Pazurkiem po ekranie #129: Jak ogarnąć świat
Marta Wawrzyn
29 lipca 2016, 20:02
Chciałam Wam dziś pokazać "The Careful Massacre of the Bourgeoisie", czyli film z najnowszego odcinka "Mr. Robot", ale okazało się to bardziej skomplikowane, niż myślałam, ze względu na geoblokady. Zamiast o serialach będzie więc dzisiaj o materiałach promocyjnych, których nie możemy zobaczyć, bo mieszkamy w niewłaściwym miejscu.
Chciałam Wam dziś pokazać "The Careful Massacre of the Bourgeoisie", czyli film z najnowszego odcinka "Mr. Robot", ale okazało się to bardziej skomplikowane, niż myślałam, ze względu na geoblokady. Zamiast o serialach będzie więc dzisiaj o materiałach promocyjnych, których nie możemy zobaczyć, bo mieszkamy w niewłaściwym miejscu.
"Ten filmowy horror z 'Mr. Robot' naprawdę istnieje" – głosi nagłówek w serwisie EW. Tak, tak, okazuje się, że twórcy najbardziej anarchistycznego serialu, jaki obecnie możemy oglądać, postanowili nie ograniczać się do paru migawek i naprawdę nakręcili "The Careful Massacre of the Bourgeoisie" – pokręcony slasher, który pewnie zgubi Darlene (Instagram!). Całość trwa niecałe dziesięć minut, a twórcą filmu jest Adam Penn, jeden ze scenarzystów "Mr. Robot".
Film ma własną okładkę VHS, ale jego "piracką" wersję można oczywiście obejrzeć w internecie. O, tutaj można. Pod warunkiem że mieszka się we "właściwym" kraju – czyli Stanach Zjednoczonych. Reszta świata dostępu do filmu nie ma, podobnie zresztą jak do materiałów promocyjnych "Mr. Robot" na YouTube.
Tak, wiem, że powinnam przyzwyczaić się do takich sytuacji, w końcu nie tylko USA Network blokuje swoje materiały promocyjne. To samo robią stacje FX i AMC, które, owszem, sprzedają swoje seriale na cały świat, ale z jakiegoś powodu nadal uważają, że w każdym kraju ludzie powinni oglądać nie to samo co Amerykanie, tylko to, co udostępniają lokalni partnerzy. W efekcie mamy więc w Polsce trailer "The Walking Dead", w którym słyszymy "I'm gonna beat the holy hell out of one of you", a na dole ekranu czytamy, że to znaczy "Teraz stłukę jednego z was na kwaśne jabłko". Można z tym żyć? Niby można. Tylko po co?
Netflix i HBO nie blokują na YouTube niczego. Cały świat może oglądać te same zwiastuny w tym samym momencie, prawie cały świat dostaje też te same seriale w tym samym czasie. Przynajmniej dopóki jest mowa o oryginalnych produkcjach obu stacji. Niedawno zaczęto też tak samo traktować dziennikarzy z całego świata, w związku z czym wczoraj, dokładnie tak jak amerykańscy krytycy po TCA, mogłam zarwać noc, oglądając pół sezonu "The Get Down".
Lista tytułów, które dostajemy do oglądania przedpremierowo, razem z krytykami z USA, wydłuża się – dokładnie tak jak lista tytułów, które publika z całego świata może oglądać w tym samym czasie. Stacje zaczynają rozumieć, że pieniędzy nie zarabia się już tylko na Amerykanach – reszta świata też istnieje, też chce płacić za legalny dostęp do rozrywki i warto jej to umożliwić. I to wcale nie jest tak, że Netflix w 2016 roku wynalazł proch, HBO robi od kilku dokładnie to samo, tyle że na innych ekranach.
Na drugiej szali mamy ulubiony serial internetowych geeków – taki, o którym chce się dyskutować natychmiast po premierze odcinka, niezależnie od tego, czy jest się Amerykaninem, czy pochodzi się z Marsa – odmawiający nam dostępu do siebie. Bo ktoś tam, gdzieś tam w jakiejś korporacji (Evil Corp?) wymyślił sobie, że Polacy mają go oglądać półtora miesiąca po premierze. I zapewne wtedy wyszukiwać na Reddicie to, o czym Amerykanie rozmawiali wcześniej? Natykając się przy tym na spoilery z kolejnych odcinków? Sorry, droga korporacjo, ale to tak nie działa.
I tak, oczywiście, rozumiem, że świat licencji jest skomplikowany, a ponieważ USA Network w Polsce nie funkcjonuje, "Mr. Robot" emitowany jest ze sporym opóźnieniem i siłą rzeczy jakoś trzeba sprawić, żeby ludzie go wciąż chcieli obejrzeć w telewizji. Ale tak restrykcyjne blokowanie materiałów promocyjnych w przypadku tego konkretnego tytułu wygląda jak kiepski żart.