Nasz top 10: Najlepsze seriale sierpnia 2016
Redakcja
6 września 2016, 21:29
"Długa noc" (Fot. HBO)
"Długa noc", "The Get Down" i co jeszcze? Podsumowujemy serialowy sierpień – okres posuchy w ramówkach, ale i niezłych powrotów, jak "You're the Worst" czy "Halt and Catch Fire".
"Długa noc", "The Get Down" i co jeszcze? Podsumowujemy serialowy sierpień – okres posuchy w ramówkach, ale i niezłych powrotów, jak "You're the Worst" czy "Halt and Catch Fire".
10. "One of Us" (nowość na liście)
Brytyjskie seriale mają to do siebie, że nawet gdy nie do końca się udają i tak można je obejrzeć z przyjemnością. To właśnie przypadek "One of Us", czyli nowego dzieła Harry'ego i Jacka Williamsów, twórców "The Missing".
Serial opowiadający o brutalnym morderstwie i jego konsekwencjach w pewnym stopniu przypomina swojego poprzednika, bo sporo miejsca poświęca spustoszeniu, jakie zbrodnia dokonała w życiu rodzin ofiar, ale nie poprzestaje na tym. Szybko bowiem przemienia się w thriller, w którym jeden z bohaterów skrywa mroczną tajemnicę. A raczej "mroczniejszą", bo ponure sekrety mają tu wszyscy bez wyjątku. Włącznie z policjantką, która bada sprawę.
Biorąc pod uwagę, że całość ma ledwie cztery odcinki (do tej pory widzieliśmy dwa), fabuła wydaje się nadmiernie napakowana wątkami. Szkodzi to nieco i samemu serialowi, który nie bardzo wie, czym właściwie chce być, jak i poszczególnym postaciom, bo w gruncie rzeczy żadnej nie poświęcamy odpowiednio dużo miejsca. Skąd więc obecność "One of Us" w naszym rankingu?
Po części oczywiście wynika to ze specyfiki tego miesiąca, ale nie jest też tak, że produkcja BBC to serial zły. Aktorsko broni się z każdej strony, dialogi również napisano na poziomie, kilka scen zapada mocniej w pamięć, a sama historia potrafi wciągnąć. Nie jest to może serial, który na długo zapadnie nam w pamięć, ale skłamałbym, mówiąc, że mnie nie zaintrygował. Ot, solidna produkcja ze znaczkiem jakości "Made in UK", co powinno wystarczyć za rekomendację. [Mateusz Piesowicz]
9. "Outcast: Opętanie" (spadek z 8. miejsca)
W sierpniu zobaczyliśmy dwa ostatnie odcinki 1. sezonu serialu Roberta Kirkmana, które zaliczały się do najlepszych, jakie ta produkcja miała w zanadrzu. Wprawdzie nadal wiele spraw jest niejasnych, bo twórcy nie są zbyt wylewni w podawaniu jakichkolwiek odpowiedzi, ale za to udało się nas i porządnie wystraszyć, i nieco zaskoczyć.
Cieszy, że "Outcast" pozostał do końca wierny swoim założeniem i zamiast inwestować w tanie straszenie, wolał postawić na dalszy rozwój psychologii bohaterów oraz ich wzajemne relacje. To one napędzały serial od początku (choć biorąc pod uwagę jego tempo, nie wiem, czy to właściwe słowo) i do samego końca pozostały najważniejszym tutejszym elementem. Kyle i pastor Anderson to intrygujący duet, w dodatku dynamicznie się zmieniający w ciągu całego sezonu, bo przecież gdy zaczynaliśmy, to pierwszy z nich był niestabilnym emocjonalnie wrakiem. Samo odwrócenie tej sytuacji pokazuje, że "Outcast" pod płaszczykiem historii o egzorcyzmach skrywa coś więcej. Trzymam kciuki, by w kolejnym sezonie było to widać jeszcze wyraźniej. [Mateusz Piesowicz]
8. "You're the Worst" (nowość na liście)
Jeden odcinek wystarczył, żeby Jimmy i Gretchen przebojem wdarli się do dziesiątki najlepszych seriali miesiąca. A nie był to nawet najlepszy odcinek serialu! To prawda, że nie najlepiej to świadczy o serialowym sierpniu, ale z drugiej strony nie można było nie docenić "You're the Worst". Nie ma chyba teraz w telewizji drugiej produkcji, która równie trafnie opisywałaby współczesne związki i ogólnie relacje międzyludzkie.
