Nasz top 10: Najlepsze seriale lipca 2016
Redakcja
2 sierpnia 2016, 21:02
10. "UnReal" (spadek z 7. miejsca)
"UnReal" ledwo, ledwo zdołało utrzymać się na liście, a fakt, że jednak zdołało, jest wypadkową dwóch czynników. Po pierwsze, w tym w roku w lipcu nie tak łatwo znaleźć dziesięć seriali, do których nie ma się żadnych zastrzeżeń. I po drugie, nawet kiedy fabuła zaczyna nawalać, produkcja telewizji Lifetime wciąż ma kilka bardzo dużych zalet, jak cynizm, cynizm i jeszcze więcej cynizmu.
Zamiast rozmyślać o tym, co poszło nie tak z "Everlasting", skupiłam się na podziwianiu gry genialnej wręcz w tym sezonie Shiri Appleby, której bohaterka upadała coraz niżej i niżej, by w końcu znaleźć się na samym dnie. Równie świetna jest Constance Zimmer, która jako Quinn ostatnio daje się tak po prostu lubić, nawet kiedy zachowuje się paskudnie (a zauważcie, że takich momentów nie ma już tak dużo jak kiedyś). Zdecydowanie mi też nie przeszkadza Ioan Gruffudd, na którego mogłabym patrzeć w każdej roli.
Poza tym, nawet jeśli to nie jest tak udany sezon jak poprzedni, "UnReal" wciąż jest serialem wyjątkowym, bo bezlitośnie obnażającym, jak mroczne potrafią być kulisy telewizyjnych bajek. Wciąż jest serialem, w którym dialogi aż iskrzą, a główne (anty)bohaterki i grające je aktorki są po prostu rewelacyjne. I wciąż jest jednym z jaśniejszych punktów tego średnio udanego lata serialowego. [Marta Wawrzyn]
9."The Living and the Dead" (nowość na liście)
Jeden z tych seriali, przy oglądaniu których nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że mógłby być lepszy. Bo to prawda, produkcja BBC uparcie nie chce postawić kroku naprzód i z dobrej stać się świetną, ale cóż – mamy lato, może za dużo wymagam. Zwłaszcza że "The Living and the Dead" to pozycja naprawdę warta uwagi i zapewniająca kilka godzin rozrywki na poziomie.
Historia Nathana Appleby (Colin Morgan, który od czasów "Merlina" zdążył nieco dorosnąć), psychologa, który porzuca Londyn, by zająć się rodzinną posiadłością na prowincji, to połączenie zmieniającej się rzeczywistości (akcja toczy się pod koniec XIX wieku, gdy do gospodarstw zaczęło wkraczać uprzemysłowienie), z niedającą się racjonalnie wytłumaczyć fantazją. Nie jest to jednak baśń przyjemna, lecz taka rodem z koszmaru, bo tutejszy świat wypełniają tajemnicze śmierci i mrożące krew w żyłach wydarzenia. Jest też sporych rozmiarów fabularny twist.
Całość to rzecz pięknie sfilmowana i zrealizowana (miłośnicy wiktoriańskich opowieści z dreszczykiem poczują się jak w domu) oraz bardzo klimatyczna, czemu pomaga kapitalna muzyka i na nowo zaaranżowane brytyjskie, folkowe pieśni. Przy tym to serial niebanalny, potrafiący się zabawić ogranymi schematami. Szkoda, że twórcy nie wykorzystują jego potencjału w pełni, ale nie będę narzekał, bo ogląda się to z dużą przyjemnością. [Mateusz Piesowicz]
8. "Outcast: Opętanie" (skok z 10. miejsca)
Do serialu Roberta Kirkmana nadal nie jestem w stu procentach przekonany, ale nie da się ukryć, że to co najmniej solidna produkcja, oferująca dość nietypowe podejście to ogranego na setki sposobów tematu opętania ludzi przez złe moce. Nietypowe, bo zamiast na demonach i nadprzyrodzonych zdarzeniach, koncentruje się na swoich bohaterach i ich przeżyciach. W lipcu szczególnie w pamięć zapadł pastor Anderson, który przeszedł prawdziwe załamanie, tym bardziej bolesne, że publiczne. Świetną robotę wykonał grający go Philip Glenister, który nieco przyćmił głównego bohatera.
