Fenomenalną obsadę na czele z Anthonym Hopkinsem, Evan Rachel Wood, Edem Harrisem i Jeffreyem Wrightem, absolutnie olśniewający wygląd, który zapiera dech w piersi, nieważne czy akurat prezentuje krajobrazy Dzikiego Zachodu, czy futurystyczne laboratoria, no i idealnie wyważone proporcje pomiędzy efektowną (i brutalną) akcją, a niezbędną ekspozycją.
To serial, w którym dochodzi do dosłownego przenikania się gatunków, gdzie kolejne pytania pojawiają się w miejscu odpowiedzi, nie pozwalając nam stracić zainteresowania w całej historii, która z kolei, najzwyczajniej w świecie, wciąga jak diabli. O kinowym rozmachu produkcyjnym nawet nie wspominam, bo to rozumie się samo przez się. O każdym, najdrobniejszym, technicznym detalu można by pisać poematy, ot, choćby o muzyce autorstwa Ramina Djawadi, którą za chwilę będziecie nucić pod nosem, gwarantuję! Wady? Pewnie, że jakieś są, ale pisanie o nich nie jest możliwe bez wgłębiania się w fabułę, więc zapomnijcie o tym teraz. Już za moment będziemy mogli o nich dyskutować do woli, ponieważ "Westworld" będzie rozgrzewał dyskusje jeszcze przez długi czas. Póki co szykujcie się na premierę, bo tej absolutnie nie można przegapić – zachęcam, nawet jeśli wydaje Wam się, że to zupełnie nie Wasza bajka. Chyba nie chcecie przegapić czegoś, o czym za chwilę będzie mówił cały świat?
"Westworld" startuje w HBO Polska w poniedziałek 3 października. Premiera o godz. 3:00 w nocy, powtórka o godz. 20:10. Serial będzie również jutro dostępny w HBO GO.