Jimmy i Gretch są absolutnie niepodrabialni, a ich zmagania z dorosłością – tym razem przybierające formę wypierania się rzuconego po pijaku "kocham cię" – to coś, co z jednej strony bawi, a z drugiej pozwala utożsamiać się z nimi wielu widzom, w tym również niżej podpisanej. Choć "You're the Worst" to serial komediowy, oglądając go, ciągle sobie myślę, że kurcze, to naprawdę tak jest!
Wypada też pamiętać, że w 2. sezonie Stephen Falk i spółka znacznie wykroczyli poza ramy telewizyjnej komedii, wprowadzając mocny i szczery wątek depresji, który teraz będzie kontynuowany. I na tym nie koniec – już widać, że równie ciężkie przeżycia czekają teraz Edgara, który tym samym ma stać się kimś więcej niż kumplem robiącym najlepsze śniadania na świecie. "You're the Worst" niesamowicie się rozwinęło w ciągu dwóch lat od premiery, a 3. sezon ma szansę umocnić jego pozycję wśród najlepszych telewizyjnych komedii. [Marta Wawrzyn]
7. "Victoria" (nowość na liście)
Nowy serial od ITV, który postawiono przed ambitnym zadaniem – zastąpić w ramówce "Downton Abbey" i jeszcze wygrać rywalizację o widza z konkurencyjnym "Poldarkiem". To drugie niemal się udało, bo "Victoria" z niecałymi 5 milionami oglądających przegrała ten pojedynek nieznacznie. Co do pierwszego punktu – początek serialu pokazuje, że droga do tego daleka.
Co wcale nie oznacza, że serialowa opowieść o pierwszych latach rządów królowej Wiktorii jest skazana na porażkę. Ma ona bowiem kilka niewątpliwych zalet, które wydają się dobrym wabikiem na widza. Poczynając od świetnej obsady, na czele z fantastyczną Jenną Coleman, poprzez efektownie prezentujący się na ekranie XIX wiek, aż po tematykę, która jak na historię biograficzną angielskiej monarchini jest zaskakująco bliska przeciętnemu współczesnemu telewidzowi.
Twórcy "Victorii" postawili bowiem na prostą, rozrywkową historię kosztem autentyzmu, co sprawia, że ich serial łyka się jak słodką przekąskę, nie bardzo zastanawiając się nad tym, co właściwie zjedliśmy. Przyglądamy się trudnym początkom Wiktorii na tronie, jej zmaganiom z nieufnymi poddanymi i ludźmi, którzy chętnie zajęliby jej miejsce. Samo rządzenie to mnóstwo wyzwań, a trzeba jeszcze przecież znaleźć męża, co dla upartej władczyni będzie stanowić nie lada przeszkodę.
Brzmi to może nie najlepiej, ale "Victoria" sprawia zadziwiająco dużo przyjemności jak na historię w wersji light. Czasem bywa bardzo naiwna i wygładzona, jak to serial o, było nie było, nastolatce, ale nie przeszkadza to dobrej zabawie i czystej rozrywce. Bo do innego miana "Victoria" wcale nie ma ambicji startować. [Mateusz Piesowicz]
6. "Halt and Catch Fire" (nowość na liście)
Jeden z najbardziej stylowych seriali w telewizji znów zaliczył reset. Mamy i przeskok w czasie, do 1986 roku, i zmianę miejsca akcji na Dolinę Krzemową. To wystarczyło, żeby wprowadzić trochę świeżości i pokazać kolejne etapy technologicznej rewolucji, która sprawiła, że dziś nasz świat wygląda tak, jak wygląda.
