Damska gra. Recenzujemy "Pitch" – nowy sportowy serial FOX-a
Mateusz Piesowicz
24 września 2016, 18:03
"Pitch" (Fot. FOX)
Sportowe dramaty nie są szczególnie oryginalnym gatunkiem i "Pitch" z pewnością niczego w tej sytuacji nie zmieni. Udowadnia jednak, że nawet z oklepanych schematów można ulepić sensowną całość. Niewielkie spoilery.
Sportowe dramaty nie są szczególnie oryginalnym gatunkiem i "Pitch" z pewnością niczego w tej sytuacji nie zmieni. Udowadnia jednak, że nawet z oklepanych schematów można ulepić sensowną całość. Niewielkie spoilery.
Serial, który FOX zrealizował we współpracy z amerykańską ligą baseballu MLB, z założenia nie mógł być niczym nowatorskim. Opowieść o pierwszej kobiecie otrzymującej szansę gry na najwyższym poziomie musiała zawierać zestaw obowiązkowych elementów i wszystkie je widać już w pilotowym odcinku. To typowo amerykańska historia o pokonywaniu własnych ograniczeń i działaniu na przekór całemu światu, by udowodnić swoją wartość. Odpowiednio inspirująca, podnosząca na duchu i wypełniona scenami, które widzieliśmy już dziesiątki razy. Przemowy motywacyjne, obalanie stereotypów, proste jak konstrukcja cepa retrospekcje – wszystko jest na swoim miejscu. Choć nie ma tu za grosz oryginalności, przyznaję, że całość ma swój urok.
W dużej mierze jest to zasługa wyczucia twórców, Dana Fogelmana (zrobił także "This Is Us", które bardzo się nam spodobało) i Ricka Singera, którzy potrafili podejść do "Pitch" z odpowiednim dystansem. Serial zatrzymuje się gdzieś w połowie drogi między nadętym dydaktyzmem a lekką kpiną, dzięki czemu łatwiej kupić tutejszą historię i jej uczestników. A ci po prostu muszą dać się lubić, by całość miała jakiekolwiek szanse powodzenia. Bo fabularnie "Pitch" to opowieść tak banalna, że nie bardzo jest o czym dyskutować.
Mamy wspomnianą już pierwszą kobietę w MLB – Ginny Baker (Kylie Bunbury) – którą poznajemy, gdy zaczyna swój pierwszy dzień w drużynie San Diego Padres. Po kolei obserwujemy reakcje, jakie wywołuje jej pojawienie się. Entuzjazm fanów, przeliczanie go na realną wartość przez marketingowców, pobłażliwe lub otwarcie wrogie spojrzenia kolegów z drużyny, ciekawość ekspertów. Potem pierwsza gra, pierwsze komentarze, problemy i sukcesy na boisku przeplatane z życiem osobistym, a wszystko opatrzone odpowiednio dobraną, nastrojową muzyką i dynamiczną realizacją.
Nikt nie próbuje ukrywać, że "Pitch" to czysta manipulacja, obliczona na wyciśnięcie z nas nieco emocji. Choć zwykle nie znoszę takiego podejścia, w tym przypadku jakoś nie potrafię się wyzłośliwiać. Bo serial FOX-a jest wobec nas uczciwy. Od samego początku pokazuje, w jakiej konwencji będzie utrzymany i trzyma się jej konsekwentnie przez cały czas. Nie przesadza przy tym z pompatycznością, zachowując pozory realistycznego podejścia. Ginny nie przedstawia się tu jako wyjątkowej gwiazdy, talentu jednego na milion – to zwykła dziewczyna, która jest na tyle dobra w tym, co robi, że zasłużyła na wielką szansę. A czy ją wykorzysta, zależy tylko od niej.
