Między dżumą, cholerą a "nowym" hymnem. Recenzujemy premierę 20. sezonu "South Park"
Andrzej Mandel
16 września 2016, 12:33
"South Park" (Fot. Comedy Central)
Choć nieco chaotyczny i chwilami niespójny, to jednak "South Park" wraca w przyzwoitej formie. Parker i Stone zmieścili w "Member Berries" wystarczająco dużo, by można było się i pośmiać, i zadumać. Spoilery!
Choć nieco chaotyczny i chwilami niespójny, to jednak "South Park" wraca w przyzwoitej formie. Parker i Stone zmieścili w "Member Berries" wystarczająco dużo, by można było się i pośmiać, i zadumać. Spoilery!
Długie oczekiwanie na powrót "South Park" dobiegło końca. Przez ten czas zastanawiałem się, co też weźmie na warsztat i porządnie wyśmieje duo Parker i Stone. Oczekiwania miałem, co zupełnie zrozumiałe, spore, bo też "South Park" w poprzednim sezonie wypadł znakomicie, a w międzyczasie działo się naprawdę dużo, że wspomnieć tylko kampanię prezydencką w USA.
Generalnie nie jest źle – znakomitym pomysłem były choćby "Member Berries" (w polskim tłumaczeniu "Nostalgronka") czy chwila autorefleksji Trum… znaczy Garrisona. Również wątek walki dziewcząt z trollem atakującym płeć piękną zapowiada się ciekawie (wszystkie tropy prowadzą do Cartmana, ale…). Niemniej całość wygląda jakby została złożona z kilku oderwanych od siebie historii – mamy osobno wybory, osobno walkę z trollem i nawiązania do Black Live Matters oraz protestów Colina Kaepernicka, a do tego właśnie nostalgronka na dokładkę. Efekt jest nieco chaotyczny, utrudniający odbiór, ale nie przeszkadzający na szczęście w dobrej zabawie. Szczególnie gdy pojawia się kwestia rebootu hymnu narodowego w wykonaniu J.J. Abramsa. Skoro bowiem Abrams udanie odświeżył "Gwiezdne wojny"…
Zaś same Member Berries to całkiem ciekawy koncept. Wszędzie widzimy powrót do dawnych "dobrych" czasów, kiedy wszystko było prostsze. W TV zaraz będzie nowy "McGyver", a wielu bredzi, że fajniejsze czasy były, gdy nie było tylu kolorowych na ulicach. To ostatnie właśnie przypominają nostalgronka Randy'emu. Trochę niebezpieczne te owoce i ciekawy jestem, czy koncept ten będzie się przewijać przez cały sezon.
Internetowy hejt wszakże zapowiada się jako jeden z motywów przewodnich (z pięknym i dość zaskakującym twistem w końcówce odcinka). Bo i też temat jest aktualny, a metody internetowych hejterów Cartman zaprezentował wspaniale na apelu, który miał być niby przeciwko hejtowi. Scena, w której rzekomo broni dziewcząt, a w rzeczywistości je agresywnie atakuje jest podsumowaniem znanych nam przecież hejterów, którym rzekomo tylko chodzi o szukanie prawdy i uczciwą dyskusję, pod warunkiem że dojdziemy do ich wniosków, które mają a priori gotowe. Oglądamy ten spektakl codziennie na Twitterze, w telewizyjnych programach informacyjnych i gdzie tylko chcemy. Nic więc dziwnego, że wolimy słuchać nostalgronek, które mówią nam, że "kiedyś było bezpieczniej".
Tak jak już wspominałem, cały odcinek sprawia jednak wrażenie chaotycznego. Parker i Stone chyba chcieli zbyt ambitnie odnieść się do wszystkiego, co było ważne w USA przez ostatnich dziewięć miesięcy, i nie wyszło to do końca na zdrowie. Przynajmniej na razie. Przeskoki od problemu z hymnem (zwróćcie uwagę, co robią widzowie natychmiast po jego zakończeniu) i nabijania się z Abramsa do hejtu w internecie były troszkę zbyt niezrozumiałe nawet dla mnie. Nie łączyło się to mocno w spójną całość, choć taką rolę kleju spełniać chyba miała satyra na prezydenckich kandydatów. Notabene, widziałem już, że Parker i Stone obrywają od niektórych za zrównywanie Trumpa z Clinton. Co jest o tyle dziwne, że to dość popularne zajęcie w USA, wystarczy spojrzeć na memy. A mnie przypomina dość słynny bon mot o wyborze między dżumą a cholerą.
Wątek Trumpa, znaczy Garrisona, wypada jednak dobrze dzięki fantastycznie mocnej scenie, w której Garrison orientuje się, że może te wybory wygrać i nie ma najmniejszego pomysłu, co robić potem. Poza aktualnym programem, obiecującym przelecieć wszystkich imigrantów i przestępców w celu uczynienia Ameryki wielką ponownie.
Smutne może być to, że satyra w zasadzie jest przerastana przez rzeczywistość. Oglądając najnowszy "South Park", można wyczuć, że Parker i Stone mają tego świadomość, co nieco ogranicza ich ruchy. Trudno bowiem wymyślać absurdalne pomysły, kiedy ma się nieprzyjemne odczucie, że część ludzi weźmie je za sugestię, co robić.