W centrum uwagi wciąż znajdują się dwie wspaniałe panie, Donna i Cameron, które uparcie walczą o nowych użytkowników i inwestorów, starając się rozgryźć, jaka jest ta jedna, jedyna "wielka rzecz", która pozwoli dać Mutiny porządnego kopa. A kiedy już stawiają na właściwego konia, to wcale nie oznacza końca przeszkód – problemem okazuje się chociażby seksizm.
Tymczasem Joe nie tylko dorobił się seksownej brody, ale też pozostał sobą – magikiem, który potrafi sprzedać dosłownie wszystko. Tym razem udając, że daje to za darmo, zupełnie jak wiele dzisiejszych firm z branży IT. Jego prezentacja antywirusa to jeden z najmocniejszych momentów w trzech sierpniowych odcinkach "Halt and Catch Fire". A przy okazji przyczynek do wciąż bardzo aktualnej dyskusji – podobnie zresztą jak na przykład naruszenie prywatności użytkowników przez Mutiny.
"Halt and Catch Fire" uparcie co prawda nie chce być serialem genialnym, ale pozostaje serialem bardzo dobrym, który wie, o czym mówi, i potrafi o tym mówić w atrakcyjny sposób. Począwszy od solidnego scenariusza, a skończywszy na wyśmienitym aktorstwie i niepowtarzalnym klimacie – produkcję telewizji AMC naprawdę jest za co cenić. [Marta Wawrzyn]
5. "The Kettering Incident" (nowość na liście)
Weź szczyptę "Twin Peaks", dopraw "Z Archiwum X" i skandynawskim kryminałem, całość wrzuć do gęstych, tasmańskich lasów i każ biegać po nich Elizabeth Debicki. Taki przepis na serial wymyślono w Australii, a konkretnie w jej wyspiarskim stanie, czyli Tasmanii. I trzeba przyznać, że na wakacje jest to receptura jak znalazł, bo "The Kettering Incident" ogląda się naprawdę nieźle.
O ile oczywiście podejdziemy do niego z odpowiednim dystansem. Bo choć na pierwszy rzut oka serial przypomina typowy kryminał – są zaginięcia, morderstwa, podejrzane towarzystwo i małe miasteczko – szybko zdajemy sobie sprawę, że to tylko fasada. Lasy Kettering kryją mnóstwo tajemnic, a wielu z nich nie da się logicznie wyjaśnić, co podkreśla się praktycznie na każdym kroku.
Serial, w którym główną bohaterką jest powracająca w rodzinne strony w związku z traumą z dzieciństwa doktor Anna Macy (Debicki), urzeka przede wszystkim swoim klimatem i atmosferą niesamowitości. Oprócz tego ma jednak do zaoferowania sporo treści i grono ciekawych postaci oraz masę tajemnic, z których tylko część doczeka się wyjaśnień. Otwarte zakończenie sprawia, że jak najbardziej jest miejsce na kontynuację, ale tej na pewno nie pomaga fakt, że Elizabeth Debicki robi akurat międzynarodową karierę. Oby znalazła chwilę, by wrócić w tasmańskie lasy, bo "The Kettering Incident" to serial, który zasługuje na ciąg dalszy. Nie tylko ze względu na egzotyczną scenerię. [Mateusz Piesowicz]
4. "Casual" (utrzymana pozycja)
Jeden z naszych ulubionych kameralnych komediodramatów o ludziach tak zwyczajnych, że aż niezwykłych, miał świetne lato. Rewelacyjny, emocjonalny, poruszający finał pokazał, że w tym sezonie wszystko było po coś, wszystko miało się ze sobą zgrać i pozwolić bohaterom czy to zrozumieć jakąś prawdę o sobie, czy to przejść do kolejnego etapu. Cała trójka – Valerie (Michaela Watkins), Laura (Tara Lynne Barr) i Alex (Tommy Dewey) – kończy więc ten sezon odrobinę mądrzejsza albo przynajmniej świadoma swojego pogubienia.