Znów – nie ma w tym niczego wyjątkowego, ale podoba mi się, że serial nie odrywa się od ziemi. Podąża utartymi ścieżkami, ale nie męczy nas nachalnym dydaktyzmem i wbijaniem oczywistości do głowy. Zamiast wysłuchiwania nadętych przemów i wyjaśnień, pozwala zajrzeć za kulisy szatni czy na konferencje prasowe, byśmy mogli poznać bohaterkę z każdej strony. Bo Ginny robi tu zarówno za symbol (nawiązania do Hillary Clinton i Ellen DeGeneres nie były przypadkowe), jak i zwykłą, czasem pewną siebie, a czasem przestraszoną i przytłoczoną tym wszystkim dziewczynę.
Świetnie w tej roli odnajduje się Kylie Bunbury, która jest chyba największą zaletą serialu. Znakomicie wypada zarówno w pozie silnej i zdecydowanej kobiety w męskim świecie, jak i pokazując bardziej wrażliwą stronę swojej bohaterki. Kamera ją kocha, rzadko porzucając na dłużej niż kilka chwil i nawet jeśli "Pitch" nie przetrwa, to mam nadzieję, że telewizja o niej nie zapomni. Dziewczyna jest stworzona do wielkich ról, bo ma zarówno charyzmę, jak i niezaprzeczalny wdzięk.
Choć Bunbury lśni tu zdecydowanie najmocniej, złego słowa nie mogę powiedzieć również o reszcie obsady. Pewnie, że nikt nie wybija się ponad poprawność, ale tak skonstruowany scenariusz, w którym poszczególne postaci są tylko różnego rodzaju archetypami, nie daje wielkich szans na rozwinięcie skrzydeł. Decyzjom obsadowym nie można jednak niczego zarzucić. Sprawdza się Mark-Paul Gosselaar jako typowy macho, gwiazda drużyny Mike Lawson, Ali Larter w roli charakternej agentki Amelii Slater czy Dan Lauria idealnie pasujący na trenera starej daty. Każdy ma swoją, dość oczywistą rolę do odegrania, bo poszczególne elementy tej niezbyt skomplikowanej układanki łączą się w całość tyleż prostą, co zgrabną i nie bijącą po oczach sztucznością.
Niewątpliwą zaletą "Pitch" jest wspomniane już na poły realistyczne podejście. Doceniłbym je bardziej, gdyby baseball interesował mnie w jakimkolwiek stopniu, ale jeśli są wśród Was pasjonaci tego sportu, to ucieszy ich wiadomość, że serial dba o autentyczność. Zatrudniono nawet prawdziwych komentatorów sportowych, a sceny boiskowe zrealizowano, imitując prawdziwą transmisję. Plus za to nawet od takiego laika jak ja, bo uwiarygodnienie scenariusza pomaga całej historii nie osadzić się na fabularnych mieliznach.
Tych serial FOX-a stara się unikać, choć idę o zakład, że prędzej czy później w nie wpadnie. Największe ryzyko ku temu w wątkach prywatnych Ginny i reszty, a już zwłaszcza w jej relacji z ojcem (w tej roli Michael Beach). Wprawdzie zafundowano nam tu na koniec całkiem zaskakujący zwrot akcji, ale zamiast mnie uspokoić, wzbudził on tylko jeszcze więcej wątpliwości. Wymagający, lecz kochający rodzic to kolejna stereotypowa postać, ale o tyle ważniejsza od pozostałych, że poświęcono jej tu sporo miejsca. Na razie dało się to przełknąć, jednak im dłużej będzie się nas częstować tego typu sentymentalnymi wstawkami, tym większa szansa, że staną się nie do zniesienia. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Liczę również na to, że "Pitch" zdoła jak najdłużej utrzymać przyzwoitą formę, jaką zaprezentowało w premierowym odcinku. Nie jest i pewnie nie będzie to serial wielki, ale zrobiony z wyczuciem i umiejętnie posługujący się ekranowymi schematami. Jeśli macie na nie uczulenie, lepiej trzymajcie się z dala, jeśli nie, to myślę, że spokojnie możecie sprawdzić, czy baseball to Wasza gra. A nuż za chwilę będziecie, podobnie jak ja, szukać informacji o tym, czym właściwie zajmuje się miotacz?