Kyle ma bowiem póki co na głowie rodzinę, a raczej jej kawałki, które tym bardziej się rozsypują, z im większą determinacją stara się poskładać je w całość. Nasz bohater dość niespodziewanie stał się najbardziej stabilną psychicznie postacią w serialu, co pewnie nie potrwa długo, ale warto ten fakt zaznaczyć. Pamiętamy wszak, w jakim stanie znajdował się ledwie kilka odcinków temu. Cokolwiek czai się więc na spokój mieszkańców Rome, powinno się mieć na baczności. Nieważne, czy to siły piekielne, czy wręcz przeciwnie. [Mateusz Piesowicz]
7. "Angie Tribeca" (nowość na liście)
Dość niespodziewanie dla mnie samego "Angie Tribeca" zbiera w moich oczach bardzo wysokie noty. Absurdalny, często slapstickowy humor jest prezentowany na przyzwoitym poziomie, a do tego Steve i Nancy Carell mają pomysł na swój serial. "Angie Tribeca" drobnymi kroczkami zmierza do zagęszczania intrygi (tak, jest intryga), po drodze naśmiewając się chociażby z ról, które grają gościnne gwiazdy – przykładowo Noah Wyle, czyli pamiętny dr Carter z "Ostrego dyżuru", zagrał dyrektora szpitala liczącego marznącej na szpitalnym korytarzu staruszce 1000 dolarów za koc i narzekającego na "cholernych socjalistów". Eriq La Salle sparodiował swoją rolę. W pamięć zapadł Jonathan Frakes, który chciał ustawiać kurs na krainę snu.
Do tych drobnych smaczków dodana została intryga, która naśmiewa się z różnych konspiracji popularnych w serialach. W końcu całość kręci się wokół tajemniczej Mayhem Global, która potrafi nawet zmusić Straż Przybrzeżną do szmuglowania Kanadyjczyków, co było zresztą cudownie absurdalnym pomysłem. W "Angie Tribeca" znajdziemy też sporo nawiązań do bieżących aktualności w USA i oczywiście wszelakiej popkultury.
20 minut tygodniowo spędzane na absurdalnym posterunku to 20 minut dobrej zabawy. [Andrzej Mandel]
6. "Looking: The Movie" (nowość na liście)
Gdyby to był "zwykły" odcinek "Spojrzeń", pewnie powiedziałabym, że średni. Ale jednak w takim miesiącu jak lipiec filmowy finał jednego z moich ulubionych komediodramatów wypadł więcej niż przyzwoicie. Po pierwsze, zwyczajnie miło było zobaczyć znów serialową ekipę, która nadal ma tę fantastyczną chemię co kiedyś. Po drugie, nie zabrakło świetnie napisanych, mądrych rozmów o wszystkim i niczym – przyjaźni, miłości, dorastaniu, życiowych zmianach i poszukiwaniach. Po trzecie, dostaliśmy zakończenie.
I choć nie wszystkim to zakończenie musiało się podobać – mam na myśli to, z kim ostatecznie został Patrick – to jednak było ono satysfakcjonujące. To, co się wydarzyło na końcu, nie wzięło się znikąd, budowano to jakiś czas, by dojść do takiej, a nie innej konkluzji. Jasne, scena z Kevinem złamała wielu widzom serce i roztrzaskała je na drobne kawałki, ale chyba wszyscy już wiemy, że nikt w "Spojrzeniach" nie dostał wyroku dożywocia. Tak jak Augustin i Eddie wcale nie muszą żyć długo i szczęśliwie, tak Patrick pewnie nie zostanie z Richiem po wsze czasy. A może zostanie? Nic nie jest pewne, poszukiwania trwają, zakończył się po prostu pewien etap.
Oczywiście szkoda, że nie możemy towarzyszyć tym bohaterom dalej, bo tak prostych i jednocześnie niebanalnych seriali jak "Spojrzenia" wciąż jeszcze brakuje. Niemniej jednak – dobrze, że dostaliśmy choć tyle. [Marta Wawrzyn]
5. "BoJack Horseman" (nowość na liście)
Jeśli dopiero zaczęliście nadrabiać "BoJacka Horsemana" i zastanawiacie się, skąd te wszystkie zachwyty, uspokoję Was. Serial robi się genialny w 2. sezonie, a w tym roku udaje mu się przeskoczyć przez wysoko zawieszoną poprzeczkę.