Nie spodziewam się, że ktokolwiek w magiczny sposób się odnajdzie albo że będziemy świadkami jakiejś ewolucji. "Casual" raczej próbuje nam powiedzieć, że życiowe pogubienie może być stanem stałym i że jest to jak najbardziej OK. Zdarza się, że już jestem całkiem blisko znielubienia kogoś z bohaterów – w tym sezonie tym kimś była głównie Laura – ale to nigdy nie trwa długo. "Casual" akceptuje ich ze wszystkimi dziwactwami i słabościami, i ja też muszę i przede wszystkim chcę to czynić.
Jest w nich wszystkich coś bardzo prawdziwego i nawet kiedy przeżywają kompletnie odjechane perypetie – jak nieszczęsne "mierzenie" trumien – wydają się być ludźmi z krwi i kości. I właśnie na tym polega siła tej skromnej produkcji. [Marta Wawrzyn]
3. "Mr. Robot" (spadek z 2. miejsca)
Jeśli wydawało się Wam, że przez najbliższy miesiąc "Mr. Robot" stanie się serialem prostszym, normalniejszym i bardziej przewidywalnym, to byliście w błędzie. Owszem, dzięki użytkownikom Reddita pewne elementy fabularne 2. sezonu, które miały funkcjonować jako wielki twist, udało się przewidzieć dużo wcześniej. Wszystko inne wciąż jest jednak mocno zagmatwane, trudne w odbiorze i niezrozumiałe dla widza, który "Mr. Robot" ogląda pobieżnie, nie skupia się na dialogach, nie wychwytuje analogii i nawiązań, których w każdym odcinku jest więcej.
"Mr. Robot" to wciąż produkcja urzekająca pod wieloma względami. Historia jest jeszcze bardziej skomplikowana, niż miało to miejsce miesiąc wcześniej. Pytań o zaskakujące twisty i niewyjaśnione wątki przybywa z tygodnia na tydzień. Mało tego – Sam Esmail wciąż zadziwia nowymi pomysłami, tak jak choćby miało to miejsce w jednym z odcinków, gdzie przez 20 minut z "Mr. Robot" zrobiono klasyczny amerykański sitcom z lat 80.
Są momenty, w których widz jest tak zdezorientowany wydarzeniami na ekranie, że zaczyna zastanawiać się, czy po prostu na oglądanie produkcji USA Network nie jest zbyt głupi. Mimo to, każdy odcinek pochłania się z należytą uwagą, zaangażowaniem i wsiąknięciem w ponury i skomplikowany świat Elliota. Jego przemiana trwa w najlepsze i po cichu mamy nadzieję, że Sam Esmail największe fabularne petardy szykuje na końcówkę sezonu. A ta nadchodzi wielkimi krokami. W końcu on jako jedyny o "Mr. Robot" wie najwięcej i rozumie wszelkie zawiłości, które dla przeciętnego widza są coraz trudniejsze do wyłapania. "Mr. Robot" to nie serial dla każdego, ale nadal jest on absolutną czołówką amerykańskich seriali emitowanych latem. Lepszych produkcji, co zresztą widzicie w naszym rankingu, było niewiele. [Marcin Rączka]
2. "The Get Down" (nowość na liście)
Wszyscy na Serialowej zgodnie przyznajemy, że "The Get Down" nie jest serialem bez wad i mimo to wszyscy równie zgodnie umieściliśmy go w pierwszych trójkach swoich list (niektórzy nawet na pierwszym miejscu). W przypadku czegokolwiek, co robi Baz Luhrmann, nie da się tego do końca racjonalnie wytłumaczyć – albo kochasz ten kicz, tę przesadę, tę teatralność, albo tego nienawidzisz. Trzeciej drogi nie ma. Oczywiście są przypadki, których bronić się nie da – "Wielki Gatsby"! – ale akurat "The Get Down" bardzo daleko do takiego przypadku.
