Serialowa alternatywa: "The Kettering Incident", czyli tajemnica rodem z Tasmanii
Mateusz Piesowicz
17 sierpnia 2016, 20:03
"The Kettering Incident" (Fot. Foxtel)
Lista klimatycznych seriali z nie do końca naturalną zagadką w tle powiększyła się o kolejny tytuł. Australijski "The Kettering Incident" podąża kilkoma znajomymi tropami, ale ma też w zanadrzu coś oryginalnego.
Lista klimatycznych seriali z nie do końca naturalną zagadką w tle powiększyła się o kolejny tytuł. Australijski "The Kettering Incident" podąża kilkoma znajomymi tropami, ale ma też w zanadrzu coś oryginalnego.
Serial telewizji Foxtel przyciąga wzrok dwiema gwiazdami. Pierwszą jest oczywiście grająca główną rolę Elizabeth Debicki, którą widzieliśmy niedawno w "Nocnym recepcjoniście", ale najpierw skupię się na drugiej, czyli Tasmanii. Położona u południowo-wschodnich wybrzeży australijskiego kontynentu wyspa, a przy okazji najmniejszy stan Australii, zagrała tu bardzo istotną rolę.
"The Kettering Incident" jest pierwszym serialem i najdroższą produkcją, jaka została nakręcona w Tasmanii, a konkretnie w tytułowym miasteczku Kettering i na pobliskiej wyspie Bruny. Jeśli jednak spodziewacie się egzotyki i tropikalnych klimatów, to źle trafiliście. Serialowa Tasmania przypomina raczej Nową Zelandię z "Top of the Lake" i na pierwszy rzut oka wygląda na scenografię idealną pod kolejny mroczny, nie tylko z ducha skandynawski, kryminał. Skąpana w spowitych mgłą, gęstych lasach wyspa stanowi idealne tło dla ponurej opowieści, w której zło wypełza z każdego zakamarka, a wszystkie ciemne zaułki kryją niechętne by je odkryć tajemnice.
Taki krajobraz to wręcz idealna okazja do opowiedzenia klimatycznej historii, bo wykonuje za twórców sporą część pracy. Majestat tasmańskiej przyrody czuć w serialu od samego początku, a świetne zdjęcia podkreślają jej niezwykłość, nieważne, czy prezentując nam monumentalne ujęcia z lotu ptaka, czy zapuszczając się w głąb nieprzeniknionego lasu. Twórcy "The Kettering Incident", którzy spędzili na planie niemal pół roku, zgodnie mówią, że było to niezwykłe przeżycie, i łatwo zrozumieć, o co im chodzi. Gęsta atmosfera niemal wylewa się z ekranu, a my podskórnie czujemy, że to miejsce musiało być świadkiem wielu niesamowitych wydarzeń.
Do jednego z nich doszło 15 lat temu, gdy w tajemniczych okolicznościach zaginęła miejscowa dziewczyna, Gillian. Jako ostatnia widziała ją jej przyjaciółka, Anna Macy, jednak nie potrafiła sobie przypomnieć, co się wydarzyło feralnej nocy. Lata po tych wydarzeniach dorosła Anna (Debicki) niespodziewanie wróciła do Kettering, które mimo upływu czasu nie zapomniało o zaginięciu Gillian, za które w większości obwinia właśnie naszą bohaterkę. Nic więc dziwnego, że nie powitano jej zbyt entuzjastycznie.
Zwłaszcza że Anna to osoba specyficzna, zmagająca się z własnymi problemami i obowiązkowym życiowym rozgardiaszem. Typowo? Nie do końca, bo o ile każdemu może się zdarzyć kilka godzin wyrwanych z życiorysu, to gdy sprawa się powtarza, a dodatkowo towarzyszą jej dziwne zachowania, głosy w głowie, bolesne migreny i krwotoki z nosa, to wyraźny sygnał, że coś jest bardzo nie w porządku. Jeśli natomiast nie wiesz kiedy wsiadasz w samolot i przelatujesz pół świata, by wylądować w rodzinnym miasteczku, to już znak, że żarty się skończyły.