Tegoroczne odcinki skupiają się na sukcesie, jaki odniósł "Secretariat", w którym główną rolę zagrał BoJack. Sukcesie, który zaskoczył jego samego i oczywiście nieco przytłoczył. Chronicznie nieszczęśliwy główny bohater nie do końca potrafi odnaleźć się w nowej roli gwiazdy kina, która musi odpowiadać w kółko na te same pytania dziennikarzy i promować swój film na festiwalach. Wyraźnie widać, że BoJack lepiej czuł się wtedy, gdy nikt niczego od niego nie oczekiwał.
3. sezon jest chyba jeszcze bardziej odjechany od swoich poprzedników. Twórcy chętniej bawią się różnymi konwencjami, a przy tym głębiej wchodzą w psychikę postaci, zwłaszcza BoJacka, który przeżywa emocjonalny rollercoaster – raz znajduje się na szczycie, by za chwilę znowu upaść na samo dno. Dużo dzieje się też u Diane, Princess Carolyn czy Todda, który wreszcie rusza z miejsca i zaczyna się rozwijać.
Oczywiście w tym wszystkim nie zapomniano o humorze, zwłaszcza tym czarnym. Może i w tym sezonie mniej jest sytuacji, gdy śmiejemy się w głos, ale to wciąż znakomita komedia podszyta sporą dawką dramatu. [Nikodem Pankowiak]
4. "Casual" (skok z 8. miejsca)
Nasze jakże drogie trio z "Casual" nie próżnowało w ostatnim miesiącu. Spodziewać się też można było, że na pewnym poziomie przynajmniej część ich wyborów musiała doprowadzić do katastrofy, w tym finansowej, patrz: cena za Aleksowe udziały w Snoogerze. Bardziej też niż kiedykolwiek, nawet jeśli ktokolwiek z trójki Valerie (Michaela Watkins), Laura (Tara Lynne Barr) i Alex (Tommy Dewey) miał okazje zrealizować swoje plany, efekty szybko okazywały się nie spełniać ich oczekiwań. Nawet jeziora wysychały, choć akurat to ostatecznie pozwoliło na nieco inny typ aktywności niż zwykła kontemplacja natury.
Zaskakującą wagę przywiązywano do krzeseł: tak w biurze, jak i w domu. Z przyjemnością dalej obserwowało się Aleksa i jego zderzenie korporacyjną kulturą oraz Jordanem (Vincent Kartheiser) – choć sam koniec tego pojedynku dało się przewidzieć. Jednak nawet te wydarzenia, jak i podboje miłosne Laury pokazują, że bardziej niż kiedykolwiek w "Casual" nie chodzi o to, aby czymkolwiek widza zaskoczyć, ale właśnie, żeby serwowane wzajemnie samospełniające się przepowiednie rzeczywiście się spełniały.
Ten miesiąc pokazał także, że każda głównych postaci ma jasno zaznaczone cele w tym sezonie – co również warto docenić. Oby sierpień nie był gorszy. [Bartosz Wieremiej]
3. "Stranger Things" (nowość na liście)
Trochę trwało, zanim przekonałam się do "Stranger Things" w stu procentach, ale w końcu musiałam zostać pokonana. Bracia Duffer po mistrzowsku odtworzyli klimat, który pamiętam z dzieciństwa, puścili – nie raz, nie dwa, a setki razy – oczko do widzów uwielbiających kino nowej przygody, a na dodatek jeszcze opowiedzieli świetną, wciągającą, budzącą wiele różnych emocji historię. Z bohaterami, których nie dało się nie polubić.
To wszystko naraz okazało się strzałem w dziesiątkę – mnóstwo osób obejrzało cały sezon w jeden weekend i już się nie może doczekać wieści o kolejnych odcinkach. A najlepsze jest to, że Netflix odpalił to zupełnie bez wysiłku, mimochodem niemalże. To nie jest serial, na którego promocję wydano górę kasy – przeciwnie, jeszcze parę miesięcy temu nie wiedzieliśmy o nim prawie nic. "Stranger Things" rozeszło się pocztą pantoflową po internecie, a wśród tych, którzy tytuł polecili, znaleźli się Stephen King i Guillermo del Toro.
Jeśli więc lubicie opowieści z dreszczykiem, pamiętacie czasy, kiedy dobrą zabawą było jeżdżenie rowerem po okolicy – a nie siedzenie cały weekend przed ekranem – i zachwycaliście się filmami Stevena Spielberga, nie wahajcie się ani chwili. To serial dla Was – jeśli nie przekonają Was o tym dwa pierwsze odcinki, to po trzecim wsiąkniecie już na pewno. Tak jak niżej podpisana. [Marta Wawrzyn]
2. "Mr. Robot" (nowość na liście)
"Mr. Robot" wrócił w stylu, który doskonale pamiętamy z zeszłego sezonu – tajemnice się mnożą, zamiast odpowiedzi dostajemy tylko kolejne niejasne wskazówki, a jedyną pewną rzeczą jest to, że nikomu tutaj nie można ufać. A już zwłaszcza twórcy serialu, który wodzi nas za nos, nic sobie nie robiąc z całkiem sensownych teorii, które towarzyszą serialowi.
