Ostatni krzyk mody? Recenzujemy "The Collection" – nowy serial francusko-brytyjski
Nikodem Pankowiak
7 września 2016, 20:32
"The Collection" (Fot. Amazon)
"The Collection" to pierwsza brytyjska produkcja Amazona, która powstała we współpracy z francuską telewizją. Tematyka serialu na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo interesująca, a jak z wykonaniem?
"The Collection" to pierwsza brytyjska produkcja Amazona, która powstała we współpracy z francuską telewizją. Tematyka serialu na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo interesująca, a jak z wykonaniem?
"The Collection" już na dzień dobry wzbudziło we mnie pewne obawy. Oto za serial o paryskim światku mody tuż po II wojnie światowej zabrał się Oliver Goldstick – człowiek, który w świecie telewizji nie osiągnął póki co zbyt wiele. Jedyny stworzony przez niego do tej pory serial, jakim był medyczny dramat "Inconceivable" został 11 lat temu anulowany przez NBC już po dwóch (!) odcinkach. Od tamtej pory Goldstick pojawiał się jako scenarzysta lub producent w kilku serialach, m.in. "Pretty Little Liars" czy "Desperate Housewives", jednak dopiero teraz powrócił on do telewizji jako twórca kolejnej produkcji.
I jest to powrót zupełnie nieudany. Ta francusko-brytyjska kopodrukcja Amazonu cierpi na wszystkie bolączki, które pogrzebały już kilka historyczno-kostiumowych projektów. Główną z nich jest brak odpowiedniego budżetu – "The Collection" jest serialem wnętrz, co wcale nie musi być wadą (patrz: "Mad Men"), jednak jeśli decydujesz się na umiejscowienie akcji w powojennym Paryżu, to aż prosi się, aby pokazać coś więcej niż jedną ulicę zbudowaną w telewizyjnym studiu. Reszta scenografii to już tylko pomieszczenia, które też niczym szczególnym nie zachwycają. Jeśli chcielibyście poczuć klimat Paryża z drugiej połowy lat 40., nie znajdziecie go tutaj na pewno. Jedyne, co możemy powiedzieć o francuskiej stolicy, to że jest ponura, a to nieco kłóci mi się z tematyką serialu. Skoro moda ma być tutaj tak ważna, powinniśmy być nią atakowani na każdym kroku, powinna uderzać nas feeria barw i interesujące stroje. Tutaj nic takiego się nie dzieje. Tylko szarość, szarość, szarość.
Bo choć to serial o modzie, to mam wrażenie, że istotniejszą rolę odgrywa ona nawet w "Modzie na sukces" aniżeli w "The Collection". Co prawda gdzieś tam w tle przewijają się modelki, manekiny czy szkice nowych ubrań, mamy nawet krótką sesję fotograficzną i wzniosły monolog o tym, że odpowiednia suknia może zmienić kobietę, która ją nosi, jednak to wszystko w żaden sposób nie buduje klimatu serialu. Oglądając go ani przez moment nie ma się poczucia, że moda stanowi o jego sile. Problem tylko w tym, że nie wiem, co w zamyśle twórców miało stanowić o sile tej produkcji, co miałoby być tutaj środkiem ciężkości. To wina scenariusza, który jest chaotyczny i daleki od angażującego. Po obejrzeniu pierwszego odcinka niejedna osoba będzie się właściwie zastanawiać, o czym jest ten serial.
A, przynajmniej w założeniu, miał on się skupiać na projektancie mody Paulu Sabine (Richard Coyle), który zmaga się z wieloma problemami, aż nagle staje przed szansą, by przywrócić paryskiej modzie dawny blask i sprawić, by francuska stolica ponownie stała się światową stolicy mody. I to byłby nawet ciekawy punkt dla całej historii, która później mogłaby zostać naznaczona skandalami i rywalizacją z innymi projektantami. Niestety, twórcy serialu chyba sami nie do końca wiedzieli, jaką obrać drogę, ostatecznie nie obierając żadnej konkretnej. Sam odcinek otwiera scena zakopywania zwłok. Wiecie, w końcu to takie budujące napięcie i przykuwające do ekranu, gdy serial zaczyna się w ten sposób. Ktoś, nie wiem kto, został zamordowany i ktoś, nie wiemy, kto, przysypuje jego ciało ziemią. Ach, istna szkoła Hitchcocka! Z czasem twórcy rzucają na tę sprawę trochę więcej światła, a widzowie już wiedzą, że nie skończy się ona wraz z pogrzebaniem trupa i zapewne sprowadzi ona na głównego bohatera spore kłopoty.
Problem w tym, że przez kiepsko napisane postacie nie towarzyszą temu jakiekolwiek emocje. Po obejrzeniu pierwszego odcinka nie szans, aby stwierdzić, jakim człowiekiem jest Paul Sabine. On sam rzuca jedynie utarte frazesy, że jest w stanie zrobić wszystko dla dobra swojej rodziny, co tak naprawdę oznacza jego własne dobro. Gdzieś tam w tle twórcy podrzucają drobne wskazówki, że przeszłość Paula jest skomplikowana i może on mieć na sumieniu spore grzeszki, jak np. współpraca z nazistami podczas wojny. To wszystko jednak zarysowano tak delikatnie, że nie ma możliwości, by przykuć uwagę widza na dłużej niż kilka sekund.
Oprócz Paula jest też jego brat, Claude (Tom Riley) – wybitny projektant o dość luźnym podejściu do życia, który potrafi zamieszać w głowie przedstawicielom obu płci. O tym, jak wielki to geniusz, twórcy próbują przekonać nas w dość łopatologiczny sposób – służyć temu miała scena, w której oczami wyobraźni widzi on kreację zainspirowaną zakonnym habitem. To właśnie Claude przekonuje się najmocniej, jak niestandardowych metod potrafi chwycić się Paul, by zadbać o swoją rodzinę. Jest jeszcze małżonka Paula, Helen (Mamie Gummer), która póki co wygląda na typową żonę-trofeum, oraz jego matka, Yvette (Frances de la Tour). Moim zdaniem starsza pani może jeszcze w serialu sporo namieszać, ale zanim do tego dojdzie, widzowie przestaną ten serial oglądać.
Na drugim planie mamy także wątek Niny, młodej krawcowej pracującej dla Paula, która właśnie oddała swoje nowo narodzone dziecko pod opiekę innej rodziny. Wyraźnie widać, że historia Niny ma być klasyczną przemianą z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia. Pomóc mam jej w tym fotograf, Billy, który miał jedynie zrobić krótki materiał o domu mody Paula, ale wygląda na to, że zostanie tam na dłużej. Trzeba przyznać, że wykonywane przez niego zdjęcia były zdecydowanie najmocniejszą stroną tego odcinka, kto wie, czy nie jedyną. Ot, taka mała perełka w morzu przeciętności.
Coś nie mam szczęścia do produkcji związanych z modą, zaledwie kilka tygodni temu wymęczyły mnie takie filmy, jak "Modelka" i "Neon Demon", teraz do tego grona należy dołączyć także "The Collection". Szkoda, bo serial Amazona miał naprawdę ciekawy koncept, akcję umiejscowiono w pięknym mieście w ciekawych czasach, a i tematyka nie jest szczególnie oklepana, jednak wszystkie te potencjalne zalety toną w morzu scenariuszowego chaosu. Istnieje szansa, że ten serial stanie się lepszy, gdy jego twórca wreszcie zdecyduje, czym tak naprawdę miałby być, ale ja już pewnie tego momentu nie doczekam.