Pierwsze sześć odcinków to istne szaleństwo pod każdym względem, zmasowany atak na wszystkie zmysły. Baz zestawia ze sobą rzeczy, których nikt inny by nie połączył – disco z operą, brokat z krwią, politykę z rapową bitwą. A wszystko to zrobione jest w konwencji nieokiełznanej imprezy, która nie ma początku, środka ani końca. I mimo to niesamowicie wkręca, porywa, wibruje, zaraża niesamowitą energią, zachwyca młodością i głośnością.
"The Get Down" najsłabsze jest, kiedy próbuje być zaangażowane społecznie i superpoważne, a najlepsze – kiedy stawia na taniec, muzykę, szalone miksy i opowiadanie historii swoich bohaterów przez piosenki. Na taką skalę i z takim rozmachem nikt tego jeszcze w telewizji nie zrobił – i choćby za to doceniamy Luhrmanna i jego ekipę. Od tej kolorowej balangi, którą nam zafundował, w sierpniu lepszy był – oczywiście naszym skromnym zdaniem – tylko jeden serial. [Marta Wawrzyn]
1. "Długa noc" (utrzymana pozycja lidera)
"Długą noc" traktować możemy jako z największych zaskoczeń okresu letniego w zagranicznych serialach. Zwiastuny sugerowały, że będziemy mieć do czynienia z pełnokrwistym serialem dramatycznym, który mocno zahaczy o prawnicze aspekty i pokaże wymiar sprawiedliwości od jeszcze innej strony, niż widzieliśmy to w innych tego typu produkcjach. Dziś po zakończeniu przygody z "Długą nocą" sam nie jestem w stanie osadzić produkcji HBO w konkretnym gatunku. Zauroczony pilotowym odcinkiem byłem przekonany, że będzie to klasyczna historia niewinnego chłopca, który – jak to często w tego typu sytuacjach bywa – pojawił się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. Nic bardziej mylnego.
"Długa noc" to niesamowicie ludzki i bezpośredni serial, który z dbałością o najmniejsze szczegóły pokazywał zmienną perspektywę bohaterów, związaną z morderstwem Andrei. Produkcja HBO udowodniła, że "system" potrafi zmienić człowieka, sprawić, że ten dostosowuje się do otaczającej rzeczywistości. Transformacja Naza to w moim odczuciu najważniejszy element całej układanki, zapoczątkowana już w momencie pierwszego przesłuchania na komisariacie policji. Z każdym kolejnym odcinkiem Naz stawał się innym człowiekiem, a widz jeszcze mocniej wątpił w jego domniemaną niewinność.
Scenarzyści w swoim stylu bawili się przerzucaniem podejrzeń na różnych bohaterów, dodatkowo podsuwając tropy przewracające do góry całe śledztwo. I nawet najbardziej zagorzali widzowie nie potrafili w decydującym momencie (czyli przed finałem) jednoznacznie przewidzieć, jak zakończy się cała historia. Niewątpliwy sukces "Długiej nocy" osiągnięty został również dzięki dwóm znakomitym kreacjom aktorskim w wykonaniu Johna Turturro i Billa Campa. Stone i Box mieli w tej historii lepsze i gorsze momenty, ale dali się poznać jako bohaterowie oddani swojej pracy, którzy są w stanie zrobić wszystko, by zrealizować cel. Jestem też przekonany, że smarowanie stóp i owijanie ich folią spożywczą będzie elementem, który przejdzie do historii telewizji, a jednocześnie zostanie wyśmiany na niejednej amerykańskiej gali.
Co z 2. sezonem? Richard Price i Steven Zaillian w temacie milczą, a nam wypada przypomnieć, że "Długa noc" to produkcja oparta – a jakże – na brytyjskim pierwowzorze pt. "Criminal Justice" autorstwa Petera Moffata. Jeśli powstanie kontynuacja, to realizowana w formie antologii, czyli oparta na innej historii i zupełnie innych bohaterach. Jeśli spojrzymy na rosnącą z odcinka na odcinek oglądalność serialu, możemy przypuszczać, że szanse na to są całkiem spore. [Marcin Rączka]