Na wyjaśnienia będziemy musieli jeszcze trochę poczekać, ale nie ulega wątpliwości, że będzie to przyjemne czekanie. Sam Esmail stworzył serial, który fascynuje nawet wtedy, gdy pozornie nie dzieje się w nim nic – przecież w czterech lipcowych odcinkach nie posunęliśmy akcji w znaczący sposób do przodu. A jednak wypełnione one były momentami, które zapadały w pamięć. Czy to "analogowe więzienie", jakie stworzył sobie Elliot, czy pogrążająca się w depresji Angela, szukająca sobie miejsca we wrogim środowisku, czy Darlene starająca się sprostać nowej roli.
Trudno teraz przewidywać, co z tego, co zobaczyliśmy, będzie miało istotne znaczenie w dalszej kolejności, ale jestem przekonany, że nie jest to sztuka dla sztuki. "Mr. Robot" przyzwyczaił, że wszystko w nim jest po coś – drugi sezon może na razie wyglądać jak zbiór pogrążonych w chaosie, efektownych puzzli, ale spokojna głowa, już za momencik zaczną one wskakiwać na właściwie miejsca. W końcu Pan Robot znów jest online. [Mateusz Piesowicz]
1. "Długa noc" (nowość na liście)
Zadziwiająco dobry serial, złożony ze schematów, które niby znamy, ale jak się okazuje nie do końca. "Długa noc" zaczyna się od morderstwa, by zamienić się w iście kafkowską drogę człowieka po kolejnych instytucjach, w których lądujesz, kiedy podejrzewają cię o najgorsze. A przynajmniej na początku tak to wygląda, bo im bardziej serial się rozwija, tym bardziej niejasne staje się wszystko, włącznie z tym, czy główny bohater jest skrzywdzonym niewiniątkiem, czy może jednak po prostu mordercą.
Sama zagadka kryminalna i pytanie o winę schodzi jednak na drugi plan, bo na pierwszym – co jest niezwykłe i czyni serial tak świeżym w porównaniu ze "zwykłymi" kryminałami – znajduje się system. Bezduszna, a przynajmniej bezosobowa machina, z którą jednostka wydaje się nie być w stanie wygrać. Po kolei poznajemy wszystkie jej trybiki: przepracowanych, zmęczonych policjantów z posterunku, sędziów i adwokatów poklepujących się po plecach, prokuratorów popalających na korytarzu papierosy z detektywami, wreszcie strażników więziennych, którzy mają zaskakującą słabość do jednego z więźniów. Siatka wzajemnych powiązań potrafi wręcz szokować i siłą rzeczy chciałoby się stanąć po stronie chłopca o wielkich oczach, który na winnego po prostu nie wygląda.
Jednak serial wyraźnie daje do zrozumienia, że nic tu nie jest i nie będzie proste, a prawda o tym, co się wydarzyło w noc morderstwa – jeśli w ogóle ją poznamy – wcale nie musi mieć wpływu na wyrok. Reporterska drobiazgowość i realizm, z jakim to wszystko jest pokazywane, zbliża "Długą noc" raczej do "The Wire" niż do zwykłego kryminału.
A i wyraziste postacie oraz fantastyczna obsada aktorska – Riz Ahmed, John Turturro, Bill Camp, Michael K. William – robią różnicę. John Turturro już może szykować garnitur na przyszłoroczną galę Emmy – a wcześniej Złote Globy – a pewnie i nawet przygotowywać mowę z podziękowaniami. Stworzył jedną z najbardziej wartych zapamiętania kreacji tego roku, postać zadziwiającą, barwną i szalenie niejednoznaczną. Jedni piszą w recenzjach, że grany przez niego John Stone postępuje cynicznie, inni uważają, że to typowy poczciwina – i prawdopodobnie wszyscy mają rację.
Tak niejednoznaczna jest "Długa noc" – serial, który zasłużenie wygrał nasze zestawienie najlepszych telewizyjnych produkcji lipca. [Marta Wawrzyn]