Podobne uczucia towarzyszą nam praktycznie bez przerwy podczas seansu, bo ciągle mamy wrażenie, że dzieje się tu znacznie więcej, niż tylko to, co się nam pokazuje. Aura tajemnicy spowija Kettering i nie opuszcza sennego miasteczka ani na chwilę, przywołując w pamięci inne serialowe lokalizacje, którym daleko było do normalnych. Twórcy serialu, Victoria Madden i Vincent Sheehan, wyraźnie inspirowali się choćby "Miasteczkiem Twin Peaks" czy nawet "Z Archiwum X", trudno im to jednak wyrzucać. W temacie klimatycznych historii mieszających rzeczywistość z nadnaturalnością trudno wszak powiedzieć coś nowego. "The Kettering Incident" nie sili się więc na oryginalność, starając się po prostu zaintrygować i przyciągnąć uwagę widzów.
A to nie byłoby możliwe właśnie bez Tasmanii, czyli miejsca, które z jednej strony zachwyca, by zaraz potem jawić się jako przerażające. Serial stara się odkryć jej prawdziwą twarz, to samo czyniąc ze swoimi bohaterami, z których większość skrywa osobiste sekrety. Praktycznie nie ma tu osoby, która nie miałaby drugiego, ukrytego przed resztą świata oblicza. Większość z nich jest jednak fałszywa w maskowaniu swoich prawdziwych twarzy, więc obecność Anny, która nie kryje chłodu i pewnego rodzaju wyniosłości (Debicki świetnie pasuje do tego rodzaju ról), tym bardziej nie przypada im do gustu i powoduje konflikty.
Tych jednak w Kettering nie brakuje, bo jednym z głównych wątków w serialu jest spór pomiędzy miejscowymi drwalami i pracownikami tartaku, a ekologami starającymi się zapobiec wycince lasu. Łatwo się domyślić, że konflikt natury z uprzemysłowieniem odegra tu sporą rolę, bo przyroda w "The Kettering Incident" nie służy tylko za ozdobnik. To jej anomalie, takie jak padające zwierzęta czy widoczna na niebie zorza polarna (pamiętajcie, że jesteśmy niedaleko koła podbiegunowego), są najlepszym wyznacznikiem niezwykłości i niepojętych wydarzeń w okolicy.
Sprzyjają również klimatowi opowieści, która chwilami bardzo mocno zbliża się do konwencji mrocznego realizmu magicznego. Bez odpowiedniego podejścia może ona być bardzo frustrująca, nie spodziewajcie się więc po australijskim serialu intrygi godnej precyzyjnie napisanych kryminałów. To historia w dużym stopniu oparta na klimacie i wierze widzów w niestworzone historie. Mając otwarty umysł, można czerpać z niej dużą przyjemność, bo reszta tutejszych elementów wypada co najmniej przyzwoicie. Zwłaszcza, gdy uda się Wam już opanować początkowy chaos i przypisać twarze bohaterów do ich imion.
"The Kettering Incident" jest dość bogate w poboczne historie, pozwalając nam poznać różne oblicza mieszkańców miasteczka – od młodych, pełnych nadziei na lepszy świat i mających głowę wypełnioną marzeniami, po tych już całkiem pozbawionych złudzeń na wyrwanie się z tego miejsca. Z jakością poszczególnych wątków bywa różnie, lecz poniżej pewnego poziomu się nie schodzi. Jeśli więc szukacie nieco oderwanej od ziemi, przesiąkniętej niezwykłym klimatem opowieści, a do tego lubicie zwiedzać mało znane serialowe zakątki, to propozycja właśnie dla Was.
***
W następnej Serialowej alternatywie przyjrzymy się pierwszemu sezonowi brytyjskiego "Lovesick" (wcześniej znanego jako "Scrotal Recall"), którego kontynuację szykuje Netflix. Zapraszam!